rozdział 33

336 30 5
                                    

Pov. Brooklyn

Wszedłem do swojego pokoju kierując sie odrazu do łazienki nie chcąc obudzić nadal śpiącego chłopaka na moim łóżku.

Usiadłem bezradnie pod ścianą i zacząłem płakać. Wyłem bez opamiętania. Cały czas miałem w głowie słowa Jacka.

Czułem sie jak nic nie warty śmieć. Jak byle kto.

Nikt nie wchodził do mnie do pokoju bo wszyscy wiedzieli że musze pobyć sam. Pomyśleć i dojść do wniosku co zrobiłem źle.

Siedziałem juz tak z 20 minut i nagle zobaczyłem pod drzwiami cień. Po chwili ktoś otworzył drzwi i wszedł do łazienki.

-Brook? Co sie stało?-Podniosłem głowę z kolan i ujrzałem niskiego bruneta.

Nie odpowiadałem więc chłopak podszedł do mnie i przytulił mnie. Wtuliłem sie w Zacha i zacząłem jeszcze głośniej wyć. Najprawdopodobniej cały dom mnie słyszał.

-Cii...Brooklyn juz dobrze...-szeptał chłopak nadal trzymając mnie w ramionach.

Teraz Jack powinien być na jego miejscu.

-Przepraszam jeżeli zrobiłem cos zle ale nie wiem nawet gdzie jestem...-powiedział chłopak.

Zaśmiałem sie przez łzy i spojrzałem na bezradnego Zacha.

-Nie Zach'ie nic nie zrobiłeś...to nie przez ciebie.

-chyba.-Powiedziałem juz sobie w myślach.

Zachary pomógł mi wstać z podłogi po czym usadowił mnie na łóżku.

Nadal chisterycznie płakałem więc chłopak szukał u mnie leków.

Kiedyś je zażywałem. Dokładnie wtedy gdy Jack miał na mnie wyjebane i był z HRVY'm.

Zach wkoncu znalazł odpowiednie tabletki po czym podał mi odpowiednią dawkę.
Pamiętam ze wtedy brałem podwójną bo nie chciałem juz sie obudzić. Teraz juz bym tego nie zrobił. Nie umiałbym zostawić chłopców.

Kiedy juz sie uspokoiłem chłopak spojrzał na mnie z politowaniem.

-Brookie? Powiesz mi co sie stało?-zapytał niepewnie.

-Tak.-powiedziałem po czym zacząłem mówić.

Po około 10 minutach wytłumaczyłem chłopakowi o co chodziło.

-...no i takim sposobem znalazłeś mnie w łazience.-skończyłem

-To...przezemnie. Mogłeś mnie obudzić! Brook nie myślisz!-zwrócił mi uwagę starszy.

W sumie...nie wiem czy jest starszy.

-Nie miałem serca!-odpyskowałem zakładając ręce na piersi tak jak ma to w zwyczaju Andy.

-Teraz masz złamane!-no i tu mnie ma. Ucichłem i nie wiedziałem co mam powiedzieć.

Po części miał w sumie rację.

-Musicie sie pogodzić!-powiedział znowu.

-Nie wiem czy to nastanie...-mruknąłem.

-Słucham?! Jak to nie wiesz! Już migusiem do Jack'usia...-zaczął lecz mu przerwałem.

-Nie Zach. Nie mamy o czym gadać. Będzie chciał to przyjdzie.-powiedziałem.

-Ale Brook musisz pokazać ze jesteś tym lepszym wyciągając rękę...

-Nie Zachary! Powiedziałem nie! Nie pójdę do niego.-wydarłem sie spoglądając na chłopaka.

Myślał nad czymś intensywnie. Chyba skończyły mu sie tematy jak mi dziś gdy byliśmy nad jeziorem.

-Mów coś...-powiedziałem jak on dzisiaj.

Chłopak popatrzył na mnie na początku z niezrozumieniem ale potem uśmiechnął sie.

-Skończyły mi sie tematy-przedrzeźniał mnie.

-Spoko-powiedziałem śmiejąc sie.

Po kilku minutach drzwi do mojego pokoju otworzyły sie z chukiem. Takie wejścia ma tylko Robertson. Pewnie wie co sie dziś odjebało.

Zach stał przy mojej komodzie i oglądał zdjęcia.

-Brooklyn'ku mój malutki! Przepraszam ze nie przyszedłem wcześniej ale Mikey potrzebował ATENCJI.-mówił chłopak na jednym wdechu.

Wleciał we mnie i przytulił mocno. Leżał na mnie teraz całym ciałem.

-Ekhem-chrząknął Zach aby zwrócić na siebie uwagę moją jak i starszego chłopaka nadal leżącego na mnie.

Sonny wzdrygnął sie i spojrzał na chłopaka.

-Jak widzisz nie byłem sam-powiedziałem uśmiechając sie.

-Oh...-powiedział Sonny wkoncu ze mnie wstając.-Jestem Sonny-powiedział podając rękę niższemu.

-Zach-powiedział chłopak.

-Em...jesteś nowym KOLEGĄ naszego Brooklyn'ka?-zapytał Sonny a ja miałem ochote zamordować go wzrokiem.

-Um...tak-powiedział Zach.

-Długo sie znacie?-zapytał czarnulek.

-Eh...kilka dni...-mruknąłem wtrącając sie do rozmowy.

-Spoczko-powiedział.-To ja nie będę przeszkadzać.-powiedział Sonny po czym wyszedł.

Razem z chłopakiem zaczęliśmy sie śmiać. Nasz śmiech dało sie usłyszeć w całym domu.

No ładnie. Pomyślą ze jestem jakis nawiedzony. Najpierw wyje w niebogłosy a potem śmieje sie jak opętany.

Lepiej być nie może kochani...

Sry ze nie było mnie wczoraj ale miałam zajebany dzień.

Buziaki xx

Nieobliczalny|Randy/Jacklyn/Dorbyn/Jachary|Where stories live. Discover now