Tom I, Rozdział XX

1.4K 121 8
                                    

Wybaczcie, że zrobiłam taką długą przerwę. Ilekroć już sobie przypomniałam, że miałam wrzucić rozdział, to albo miałam coś innego do zrobienia, albo już miałam wyłączonego kompa. Jednak w końcu sklerotyczna przypomniała sobie w odpowiedniej chwili i tak w Wasze ręce trafia dwudziesty rozdział pierwszego tomu opowiadania. Znów nie jest betowany, bo nie mam na to czasu zwyczajnie. Znaczy był betowany kiedyś, kiedy jeszcze nie umiałam tyle, co teraz (półtora roku temu około), więc jest dużo słabszy niż mógłby być. Wiem, wiem, powtarzam to przed każdym rozdziałem, no ale taka prawda. Zresztą chyba i tak w tym miejscu widać już jakąś tam różnicę w stylu. Dalej będzie tylko lepiej :P.

Miłego <3

========================


Majestatyczne mury najstarszego angielskiego szpitala. Miejsce pracy jednych z najwybitniejszych lekarzy Europy. To tutaj pracowali dniami i nocami, by ratować ludzkie życia, udoskonalać swój kunszt i tworzyć lekarstwa na śmiertelne choroby. Niezaprzeczalnie jeden z najtrudniejszych zawodów, rzadko nagradzany zwycięstwami, za to usłany morzem porażek, płaczu i cierpienia. Nie jeden nie wytrzymał tej presji i porzucił drogę w imię łatwego bogactwa. Jedynie ludzie o prawdziwie silnej psychice mogli odnieść sukces. Dziewczyna podziwiała ich. Czuła, że byli do niej podobni. Odrzucali swój strach, emocje i słabości, całkowicie poświęcając się osiągnięciu zamierzonego celu.

- Może jednak wymyślimy coś innego? - Stojąc w idiotycznym stroju pielęgniarki przed olbrzymim budynkiem, hrabianka zaczęła wątpić w ich plan.

Zbyt dużo zmiennych, których nie byli w stanie przewidzieć, mogło pokrzyżować ich plany. Jednak kamerdyner uspokajał ją i zapewniał, że wszystko pójdzie po ich myśli.

- Musimy iść panie... Siostro Elizabeth. - Pociągnął szlachciankę za dłoń, prowadząc w stronę wejścia.

- Se-sebastian! - krzyknęła, ciągnąc za sobą ciężką walizkę.

Jako jego asystentka zobowiązana była pomóc mu z bagażem. Musieli zachowywać pozory. Ciężka torba, wypełniona, właściwie sama nie wiedziała czym, boleśnie wbijała się w jej szczupłą dłoń.

- Doktorze Michaelis - poprawił ją, otwierając drzwi.

- Ty... - warknęła, jednak nie dane było jej dokończyć.

Przekroczyli granicę dzielącą świat zwykłych śmiertelników, z wiecznie wrzącym kotłem medycznych problemów. Wielki hol, utrzymany w jasnych, pastelowych barwach, wypełniony był mnóstwem szpitalnego personelu, krzątającego się pomiędzy kaszlącymi, rannymi i umierającymi ludźmi. Gwar i ciągłe nawoływanie lekarzy sprawiało, że młodej hrabiance zaczęło kręcić się w głowie. Charakterystyczny szpitalny zapach wzbudzał w niej obrzydzenie. Z całym szacunkiem, jakim darzyła lekarzy, nienawidziła miejsca ich pracy właśnie ze względu na ten odór. Gdyby był to jedynie zapach śmierci, nie byłoby problemu. Woń śmierci, desperacji, mnóstwa związków chemicznych oraz środków czystości był już zbyt intensywną mieszanką.

- Doktor Michaelis? - Mężczyzna w białym kiltu, z szerokim uśmiechem na twarzy, podszedł do nich i wyciągnął rękę w kierunku demona.

Ten skinął głowa i uścisnął jego dłoń.

- To moja asystentka, siostra Elizabeth - przedstawił szczupłą towarzyszkę.

Lekarz przyjrzał jej się podejrzliwie. Przez chwilę martwiła się, że się zorientował, jednak po kilku sekundach uśmiech powrócił na jego twarz. Podał jej dłoń i z miejsca zaczął opowiadać jakieś medyczne ciekawostki, które dla takich ludzi jak on musiały być niewiarygodnie interesujące. Przynajmniej tak jej się wydawało, widząc, z jaką pasją i zainteresowaniem Sebastian wsłuchuje się w jego opowieść. Sama ledwie powstrzymywała się, by nie zasnąć na stojąco, wlokąc się kilka metrów za nimi, podczas gdy prowadził ich do tymczasowego gabinetu. Jedynie torba, która powoli zdążyła przyprawić ją o odciski utrzymywała jej umysł we względnym skupieniu.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaOn viuen les histories. Descobreix ara