Tom I, Rozdział I

10.2K 361 67
                                    

Na wstępnie od raz przepraszam, że zjadło wszelkie wcięcia w akapitach. Przekopiowałam tekst prosto z Worda , o ile na Bloggerze format zostaje zachowany, tak tutaj wszystko się rozleciało.

Jeśli ktoś z Was wie, jak dodać wcięcia, nie bawiąc się w idiotyczne powielanie spacji, będę wdzięczna za podpowiedź. :)

============

Duży, nie, ogromny dom... Pewnie udałoby się w nim zmieścić całą dzielnicę handlową. Byłoby żywo... I strasznie głośno. To okropne, głośne echo niemiłosiernie roznosi każdy dźwięk. Odbija się od ścian i znów do mnie wraca. Jakby ktoś tu był, chociaż nikogo nie ma. Nigdy nikogo nie ma. Kiedyś byli tu ludzie, ale zniknęli. Już nawet nie pamiętam, kim byli. Pozostała tylko ciemność. Przyjemna, niemal kojąca, otaczająca wszystkie korytarze i pokoje. Wiatr hula pomiędzy wytapetowanymi ścianami, kurz zbiera się na zdobionych posadzkach. Te piękne poręcze, błyszczące podłogi, ręcznie robione meble, dla kogo to wszystko? Słońce ledwo dociera przez dziesiątki brudnych szyb, tańcząc pomiędzy drobinkami unoszących się w powietrzu tumanów kurzu. To wszystko jest zbyt duże. Czuję, że coś jest nie tak. Nie powinnam być tu sama, wiem to na pewno. Tylko, dlaczego jest inaczej? Gdzie się podzialiście, kimkolwiek jesteście? Kim jestem ja, i co to za miejsce? Czy to mój dom? Czy ta osoba ze zdjęcia to ja? A oni? Moja rodzina?

Za oknem widzę ogród. Niezadbany, wysuszony... Kolczaste pnącza okalają marmurowe rzeźby przedstawiające różne, antyczne postaci. Przez okno wychodzące na ogród widać nawet pomnik Kopernika, trzymającego w dłoniach sferę armiralną. Usytuowana naprzeciwko wejścia fontanna, otoczona dawno niestrzyżoną trawą, wyschła już dawno temu. Długo nikt nie dbał o to miejsce. A może... Może ja nie żyję? Może jestem duchem? Nie, słyszę odgłos swoich butów. Gdybym byłą martwa, nie mogłabym ich słyszeć. Duchy nie mają postaci fizycznej – tak zawsze mówił tata. Więc, może to piekło? Czy pamiętałabym swoją śmierć?

Lustro! Widzę swoje odbicie. Długie falowane włosy koloru ciemnego wina, błękitne oczy    to ja, ta dziewczyna ze zdjęcia, teraz jestem pewna. Mam na sobie podartą czarną suknie z falbaną. Zrywam ją z siebie. Zostawiam jedynie jedwabną halkę, równie ciemną, jak sukienka, podkreślającą kształty mojego wychudzonego ciała. Wyglądam jak trup, cała blada, podrapana i posiniaczona, z ogromnymi worami pod oczami. Wszędzie na ciele widzę blizny. Co mi się do diabła stało?!

Głupia... Możesz krzyczeć i tak nikt ci nie odpowie. Może jedynie trzepot skrzydeł wystraszonych ptaków, wzbijających się w powietrze z parapetu okna. Kładę się na wielkim łóżku i okrywam zakurzoną, satynową kołdrą.

*~*

Co to za krzyki? Czyżby ktoś się zjawił? Niewiele widzę, przez zaklejone powieki rozmazuje mi się obraz. Jacyś ludzie krzyczą coś niewyraźnie. Jestem taka słaba, chcę spać. Nie chcę przyjmować teraz gości. Zostawcie mnie, proszę... Nie zbliżajcie się. Kim jesteście? Czego chcecie?! ZOSTAWCIE MNIE!

~*~

 Aa!

Czerwonowłosa dziewczyna ocknęła się z cichym krzykiem. Przetarła oczy i ze zdumieniem zdała sobie spraw, że płakała przez sen. Usiadła i oparła się o drewniany, pozłacany tył łóżka, ścierając krople potu z czoła. Mały zegar na nocnym stoliku wskazywał siódmą rano. Rzadko bywała na nogach o takiej godzinie, zdecydowanie wolała spać do południa i zarywać noce. W ciemności czuła się dużo pewniej. Mrok był jej naturalnym środowiskiem, tylko w jego objęciach czuła się w pełni bezpieczne. Zamknęła oczy i próbowała przypomnieć sobie koszmar, który doprowadził ją do łez. Niewiele było sytuacji, w których zdarzało jej się płakać. Tak naprawdę, już od bardzo dawna tego nie robiła, nie lubiła okazywać słabości. Przeklęła pod nosem niezadowolona ze swojej bezsilności względem sennych wspomnień. Pociągnęła złoty sznur wiszący tuż przy baldachimie i z ciężkim westchnieniem opadła na poduszki. Czekała.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now