Tom II, XXVII

182 19 0
                                    

Chwilowo wrócił Internet! A raczej zamówiliśmy usługę, z której planujemy zrezygnować, gdy podłączą nam właściwą, bo ta jest droga i nie do końca warta świeczki. Niemniej mam nielimitowanego neta i wreszcie mogę trochę pożyć, dlatego od razu wrzucam Wam rozdział, żebyście też coś z tego radosnego dnia mieli xD. Smacznego ;*


~*~

Zamknęła za sobą wrota i nieśmiało zrobiła dwa kroki naprzód. W prawej dłoni trzymała zwiniętą kartkę, coraz bardziej gniotąc ją z nerwów. Mężczyzna uśmiechnął się rozbawiony, zerkając na napięte mięśnie przedramienia dziewczyny.

— Słucham panienko, czy coś się stało? — zapytał, udając, że nie rozumie, po co się zjawiła.

W rzeczywistości zrobiła dokładnie to, czego się spodziewał. Jakby wraz z szorstkim traktowaniem przekazał jej scenariusz, który sumiennie odgrywała linijka po linijce.

Teraz się naburmuszy, próbując maskować wstyd. — Zachichotał pod nosem.

— Coś musi się dziać, żebym tu przyszła? Nie bądź bezczelny! — oburzyła się, mocniej zaciskając dłoń na rysunku. — Chciałam po prostu... — kontynuowała, jednak słowa utknęły w jej gardle.

Nie chciała przyznawać się do błędu, którego istnienia w pełni nie akceptowała, a jednak była pewna, że nie będzie potrafiła otwarcie wyznać, co dokładnie czuje. A może on już to wie? Badawczo popatrzyła na demona, dokładnie przyglądając się jego twarzy. Westchnęła, rozluźniając ramiona.

— Dobrze wiesz, po co przyszłam. Po co ta szopka? Wygrałeś — szepnęła gorzko i podeszła do łóżka, siadając tuż przy mężczyźnie, przy jego prawym ramieniu.

Położyła rulon na kolanach i objęła go obiema rękami.

— Proszę o wybaczenie, ale chyba nie rozumiem, o co ci chodzi, panienko — odparł zaintrygowany.

Elizabeth prychnęła nerwowo, patrząc na demona z ukosa.

— Skończ tę zabawę. Miałeś rację — przyznała, po sekundzie dodając: — po części.

— Hmmm? — mruknął, tym razem szczerze zaciekawiony. — Co masz na myśli, mówiąc „po części"? — zapytał ciepło, delikatnie przysuwając się w jej stronę.

Czuła się dziwnie nieswojo, nie przywykła do braku swobody w jego obecności. Nie chciała, by dostrzegł zmianę w jej zachowaniu. Właściwie, dlaczego?

Dlaczego miałabym cię okłamywać? — zapytała, unosząc głowę.

Jej nos znajdował się zaledwie kilka centymetrów od jego ust, kiedy wbiła spojrzenie w jego błyszczące czerwienią tęczówki. Widziała drgnięcie jego źrenic, widziała zaskoczenie. To szczere, które dawało jej satysfakcję. Znów poczuła się pewnie; czasem tak niewiele było trzeba, by otrzymać ten niezwykły przywilej.

— Okłamać mnie? Przepraszam, ale naprawdę nie rozumiem. — Uśmiechnął się beztrosko, przymykając oczy.

— Nieważne — mruknęła i ponownie spuściła głowę.

Siedzieli w milczeniu przez kilka minut. Demon próbował zrozumieć, o co jej chodziło. Nie spodziewał się takich słów, nie potrafił znaleźć ich przyczyny. Za to doskonale widział, że coś w hrabiance się zmieniło. Zdradliwy umysł wysyłał bolesny impuls nadziei. Czy to możliwe, żeby sobie przypomniała? Nie. Życzenie, które skrycie nosił w sercu, nie miało prawa się spełnić, nie mogło. Przyniosłoby ze sobą więcej bólu i problemów niż szczęścia. Nie mógł pozwolić sobie na takie samolubne myśli. Musiał skupić się na czymś innym.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon