rozdział 50

244 25 4
                                    

Pov. Sonny.

Spałem w ramionach mojego ukochanego i wcale nie chciałem sie budzić ale jak trzeba to trzeba. Wstałem tak aby nie obudzić Mikey'a i ruszyłem pod prysznic.

Umyty i przebrany w sportowe ubrania zgarnąłem torbe z Nike'a i wyszedłem po cichutku z pokoju. Lekko kuśtykałem ale to wszystko wina tego chultaja!

Wyszedłem z domu i ruszyłem do miasta. Wczoraj postanowiłem ze zapisze sie na siłownie a potem zrobie zakupy.
Na mieście byłem po 20 minutach normalnym krokiem.
Wszedłem do środka budynku pod nazwą ,,ManFit" i ruszyłem na salę.

Wyszedłem stamtąd po dwóch godzinach po czym umyty i przebrany poszedłem do marketu. Kilka razy sie w nim zgubiłem bo miałem lekki problem z orientacją ale na szczęście wszystko co chciałem i co było potrzebne znalazłem.

Wyszedłem ze sklepu po kolejnych dwóch godzinach obładowany torbami.

Tym razem do domu doszedłem w 40 minut bo po drodze torby nie wytrzymywały i produkty zaczęły mi uciekać.

Wkońcu znalazłem sie w upragnionym miejscu. Niestety u nas w domu jest taki zwyczaj ze kto robi zakupy potem je rozpakowuje i układa w szafli i lodówki.

Takze ten proces zajął mi kolejne 20 minut po czym odrazu skierowałem sie do pokoju. Wszedłem do środka ale Mikey'a tam nie było. Pomyślałem ze moze będzie w łazience ale tam również go nie było.

Stwierdziłem ze pojde jeszcze raz pod prysznic bo przez te zakupy zrobiłem sie cały mokry i klejący.

Zszedłem na dół już piękny i czyściutki. W domu panowała taka cisza ze aż mnie zaczęły przechodzić ciary. Stwierdziłem ze nie będę siedział jak taka ciota więc pójdę zobaczyć czy jest ktoś w domu.

Chodziłem po każdym pokoju a po chłopakach ani śladu. Pomyślałem ze zadzwonie do któregoś z nich i zapytam gdzie są.

Jeden sygnał.

Drugi.

Trzeci.

Dziewiąty.

Poczta.

I nic. Nie wiedziałem dlaczego żaden z nich nie odbiera. Próbowałem jeszcze kilka razy ale to na nic. Stwierdziłem ze zadzwonię jeszcze do chyba ,,byłych" przyjaciół Zachary'ego.

I znowu to samo. Żaden nie odbiera. Siedze sam w domu. Nikt nie obiera. NIKT. Powoli fiksuję. Boje sie ze mogło im sie coś stać. Ale ze całej dziesiątce?

Napewno któryś by odebrał. Ale jakby cos im sie stało i trafiliby do szpitala ktoś z personelu zadzwonił by do mnie.

Boże. O czym ja myślę. Wszystko będzie dobrze.

Minęły juz 3 godziny i nadal nic. Jak cisza była tak cisza jest.

Wkońcu po 5 godzinach usłyszałem dzwonek do drzwi. Pobiegłem do nich i zobaczyłem całą dziesiątkę pijanych w 3 dupy. No moze bez Daniel'a. Bo on chyba ma dobrą głowę.

Pomogłem brunetowi zanieść tych debili do pokojów.

Kładliśmy ich byle jak byle by tylko położyć spać.

-Daniel gdzie wyście byli?!-zapytałem wściekły.

-Chłopcy chcieli iść na JEDNO piwo. A skończyło sie na wódzie i Jacku Danielsie.-powiedział siadając na kanapę.

Rzuciłem sie obok chłopaka i zamknąłem oczy. Westchnąłem głośno i oparłem głowę o ramię chłopaka obok mnie.

I takim sposobem zasneliśmy.

Obudziłem sie nad ranem ponieważ czułem jak cos stało nademną. Otworzyłem powoli oczy i zobaczyłem Cobbana stojącego naprzeciw mnie patrzącego sie na mnie jakbym mu zabił wszystkich bliskich.

-Co tak stoisz?-zapytałem

-A ty co tak leżysz?-zapytał.

-Spałem ale mi przeszkodziłeś.-stwierdziłem

-Wygodnie ci tak?-zapytał

-A i owszem.-odparłem.

-Aha zajebiście.-mruknął po czym odwrócił sie i wyszedł do kuchni.

Dopiero teraz zauważyłem o co złościł sie mój chłopak. Daniel leżał koło mnie przytulony do mojego boku.

Wstałem powoli tak aby nie obudzić chłopaka i ruszyłem za szatynem.

-Nie złość sie. Ja nie jestem ZŁY ze wczoraj przyszedłeś UCHLANY.-powiedziałem zakładając ręce na piersi.

-To nie moja wina to oni!-zaprotestował.

I tak mu nie wierzę...

-Yhym...-mruknąłem wychodząc.

Poszedłem do swojego pokoju. Przy okazji zauważyłem ze drzwi do pokoi gdzie śpią chłopcy są nie domknięte.

W pierwszym był Andy i Rye. W drugim Duff i Brook. W trzecim Corbyn i Jonah a w...czekaj czekaj...Corbyn i Jonah!?

Skoro oni są razem a Daniel jest na dole to w takim razie...o Jezu...

Poszedłem do ostatniego pokoju i zobaczyłem na łóżku Zachary'ego i Jack'a. Spali jak małe aniołki. Jack miał głowę na klatce piersiowej Zacha. Przy okazji obejmował go ręką w pasie. Podobnie Zach. Prawą rękę miał na jego plecach a lewą na jego uroczych loczkach.

Jestem dumny z Rye'a ze jego plan nie poszedł na marne.

2/3😈

Nieobliczalny|Randy/Jacklyn/Dorbyn/Jachary|Where stories live. Discover now