Tom I, Rozdział III

3.6K 209 48
                                    

- Um? - Elizabeth przekręciła się w łóżku.

Ze snu wyrwał ją irytujący dźwięk.

- Sebastian? - zapytała, otwierając zaspane oczy, jednak nie dostrzegła nikogo w ciemności.

Coś uderzyło w okno. Leniwie podniosła się z łóżka, okryła plecy leżącym na krześle ponczo i powoli podeszła do źródła dźwięku, jednak wciąż nikogo nie widziała. Wdusiła klamkę i odchyliła skrzydło okna. Wychyliła się przez nie, niepewnie spoglądając w dół, a potem w górę.

- Sebastian? - zapytała ponownie, jednak nikt jej nie odpowiedział. - Eh... - westchnęła.

Stanęła na parapecie, wysunęła się, chwyciła dłońmi zewnętrzną okiennicę i wdrapała na dach. Rozejrzała się dokładnie, ale nawet tam jej oczy wciąż nie dostrzegały żadnej sylwetki, ani nawet podejrzanego cienia na kamiennej ścianie. Czuła jednak, że ktoś tam był. Gdy tylko usłyszała kolejne, nienaturalne skrzypnięcie, impulsywnie się odwróciła. Zobaczyła niewyraźną sylwetkę człowieka. Tajemnicza postać stała nieruchomo, jakby zapraszała ją, by podeszła.

- Kim jesteś? - zapytała cicho, zbliżając się ostrożnie, by nie wystraszyć nieznajomego.

- Jestem tym, kim ty teraz jesteś. - Rozbrzmiało z oddali echo kilku głosów.

Zdziwiona przetarła oczom, nie dowierzając w to, co widzi i słyszy. Wciąż, jak zahipnotyzowana, szła w stronę czarnej łuny. Jakby przestała kontrolować swoje własne ciało, jakby coś pchało ją w objęcia nieznajomego bytu.

- To znaczy kim?

Kolejne parę kroków. Światło księżyca przenikało przez szczupłą, otuloną ciemnością sylwetkę.

- Musimy porozmawiać... - zabrzmiało ponownie echo, zupełnie ignorując pytanie dziewczyny.

Była już tylko kilka metrów od bytu, ale wciąż nie mogła dostrzec jego twarzy. Z każdym kolejnym krokiem wzbierał coraz większy wiatr. Nagle straciła równowagę, , przeleciała przez gzyms i zaczęła zsuwać się z dachu. Powstrzymując krzyk, spróbowała chwycić się czegoś, by nie spaść na sam dół.

- Cóż za żałosna byłaby to śmierć - pomyślała, chwytając się okiennicy.

Wisiała na niej, czując jak drzazgi ranią jej dłonie. Zadarła głowę, spoglądając w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą majaczyła sylwetka nieznajomej istoty. Zniknął! Machnęła głową, by przywołać myśli do porządku. Kopnęła w okno, które otworzyło się z głośnym hukiem. Wskoczyła do środka pomieszczenia, po drodze zadzierając koszulę. Upadła na podłogę i przeturlała się parę metrów, uderzając głową w półkę z dokumentami. Była lekko poobijana, ale prawie nie czuła bólu. Był tak odległy jak echo, które słyszała; znikał gdzieś w ciemnej otchłani. Podniosła się, zamknęła okno i wyszła z biblioteki, w której wylądowała. Szła ciemnym korytarzem, kierując się w stronę sypialni. Nie zapaliła świec, nie mogła znaleźć zapałek. Poza tym i tak nie potrzebowała ognistego blasku, by dotrzeć do celu. Wciąż doskonale widziała w ciemności. Mijając kolejne drogocenne obrazy wytyczające drogę do sypialni, chwyciła się za kark.

- Ał! - krzyknęła, czując palący ból na dłoni.

Nie wiedziała, co się dzieje. Jeśli nic się nie zmieni, będzie musiała powiedzieć o tym Sebastianowi. Może on będzie wiedział, co dzieje się z kontraktem. W końcu to on zostawił na niej znamię - jeśli coś się z nim dzieje, to jego wina!

Weszła do swojego pokoju i zobaczyła stojącego przy otwartym oknie lokaja. W dłoni trzymał świecznik. Słysząc kroki, odwrócił się i obdarzył dziewczynę pełnym troski spojrzeniem. Podszedł bliżej, postawił świece na nocnym stoliku i zaprowadził szlachciankę do łóżka. Milczał. Ona również nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Spojrzała tylko w jego oczy. Zdawało jej się, że dostrzegła w nich wcześniej nutę... Strachu? Aż tak bardzo martwił się o swój obiad? Przykrył ją kołdrą, pokłonił się i wyszedł. Ona zamknęła zmęczone oczy i wsłuchując się w echo jego oddalających się kroków, ponownie pogrążyła się we śnie.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now