Tom II, Rozdział VI

1.2K 106 59
                                    


Aktywność strasznie spadła. Smuteg motzno TT_TT. Ale to nic, piszemy dalej. Nie porzucajcie lektury, tylko dlatego że relacje Lizz i Sebastiana nieco oziębły. Zaręczam Wam, że wiele stracicie, rzucając historię w tym momencie. Wprawdzie ten tom nie jest moim największym dziełem (szczególnie pod względem poprawności :P), ale fabularnie mam do niego WIELKI sentyment. Już niedługo dowiedziecie się, dlaczego. Naprawdę warto (przynajmniej tak mawiają ludzie xD). Sama nie mogę się już doczekać xD.

PS Przy okazji przepraszam a dywizy w poprzednim rozdziale. Nie wiem, skąd się wzięły, bo przecież wszędzie były pauzy i Wattpad ostatnio nie miał z tym problemów TT_TT.

==========================

Lokaj wszedł do swojej sypialni, by jak zwykle zająć się sporządzeniem listy zakupów. Już dawno przestał się dziwić, jak wiele rzeczy można zniszczyć w ciągu dnia. Co wieczór zasiadał przy tym samym stole dopisując kolejne pozycje do niekończącej się wyliczanki. Zastanawiał się, czy zdąży pożreć duszę Elizabeth nim dziewczyna zbankrutuje przez ciągłe dokupowanie porcelanowej zastawy. Dopisał kilka przedmiotów i odsunął od siebie arkusz papieru, by przejść do kolejnego zadania — rozpisania zajęć dla służby. Chociaż trójka nieokrzesanych, młodych ludzi nie miała w zwyczaju na nią zerkać, czekając aż lokaj pofatyguje się osobiście i wyda m kolejne polecenia, zawsze skrzętnie zapisywał każdą, nawet najdrobniejszą, pracę, która musiała zostać wykonana kolejnego dnia. Lubił porządek i dokładność. Jeśli się za coś zabierał, zawsze robił to dobrze, doskonale wręcz. Odbębnianie roboty na pół gwizdka było jego zdaniem skrajnie niestosowne. Powoli zaczął kreślić słowa na kartce. Jego kaligrafia była równie godna podziwu, co wszystko, za co się chwytał. Zapisując kolejną godzinę, piętnastą — kiedy miał zaserwować swojej pani obiad, podczas gdy reszcie zamierzał zlecić prace w spiżarni — jego ręka zastygła w bezruchu. Spojrzał na stojące tuż obok kartki zdjęcie. Z jakiegoś dziwnego powodu rozpraszało go odkąd tylko zasiadł przy sekretarzyku. Czerne motywy kwiatowe, które hrabianka własnoręcznie narysowała na drewnianej ramce zdradzały towarzyszące ich tworzeniu emocje. Znów, jak w przypadku niedawno odnalezionej zakładki, oczyma wyobraźni mógł dojrzeć jej trzęsącą się dłoń, lekko spuchniętą od ciągłego przygryzania wargę i niezadowolone kręcenie nosem połączone z kurczącymi się mięśniami na czole, ilekroć jej dłoń drżała, nieprzystosowana do długotrwałego wysiłku i dokładności. Wydało mu się urocze, jak bardzo potrafiła zawziąć się w sobie, ile czasu poświęcić, ilekroć postanowiła, że chce coś zrobić. Tak samo było z nieszczęsnymi bałwanami. Gdyby gorączka nie wyssała z niej całych sił, zerwałaby się z ławki, na której ją posadził, odepchnęłaby go i z uporek maniaka próbowałaby sama dokończyć śnieżne dzieło. W zasadzie, nie by nawet pewien, czy pamiętała, że to właśnie on uformował ostatnie kule tamtego dnia. Możliwe, że nie miała o tym pojęcia i żyła w radosnym przekonaniu, że dokonała tego sama. Bez względu na to, jaka była prawda, nie zamierzał tego roztrząsać. Nie miałoby to najmniejszego związku z grą złośliwości, którą ostatnimi czasy oboje zaniedbywali, byłoby jedynie bezsensownym pastwieniem się nad bezbronnym dzieckiem — w czym nie dostrzegał żadnej przyjemności.

Ponownie spojrzał na kartkę i powiódł wzrokiem po kilku ostatnich linijkach.

— Do rzeczy... — szepnął pod nosem zamaczając pióro w kałamarzu.

Kolejne zgrabne litery zdobione w charakterystyczny, niepowtarzalny sposób pojawiały się kolejno na wysokiej jakości papierze układając się w rozkazy, których wydźwięk słyszał w głowie. Tak naprawdę można by pomyśleć, iż nie pisał listy obowiązków, a monolog, przygotowując się do jego wygłoszenia. Każdego wieczoru zasiadał do biurka, by spisać scenariusz kolejnego dnia, bo czym więcej była kartka papieru, której nikt nigdy nie poświęcał ?

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now