rozdział 30

394 27 0
                                    

Pov. Ryan.

Wsiadłem do czerwonego Camaro i nie zapinając pasów-z resztą jak zawsze-rozsiadłem sie w fotelu.

-Co sądzisz o tym nowym?-zapytał szatyn.

-Wydaje sie spoko. Troche depresyjny ale jak wejdzie w naszą paczke to będzie lepiej.

-Wydaje sie być przygnębiony-powiedział patrząc na mnie.

-Troche.

-A jak tam u ciebie? Masz jakąś laske?-zapytał

-Ujdzie. I nie. Nie mam laski.

-No...to moze chłopaka?-zapytał ze śmiechem

-I tu mnie masz.-powiedziałem.

Chłopak słysząc moje słowa raptownie zahamował. Na szczęście byliśmy juz pod domem.

-Chłopaka? Ryan Pierdolony Bóg Wszystkiego Beaumont ma chłopaka?-zapytał nie dowierzając.

-Sam nie wiem jak to sie stało...

-Ale spoko. Nic do ciebie nie mam. Żyj se jak chcesz.-powiedział a ja uśmiechnąłem się do chłopaka.

Wysiedliśmy i weszliśmy. Narazie nie było duzo osób więc na luzie mogliśmy pogadać.

-Ryan! Cliff! Jesteście!-podszedł do nas Sam.

W tłumie zobaczyłem jeszcze gdzieś Carlosa i Brandona.

Przywitałem sie z resztą i zauważyłem ze osób jest juz ponad 100.

Gdzieś tam krzątał sie Jack więc poszedłem po niego.

-Hej młody!-krzyknąłem do niego gdyż było tak głośno ze o japierdole.

-Cześć-przywitał sie.

-Jak tam?-zapytałem chcąc nawiązać rozmowe.

-Spoko.

Coś on jakiś mało rozmowny.

-Pijesz?-zapytałem.

-Można-powiedział po czym pociągnąłem go w strone kuchni gdzie alko lało sie litrami.

-Masz-dałem mu mały kieliszek.

Wypiliśmy na raz i poszliśmy tańczyć. Chłopak mało co sie ruszał ale po 6 kieliszku nie był juz taki sztywny.

Dziwiło mnie to ze żaden z chłopaków nie i interesuje sie mną.

Pewnie sami gdzieś wybyli. Śmiał byl sie gdyby przyszli tu.

Około pięć minut przed północą wszyscy zebraliśmy sie w ogrodzie. Z tego co słyszałem mają być fajerwerki.

Sam niezle to zorganizował. Jestem dumny.

-5...4...3...2...1!!!-krzyczeliśmy. Nagle na niebie pojawiło sie pare pięknych sztucznych ognii. Odrazy pomyślałem o Andym.

O tym jak szczęśliwy z nim jestem. Jak ważną osobą jest dla mnie. Jak bardzo go kocham.

Po chwili połowa tłumu znajdowała się w basenie.

Ja z racji tego ze jestem kapitanem drużyny zostałem podniesiony przez chłopców w górę i po paru sekundach wylądowałem pod taflą wody.

Śmialismy sie tak jeszcze przez następną godzine dopuki koło 4 każdy zaczął sie rozchodzić.

Trochę mi sie zabalowało.

Ale nie byłem pijany. Tylko lekko wstawiony. Lekko.

Z racji tego ze Sam jest w chuj uparty i okropnie bogaty to jego chata to pałac. I takim spodobem przenocował wszystkich nas u siebie.

Nas mam na myśli:

Mnie
Carlosa
Brandona
Stace'a
Michaela
Nick'a
Jaremy'ego
Austin'a
Alexa
Dantego
I Jacka

Czyli podsumowując...całą drużynę.

Pewnie Andy będzie zły ze nie wróciłem do domu ale no przepraszam bardzo. Są wakacje. On też jakby chciał to by zabalował.

Ja chciałem wrócić tylko do czasów jak byłem zajebistym egoistą i dupkiem. To znaczy...teraz juz nie zdradzam i wgl ale miło cofnąć sie do czasów swoich nastoletnich błędów.

-Eee...um...Ryan z tobą śpie ja!-powiedział zchlany już Austin.

Czułem sie dziwnie. Nie spałem z chłopakiem od kiedy jestem z Andym.

Ten zachlaniec przytulil sie do mnie a ja nic nie mogłem zrobic. Jakbym był sparaliżowany.

O takim sposobem zasnąłem śpiąc na prosto.

Cudownie.

1/3❤❤

Nieobliczalny|Randy/Jacklyn/Dorbyn/Jachary|Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin