Tom I, Rozdział XV

1.4K 130 8
                                    


Znów po długiej przerwie, ale jest. Mam mało czasu i w ogóle, powtarzam to ostatnio za każdym razem, ale jak czytam to, co napisałam, to mnie szlag trafia. Takie to płytkie, kiepskie i monotonne, a nigdy nie mam czasu, żeby to sensownie przeredagować. Właściwie ten tom powinnam napisać od początku, z pierwotnej wersji czerpiąc jedynie natchnienie, bo wiele rzeczy jest zwyczajnie głupich i irracjonalnych. No ale cóż. Początki są zawsze trudne. Muszę zebrać się w sobie i zacząć częściej tutaj publikować, żeby dojść już do tych rozdziałów, które reprezentują sobą coś sensownego.


==========================


- Timmy, wyłaź! Poddajemy się! - Zmęczone kilkugodzinnymi poszukiwaniami chłopca, dziewczyny postanowiły przyznać mu zwycięstwo. Obeszły całą posiadłość wzdłuż i wszerz, zaglądały w najmniejsze zakamarki, jednak nigdzie nie mogły go znaleźć. Zrezygnowane weszły do pokoju zabaw i rozsiadły się na fotelach.

- Gdzie on jest? Przecież byłyśmy wszędzie! - dziwiła się hrabianka.

- Nie wiem, ale jestem strasznie zmęczona. Napiłabym się czegoś - jęknęła japonka, rozciągając się na siedzisku.

- Pociągnij za to dwa razy - poleciła Elizabeth, wskazując palcem gruby, pozłacany sznur wiszący przy oknie. Tomoko odchyliła się i zadowolona, że udało jej się dosięgnąć bez podnoszenia się z fotela, szarpnęła zgodnie z instrukcją.

- Zaraz tu przyjdzie... - burknęła niepocieszona Lizz, mierząc wzrokiem drzwi do bawialni.

- Nie wyglądasz na zadowoloną.

- No i nie jestem - szepnęła.

- Zachowuj się naturalnie, tak jak wcześniej - zaproponowała japonka.

Sama również musiała grać. Zarówno przed przyjaciółką jak i przed jej wiernym służącym. Było coś, o czym musiała zdecydować, co musiała przemyśleć, a co przez cały czas chodziło za nią, uniemożliwiając beztroską zabawę. Nie dawała tego po sobie poznać - czasami to było najlepsze wyjście.

- Wiem.

Sebastian z uroczym uśmiechem na rozpromienionej twarzy wszedł do pokoju, pchając przed sobą srebrny wózek zastawiony delikatną porcelaną zdobioną kwiatowym ornamentem.

- Przygotowałem Ceylon, który panienka ostatnio zamówiła, właśnie dotarł - wyjaśnił, podając nastolatkom filiżanki.

Wyglądał i zachowywał się zupełnie naturalnie. Żaden jego gest, nawet najdrobniejszy, nie zdradzał emocji. Był idealny, jak zwykle. Czerwonowłosa poczuła irytację. Zazdrościła mu, że potrafił przejść nad wszystkim do porządku dziennego, zignorować to, co wydarzyło się rano. Nie rozmyślać, nie czuć, być zupełnie obojętnym. Jego uśmiech wydał jej się jeszcze bardziej pusty i zakłamany niż zazwyczaj.

- Czasem zachowuje się jak pełen uczuć porywczy człowiek, a czasem... Jest tak spokojny, opanowany, jakby nie czuł absolutnie nic. Jakby to wszystko nie miało dla niego żadnego znaczenia. O co mu tak naprawdę chodzi? Cholerny demon, pewnie znów tylko ze mną pogrywa - pomyślała, nieznacznie wykrzywiając usta.

Życzy sobie panienka czegoś jeszcze? - zapytał, wyrywając ją z rozważań.

- Nie - prychnęła pod nosem nieco rozkojarzona.

Mężczyzna pokłonił się i wyszedł. Zmierzając do kuchni, czuł ulgę. Udało mu się zachować kamienną twarz. Postanowił wciąż brnąć w zaprzeczenie, tak długo, aż nie stanie się ono prawdą.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now