rozdział 52

271 25 2
                                    

Pov. Jack.

Od dwóch tygodni nie odstępuję Brook'a na krok. Nie po tym jak wylądował w szpitalu przez swoją odpowiedzialność. Na początku chyba mu sie podobało ze sie nim tak przesadnie opiekuję ale teraz chyba zaczyna go to irytować. Często fuka na mnie albo obraża sie. Ale ja nic nie poradzę na to ze kocham go i nie mam zamiaru mu dawać narazie spokoju.

Mamy 30 sierpnia. Niedługo początek roku szkolnego. Wakacje w sumie nie minęły aż tak szybko. Przynajmniej dla mnie. Z jednej strony cieszę sie ze wracam tam ale z drugiej wcale nie widzi mi sie słuchać tej maszkary od historii. Mam nadzieję ze zmienią nam ją na panią Grood.
To to jest dopiero nauczycielka. Robimy u niej co chcemy ale mimo to ze sie obijamy zawsze mamy dobre oceny. Nie to co z tą małpą.

Dziś wstałem jako ostatni nawet nie wiem czemu. Gdy zszedłem na dół zacząłem szukać mojego chłopaka. Tak aby znowu zadać mu te irytujące go pytanie:

,,jak sie czujesz Brookie?"

Wiem ze te słowa go denerwują ale musze sie upewnić. Tak na wszelki wypadek. Kilkanaście razy dziennie. Kilka dziesiąt może? Kilka set?

-Gdzie Brooklyn?-zapytałem Rye'a który siedział w jadalni.

-Poszedł sie ,,w spokoju"-podkreślił-umyć.

Westchnąłem po czym usiadłem obok bruneta. Strasznie mi sie nudziło. Czułem ze muszę przerwać ciszę panującą między naszą dwójką.

-Czy ja jestem zbyt opiekuńczy?-zapytałem chłopaka.

-Tak.-powiedział pewnie.

-Aż tak?-zapytałem aby sie upewnić ze to nie był żaden sarkazm.

-Tak Jack. Aż tak.-wysyczał po czym wstał i agresywnie wstawił kubek do zlewu. Wyszedł z pomieszczenia po czym skierował sie na schody. Po chwili nie było na dole juz po nim śladu.

Zdziwiło mnie zachowanie Beaumonta. Nie był agresywny od czasów szkoły. Nie wkurzał sie tak i był...normalny?

-Co go ugryzło?-zapytałem sam siebie i schowałem twarz w dłonie.

-Kogo?-usłyszałem na co gwałtownie podskoczyłem. Nie słyszałem żeby ktoś schodził z góry ani coś.

-Sorry...wystraszyłem cię?-zapytał loczek.

-Trochę...jak tu wszedłeś?-zapytałem z ciekawości i zdziwienia jak on sie tu dostał.

-Klucz pod wycieraczką...albo pod doniczką to stara sztuczka każdego przyzwoitego domu.

-Oh...zapomniałem ze nadal tam leżą.-powiedziałem patrząc w jeden punkt.

-Coś sie stało?-zapytał a ja nie wiedziałem czy powiedzieć mu o Ryan'ie czy zaczekać.

-Tak...to znaczy nie...ale tak...nie wiem...-zacząłem.

-To...tak czy nie?-zapytał patrząc na mnie.

-Tak. Chyba. Ale to nic poważnego. Chyba.-mówiłem a chłopak nadal sie mi przyglądał.

-Coś z chłopcami?-zapytał marszcząc brwii.

-Z Rye'em dokładnie. Nie wiem co z nim jest. Zaczął robić sie wredny i oschły.-powiedziałem a chłopak stwierdził ze z nim porozmawia.

Jack poszedł na górę do Beaumonta a ja nadal siedziałem w jadalni patrząc w jeden punkt.
Nagle z góry zszedł mój chłopak więc przywitałem się z nim.

-Dobrze sie czujesz Jackie?-zapytał łapiąc moje dłonie.

-Tak.-powiedziałem choć nie wiedziałem czy szczerze.

-Napewno?-upewnił sie.

-Tak. Nic sie nie stało.

-Niedługo szkoła.-mruknął wtulając sie we mnie.

-Taaak.-przeciągnąłem.

-Cieszysz sie?-zapytał patrząc mi w oczy.

-Niby sie cieszę ale nie chcę wracać do typiary z historii.-powiedziałem na co Brook uśmiechnął sie.

-Będzie dobrze. Hunter'owa nie jest taka zła...-próbował mnie przekonać lecz ja nie dam sie omotać.

-Ooo bardzo.-powiedziałem sarkastycznie.

-No widzisz. Sam to przyznałeś.-zachichotał.

-Weź.-powiedziałem krzywiąc sie.

-Kocham cię.-powiedział po czym obrócił sie tak ze stał przodem do mnie.

-Ja ciebie też.-mruknąłem łącząc nasze usta.
Nie był jeszcze do końca zdrowy więc mogłem sie zarazić ale nie to mnie w tej chwili interesowało.

-Ekhem!-usłyszeliśmy niedalego nas. Z niechęcią odkleiliśmy się od siebie patrząc na ,,intruza".

-Czego chcesz Jonah?-zapytałem z rezygnacją chłopaka.

-Proszę was. Chociaż wy sie nie migdalcie przy mnie tak jak reszta. Mam już tego dość.-powiedział siadając na kanapie.

-Jak ci sie nie podoba to możesz wyjść.-powiedziałem. Nie chciałem być nie miły no ale czasami trzeba.

-Nie o to chodzi. Po prostu wiecznie wszyscy moi znajomi mają swoją miłość i migdalą sie przy mnie a ja jestem taki samotny.-powiedział smutno.

Żal mi sie go zrobiło. Trzeba znaleźć Marais'owi dziewczynę!

-Znajdziemy ci kogoś!-powiedział entuzjastycznie Brook. Chyba czyta mi w myślach.

-Serio? Ale ja nie wiem czy nie jestem gejem...-mruknął ostatnie słowo ciszej.

-Jak to nie wiesz?-zapytałem.

-No nie wiem. Naprawdę.

-Moze jesteś BI?-zasugerowałem.

-Nie!-zaprzeczył odrazu.-Nigdy nie ciągnęło mnie do lasek.-stwierdził.

-No to...idziemy szukać jakiegoś super extra geja!-powiedział Brook po czym porwał Jonah'a do siebie obmyślić plan działania.

Czuję ze to sie nie skończy dobrze.

Witam ponownie po półtora tygodniowej przerwie...

Xx

Nieobliczalny|Randy/Jacklyn/Dorbyn/Jachary|Onde as histórias ganham vida. Descobre agora