rozdział 5

587 38 1
                                    

Pov. Mikey

Ostatnio zauważyłem ze Ryan sie do mnie klei. Denerwuje mnie to. Nie wcale nie widać tego ze gdy na mnie patrzy zagryza warge. Wcaleee...ale on mi sie nie podoba. To znaczy. Kiedyś mi sie podobał ale gdy zobaczyłem ze gnębi gejów zaprzestałem moich zalotów do niego. Ale chyba moje skryte od prawie 2 lat gejostwo budzi sie do życia. Andy. Tak. Dokładnie dla niego. Ale nie widzę po nim aby był gejem.

Mój gej radar troche i podświadomie podpowiada mi ze nim jest ale ja sam juz nie wiem. Zauważyłem też ze boi sie Beaumonta. Nie dziwię mu sie w sumie. Ryan jest niebezpieczny i wie to każdy prowizoryczny uczeń naszej szkoły. A do tego łatwo było sie domyślić kto oblał Rye'a kawą. Był to Andy. Juz pierwszego dnia z nim zadarł a to juz prowadzi do piekła.

Nie wiem jak zapytać sie Andy'ego czy jest gejem.

Tylko ja wiem jak dotąd ze Brooklyn'owi podoba sie Jack. Chłopak boi sie przyznać tego przed Rye'm bo sie boi ze będzie go gnębił. To przykre.

Ale w sumie Jack tez nie wie ze podoba sie Brook'owi. Biedny maluch. Moze z Rye'm nie było by az tyle problemów. Kogo ja oszukuje...było by ich w chuj.

Ten typ sie nie zmieni. I wiedzą to wszyscy...

Pov. Andy

Pomocy? Czemu ja? Czemu kurwa ja? Przecież trzymałem sie z daleka więc czego on jeszcze chce? Nudzi mu sie? Nie ma kogo gnębić? Oj cos czuje ze będą problemy. Co ja mówię...juz są.

Nie powiem Jack'owi bo nie chce żeby Ryan miał problemy. Moze kiedyś uda mu sie zmienić z takiego chuja na normalnego chłopaka.

Wracałem ze szkoły sam bo Jack poszedł do Brooka. Nie wnikam co on tam z nim robi ale widać EWIDENTNIE ze mały Brooklyn'ek ślini sie na widok Jack'a.

UROCZO.

Ide sobie spokojnie chodnikiem kiedy nagle zostaje pociągnięty za kaptur z naprawdę mocną siłą.

-Kurwa!!!-krzyknąłem bo sie naprawde wystraszyłem

-Zamknij sie cymbale-cholera. To Ryan? Tak to napewno on!

-Rye?-zapytałem

-Yhym-tylko tyle wydostało sie z jego ust. Poczułem tą kpinę. Ojć boli...

-Co chcesz?

-Pogadać SAM NA SAM-podkreślił ostanie 3 słowa

-O czym niby?-powiedziałem-Nie mamy o czym gadać

-Właśnie ze mamy Fowlerku-powiedział z kpiną prychając na moje nazwisko

-To gdzie chcesz gadać?

-Chodź-powiedział i pociągnął mnie mocno za rękę

-Ała puść to boli debilu-szepnąlem w miare głośno aby ten cymbał mnie usłyszał.

-A co księżniczka przyzwyczajona do specjalnego traktowania?-zakpił

-Moze i tak. A teraz puść bo to BOLI!!!-krzyknęłem na ostanie słowo przez co brunet gwałtownie sie zatrzymał przez co wpadłem na jego plecy.

Przez przypadek!

Odwrócił sie do mnie przodem i szepnął mi w twarz.

-Zamknij sie mały bo nie bede juz taki miły...ostrzegalem cię. Źle z tobą będzie.

-Nienawidze cię Beaumont...

Powiedziałem sobie w myślach a ten sie lekko uśmiechnął.

-Nie ma za co skarbie.-powiedział z rozbawieniem w głosie i lekką kpiną.

-Powiedziałem to na głos?-zapytałem sam siebie. Ale tem debil sie dołączył i lekko machnął głową co oznaczało tak i spojrzał mi w oczy.

Ale on ma piękne oczy...piękne.

-Nie rozpłyń sie-powiedzial z rozbawieniem a ja typowo dla mnie sie cholernie ZARUMIENIŁEM.

Chłopak to zauważył i diametralnie zmienił wyraz twarzy na ten swój bad boy'owy.

Nienawidze go takiego. A juz wydawał sie spoko.

Jednak cos sie zawsze kończy...

Pov. Rye

On serio myśli ze ja po jednym uśmiechu (nie szczerym nawet...chociaz moze i szczerym?) będę dla niego miły i idealny. Ze dam mu spokój i wszystko będzie HAPPY.

Nic nie będzie HAPPY. To dopiero początek zabawy. Choć co jak co ale oczy to on ma niezłe. Moze minimalnie lepsze niz Mikey'a.

Mikey. Właśnie. Czy on mi sie nadal podoba? Niby tak ale jednak cos sie jebie. Widze ze on ewidentnie mnie ignoruje i wpatruje sie w ANDY'ego co dziala mi na nerwy.

Ja juz nic nie wiem...

Witam ponownie. Dziś zbytnio nie mam weny bo jestem troche zmęczona ale jutro sie postaram jesli oczywiście chcecie następny rozdział...

Do następnego-AR🐽

Nieobliczalny|Randy/Jacklyn/Dorbyn/Jachary|Where stories live. Discover now