rozdział 41

295 30 8
                                    

Pov. Andy.

Z mojego punktu widzenia próba zeswatania Zacha i Jacka to durnota. Jeżeli pokłócili sie raz sam na sam i zerwali to po co znowu na siłę ich godzić?

A do tego jakby było mało dzięki chłopakom ich kontakt pogorszył sie przez ich kłótnie u nas w domu. Miało być pięknie ładnie a wyszło słabo. Ale Ryan sie nie podda. Będzie próbował do skuktu aż wkoncu Avery i Herron pozabijają sie. Na naszych oczach.

Przepraszam, przepraszam na oczach Beaumonta bo ja nie mam zamiaru w tym uczestniczyć. Nie wiem jak reszta ale Brooklyn chyba ma dość.

Odrazu wiedziałem ze będzie źle. Jestem jakimś wróżbitą. No naprawdę.

-Hej...-mruknąłem wchodząc do kuchni gdzie siedział Sonny z Jackiem.

-Dzień dobry.-powiedzieli krótko i wrócili do swojej rozmowy.

W domu były tylko trzy osoby.
Ja. Sonny i Jack.

Mikey pojechał do rodziców bo sie stęsknił. Ryan pojechał do Avery'ego a Brook do Herrona aby uspokoić sytuację.

Mimo ze minął miesiąc to Zach nadal nie odzywa sie do blondynka. Widzę jak to go boli. Ale mógł przewidzieć konsekwencję spotkania Jachary'ego.

Mimo wszystko wiem ze jest mu przykro. Zach ma trudny charakterek więc będzie ciężko.

Ryan spędza całe dnie u Jacka pocieszając go pośród trójki innych znajomych. Corbyn'a. Jonah'a i Daniel'a. Może i zachowuje sie jakbym był zazdrosny ale co wy byście czuli jakby wasz chłopak wychodził codziennie wcześnie rano gdy jeszcze śpicie a wracał późno w nocy.

Jest mi przykro bo przez cały miesiąc moge powiedzieć ze nie widziałem własnego chłopaka. Brakuje mi go. Nawet nie śpimy razem!

Ja śpię u siebie a on u siebie. Raz nawet próbowałem położyć sie u niego. Owszem zasnąłem ale Ryan widząc ze śpię u niego poszedł spać do mnie.

Następnego dnia chciałem go ochrzanic ale jak sie domyślacie jego juz nie było.

Pov. Ryan.

Codziennie bywam u Jack'a. Pomagam mu. Rozmawiam z nim i siedzę. Pomagają mi także jego przyjaciele. Musze powiedzieć ze są naprawdę spoko. Ale gdy brałem któregoś z nich na bok aby pogadać i dowiedzieć sie dlaczego chłopak nie jest juz z Zach'iem ci mówią ze to nie czas na takie rozmowy albo ze to nieodpowiednia chwila.

Od miesiąca powtarzają mi to samo a ja powoli mam coraz większą ochote zapytać o to z samego Jack'a. Wiem ze dopiero co pomagałem mu zapomnieć a teraz wyjade mu z takim pytaniem. To głupie ale no muszę wiedzieć!

-Jackie...?-zapukałem do drzwi blondynka.

-Tak?-zapytał wstając z łóżka odkładając książkę na regał.

-Możemy porozmawiać?-zapytałem nadal stojąc w drzwiach.

-Najpierw wejdź-zaśmiał sie pokazując ręką abym wszedł.

Wszedłem do pokoju opierając sie o drzwi.

-Jeju Rye usiądź jak normalny człowiek a nie będziesz stał...-powiedział a ja powolnym krokiem udałem sie w strone fotela.

-Już możemy?-zapytałem.

-Okey...teraz juz tak. Więc...o czym chciałeś pogadać?-zapytał

-Wiem ze to teraz dla ciebie nie zbyt wygodny temat ale chcę wiedzieć.-chłopak skrzywił sie. Chyba domyślił sie o co mi chodzi.-Więc...-wziąłem głęboki wdech.-co było dawniej między tobą a Zachary'm?-wypuściłem powietrze.

Chłopak wzdrygnął sie i spojrzał na mnie przychylnie.

-Oczywiście jeżeli nie jesteś w stanie o tym mówić to...-zacząłem lecz chłopak przerwał mi.

-Nie...jesteś moim przyjacielem. Ufam ci bardzo więc jestem zdania ze powinieneś znać prawdę. Więc kiedyś...-mówił lecz świętem było by jakby ktoś nam nie przerwał.

-Jack, Ryan schodzić na dół na obiad.-do pokoju wszedł Corbyn.

-Zaraz przyjdziemy.-powiedziałem.

-Nie zaraz tylko juz...wieśniaki.-powiedział na co nasza trójka zaśmiała sie.

-Chodź. Dokończymy po obiedzie.

Tak więc zeszliśmy na dół i weszliśmy do jadalni.

-Bon Appetit...!-krzyknął Jonah.

-Smacznego wieśniaki-mruknął Corbyn.

-Dobrego.-powiedział Daniel.

-Yhym...-mruknąłem uśmiechając sie pod nosem.

Szczerze powiem ze było zjadliwe. Nie najgorsze.

Gdy mieliśmy iść juz na górę i miałem dowiedzieć sie tego co było między chłopakami ktoś zakłócil mój cenny czas.

-Halo?-odebrałem.

-Pan Rye Beaumont?-odezwał sie głęboki męski głos.

-Tak. Kto mówi?-zapytałem nieświadomy ze za chwilę zrozumiem ze jednak nie nikt nie marnuje mojego czasu.

-Doktor Mark Richbrerg. Dzwonię z powiatowego szpitala klinicznego im. Marii Curie w Londynie. Na oddział został przyjęty Andrew Fowler. Jego koledzy powiedzieli mi ze jest pan bliski dla pana Andy'ego. Czy mógłby Pan zjawić sie w szpitalu w najbliższym czasie?-zapytał a moje serce powoli rozrywało sie z każdym jego słowem.

-C...co m...mu sie sta...ało?-zapytałem drżącym głosem.

-Chyba to nie rozmowa na telefon.-powiedział.-porozmawiamy w szpitalu. Do zobaczenia.-powiedział po czym rozłączył sie.

Telefon wypadł mi z ręki po czym upadł roztrzaskując sie na schodach.

Usiadłem na drewnianych panelach po czym zacząłem płakać. Nie dałem rady sie ruszyć. Moje kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. A głowa stała sie cholernie ciężka.

Słyszałem głosy chłopaków ale nie byłem w stanie ich sobie przeobrazić. Doprowadzić tych słów do mózgu. Nie umiałem rozpoznać tego co do mnie mówili.

-Ryan!-usłyszałem piskliwy krzyk tuż nad uchem więc szybko wstałem z podłogi.-Co ci sie stało?-zapytał troskliwie Corbyn.

-Andy...on jest w szpitalu coś mu sie stało.-powiedziałem szybko próbując wybiec z domu.

-Stój zawiozę cie!-krzyknął Jonah na co zatrzymałem sie i popędziłem w strone chłopaka.

-Szybko.-wydukałem na co chłopak w ekspresowym tempie zgarnął z szafki kluczyki i ruszył ze mną do samochodu.

Przez całą drogę trząsłem sie nie miłosiernie. Nie byłem w stanie zapiąć pasów przez co za mnie musiał zrobić to brunet.

-Ej...Ryan uspokój sie...-chłopak złapał za moją dłoń.-Andy jest silny. Nic mu nie będzie.-powiedział.

-Nie mogę. Nie potrafię. Nie umiem.-wydukałem biorąc przy każdym słowie oddech.

-Umiesz. Jesteś świetnym przyjacielem i chłopakiem.-powiedział głaszcząc wewnętrzną strone mojej dłoni.

Gdy dojechaliśmy do szpitala Jonah wyszedł ze mną i szybkim krokiem poszliśmy do chłopców.

Marais zapoznał sie z każdym po kolei po czym ja wkońcu sie odezwałem.

-Co z Andym?-zapytałem o mało nie płacząc.

-Ryan...on...-i tu juz wiedziałem ze stało się coś poważnego.

I like POLSAT.

Przepraszam ze nie było rozdziałów ale byłam zarobiona.

Dziękuję za 3 tysiące❤ Jest mi tak miło ze książka która powstała z nic nie robienia uzyskała już 3 tysiące. Kocham was!💜💜

Nieobliczalny|Randy/Jacklyn/Dorbyn/Jachary|Where stories live. Discover now