Tom I, Rozdział V

2.4K 184 23
                                    

Szlachcianka dobiegła do schodów na końcu korytarza, weszła na sam szczyt i ruszyła w stronę, z której dochodził dźwięk muzyki. Pchnęła drzwi i wpadła z impetem do gustownie urządzonego pomieszczenia. W jego centrum znajdował się niski stół, wokół którego skupiały się krwistoczerwone fotele. Na jednym z nich siedziała Madame Halme z filiżanką herbaty w ręku. Patrzyła na płonący w kominku ogień. Nie spodziewała się, że ktoś wbiegnie nagle do pokoju. Zaskoczona odwróciła głowę w stronę dziewczyny. Odstawiła porcelanę na stół i łagodnie uśmiechnęła się do hrabianki.

- Znalazłaś mnie. Jak widzisz, nie ubrania leżą w moim guście. Taka mała, zarozumiała dziewucha, masz wszystko. Firmę, piękną skórę i przystojnego wuja.

- Seba... Niles! Co z nim zrobiłaś?! - krzyknęła zdyszana.

Zacisnęła pięści i powoli zaczęła zbliżać się w stronę kobiety.

- Anthon. - Za hrabianką pojawił się mężczyzna w garniturze.

Ten sam, którego widziała w podziemiach. Nim zdążyła zareagować, doskoczył do niej, chwytając za poranione nadgarstki. Kłujący ból sprawił, że ją zemdliło. Lokaj związał dziewczynie ręce, szarpnął ją, a potem pchnął na fotel naprzeciw swojej pani. Kobieta podziękowała mu skinieniem głowy. Podniosła filiżankę i upiła odrobinę herbaty.

- Twojemu wujowi nic nie jest. Tak zacny, młody mężczyzna, niezwykle zdolny... Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - Lizz skrzywiła się na samą myśl o tym, co rozumiała przez „zdolny". - Jak ci się podobają moje włosy? Zabrałam je córce właściciela sklepu z lampami. Młoda dziewucha nie doceniała tego, co ma. Ciągle je związywała, to okropne. Jak można tak bardzo nie doceniać piękna?

- Dlatego pomyślałaś, że zrobisz z nich lepszy użytek?

- Ty tak nie uważasz? Popatrz na siebie. - Zmierzyła dziewczynę wzrokiem. - Masz taką miękką i delikatna skórę o wspaniałym, szlacheckim odcieniu, a mimo to... Zupełnie o nią nie dbasz. Jesteś cała odrapana. Przez ciebie będę musiała czekać , aż te rany się zagoją.

- Nie zmieściłabyś się w moją skórę nawet, gdyby była dwa razy taka... - skomentowała złośliwie.

- Nie muszę, mam swoje sposoby, ale nie zamierzam ci o nich opowiadać.

- To dobrze, bo wcale nie jestem zainteresowana. - Uśmiechnęła się pod nosem, spuszczając głowę.

Coś zmieniło się w powietrzu. Mała, subtelna różnica, niemal niezauważalna dla ludzkich zmysłów.

- Taka niewychowana! Powinnaś była spędzić więcej czasu z wujem, kiedy jeszcze miałaś okazję. Anthon!

- Tak, pani?

- Sprawdź, co się tam dzieje, słyszę jakiś hałas. - Mężczyzna posłusznie wyszedł z pokoju.

Rozejrzał się po korytarzu. Nie dostrzegając niczego podejrzanego, wrócił.

- Wszystko w porządku, to pewnie małe problemy z którymś z dawców - wyjaśnił, kłaniając się lekko.

- Dobrze. O czym to ja mówiłam? A tak... Powinnaś była brać przykład z wuja, to naprawdę wyjątkowy człowiek. Gdy znajdzie twoje ciało i pochowa cię, będę wspierać go w żałobie, może nawet zrobię z niego swojego męża... - Snuła plany, szczerząc się obleśnie.

- To nie jest mój wuj - powiedziała twardo hrabianka, uśmiechając się zza zasłaniających twarz włosów.

- Co?

- Powiedziałam... - Podniosła głowę i spojrzała na kobietę z morderczym wyrazem twarzy, który wzbudził jej drżenie - Że to nie jest mój wuj.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now