Tom I, Rozdział IV

2.8K 198 13
                                    

Złoty dzwonek przyczepiony do ściany tuż nad tabliczką „Biblioteka" dzwonił uporczywie od dłuższej chwili. Młody brunet wychylił się z pomieszczenia służbowego i popatrzył na nieruchomego lokaja.

- Panie Sebastianie? - zawołał go.

Nie zareagował.

- Panie Sebastianie? - Chłopiec podszedł do niego i opuszkami palców dotknął ramienia mężczyzny. Ten popatrzył na nastolatka błyszczącymi czerwienią oczami.

- Tai...

- Panie Sebastianie, panienka Elizabeth dzwoni z biblioteki. Chyba pora na herbatę -poinformował go.

- Masz rację... - mruknął demon.

Zagotował wodę, nasypał do dzbanka pierwszą z brzegu mieszankę liści, wziął tacę i ponuro ruszył we wskazane miejsce.

Zapukał do drzwi. Czekając na odpowiedź dziewczyny, zmienił wyraz twarzy na całkowicie obojętny. Nie chciał, by dostrzegła, że targają nim emocje.

- Wejdź. - Rozbrzmiał suchy ton głosu hrabianki.

Wykonał polecenie. Postawił tacę na stoliku i w milczeniu, tak jak się tego spodziewała, zalał herbaciany susz. Podał dziewczynie zdobiona filiżankę, skinął głową, kładąc dłoń na piersi, po czym odwrócił się w kierunku wyjścia.

- Sebastian... - zagadnęła niepewnie.

- Tak, panienko? - odparł, nie odwracając się.

- Niedługo musimy ruszać na bal...

- Poproszę Taia, żeby przygotował powóz - odpowiedział mechanicznie, głosem wyzutym ze wszelkich emocji.

- Tak, dziękuję, ale... - Widziała, że zbierał się do wyjścia.

Chociaż zachowanie demona nie było godne kamerdynera, nie miało to w tej chwili znaczenia.

- Poczekaj! - uniosła się.

Nie mogła pozwolić, żeby wyszedł. Wtedy straciłaby okazję, żeby naprostować niezręczną sytuację, którą prawdopodobnie nie powinna się wcale przejmować. Ale ona była sobą i nie potrafiła tego zignorować, co miała zrobić? Działanie wbrew sobie nigdy nie przynosi dobrego rezultatu, długoterminowo.

Nagły krzyk zza okna sprawił, że ręce Elizabeth zadrżały, odrobina gorącej herbaty oparzyła jej dłoń. Syknęła cicho, odstawiła filiżankę i wstała. Lokaj odwrócił się niechętnie w jej stronę, patrząc chłodnym wzrokiem na zaczerwienienie na bladej skórze.

- Chciałabym, żebyś ze mną poszedł. - Zbliżyła się do służącego.

Chciała go minąć, lecz delikatnie chwycił jej nadgarstek. Wziął do ręki zimną łyżeczkę i przyłożył do poparzonego miejsca.

- Gdybym tego nie zrobił, mogłaby zostać blizna - wyjaśnił, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.

Przejęła od niego sztuciec i kiwnęła głową, pokazując, by ruszył za nią. Szli w milczeniu, mijając kolejne pokoje, aż doszli do zakurzonych drzwi na końcu korytarza.

- To przecież... - szepnął.

- To pokój rodziców. Nikt tu nie wchodził od... Tamtego dnia. Jednak teraz potrzebujemy czegoś ze środka. Możesz otworzyć drzwi, proszę?

- Oczywiście. - Chwycił klamkę i delikatnie ją wdusił.

Zamek wydał z siebie charakterystyczne chrząknięcie. Dębowe drzwi otworzyły się, głośno skrzypiąc, ukazując przed nimi nieskalaną od lat niczyją obecnością, przestronną sypialnię. Wewnątrz pomieszczenia panował półmrok. Zasłony odsunięte były jedynie do połowy, wszystkie zdobione meble pokryte były grubą warstwą kurzu. Na łóżku leżała sukienka przygotowana do ubrania. Na stoliku nocnym obok książki ktoś zostawił rozłożone okulary. Od dawna nie było tu żywego ducha. Chociaż w zakres obowiązków Sebastiana wchodziło sprzątanie całej posiadłości, ten pokój miał pozostać nietknięty i wszyscy przestrzegali nałożonego na nich nakazu. Każdy przedmiot, nietknięty, zajmował swoje miejsce od dnia, kiedy właściciele sypialni ostatni raz w niej przebywali.

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now