Tom II, Rozdział XI

932 104 27
                                    


Ale słabo wyświetlaliście poprzedni rozdział! :O Co się stało? Nudzi Wam się, czy to wina szkoły? Bo ten, tego, tu niedługo będą fajne rzeczy xDDDD. 

Mam nadzieję, że tym razem wszystkie pójdzie sprawniej. Miłego rozdział€u :*.

==========================

Obiad tego dnia miał być nieco mniej uroczysty niż dnia poprzedniego, za to wszyscy zgodnie uznali, żeby zorganizować go później, w formie obiadokolacji, i spędzić kilka chwil więcej w pełnym gronie. Nastolatki zdążyły już uzgodnić cały plan, pozostało jedynie wprowadzenie go w życie. Przeniosły się do biblioteki. Elizabeth zamierzała pokazać przyjaciółce niekompletną książkę, która w dalszym ciągu nie dawała jej spokoju, ale mimo poszukiwań, wciąż nie mogła jej znaleźć.

— Jak to jest możliwe, żeby jedna, czarna jak smoła książka zgubiła się w uporządkowanej bibliotece? — denerwowała się Elizabeth

— Nie mam pojęcia, ale nigdzie jej nie widzę.

— Nikt nie widzi, nawet Sebastian. Właśnie, już czas. Pociągnij za sznur, dobrze? — poprosiła.

Japonka z podekscytowaniem wypełniła prośbę i usiadła w fotelu, czekając na przedstawienie.

— Czy czegoś panienki potrzebują? — zapytał lokaj, uroczo się uśmiechając.

Nieświadomość tego, co go czeka sprawiała, że księżniczka nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

— Panienko Tomoko, czy wszystko w porządku?

— Zignoruj ją — warknęła fioletowowłosa. — Mam dla ciebie zadanie. — Jej słowa, przywołały do porządku śmiejącą się koleżankę.

Zmarszczyła brwi i oczekiwała na kolejne zdanie.

Elizabeth machnęła ręką, dając mężczyźnie znać, by się pochylił i wyszeptała mu coś na ucho. Zawiedziona japonka jęknęła smutno i skrzywiła się. Gdy hrabianka skończyła mówić, lokaj wyprostował się i skinął głową, po czym opuścił pokój. Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień zaskoczenia, strachu, obrzydzenia, niechęci lub jakiegokolwiek innego uczucia, którego można było się spodziewać.

— Co z nim jest? — burknęła niezadowolona czarnowłosa, kiedy przyjaciółka usiadła na fotelu obok niej.

— A co ma z nim być?

— Nie powinien się chociaż zdziwić?

— Takie coś? Jest lokajem rodziny Roseblack, musi wypełniać wiele dziwnych próśb i rozkazów. To nie jest coś godnego wyrazu zaskoczenia na jego twarzy — odparła dumnie, nieco zarozumiale wręcz, i równie tajemniczo.

— I nie powiesz mi, co dokładnie mu powiedziałaś, prawda? Jesteś okropna!

— To byłoby nie na miejscu! — zaśmiała się, przedrzeźniając oburzoną ciotkę.

~*~

Jakież to było niesamowicie irytujące i kłopotliwe! Znów to robiła. Po raz kolejny wykorzystywała jego ciało, jako środek do osiągnięcia celu. Zwyczajnie nie przeszkadzałoby mu to aż tak bardzo. Ten nic nieznaczący akt cielesnego, ludzkiego uniesienia traktował jak przykry obowiązek. Spoczywał gdzieś pomiędzy pilnowaniem nieokrzesanych współpracowników, a sprzątaniem bałaganu, który tworzyli, gdy tylko na chwilę odwrócił od nich wzrok. Pewnie gdyby nie niedawne wydarzenia, które pragnął zachować w najbardziej namacalnej z możliwych form, gdyby nie była ostatnią, która dotykała go w ten sposób i w końcu, gdyby nie podsłuchał jej rozmowy z przyjaciółką, nie zrobiłoby to na nim żadnego wrażenia. Bezmyślnie wykonałby powierzone zadanie i wrócił do codziennej rutyny. Jednak usłyszał ją. Musiała zdawać sobie sprawę z jego atrakcyjności, w końcu inaczej nie kazałaby mu zrobić tego, czego od niego oczekiwała. Więc czemu mu to zleciła? Czy wszystko, co dla niej znaczył zniknęło tamtego dnia? Przestał się liczyć, był jej tak bardzo obojętny?

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaOnde histórias criam vida. Descubra agora