rozdział 46

294 28 3
                                    

Pov. Ryan.

Rano moja głowa była tak ciężka ze nie dałem rady sie podnieść. Nie byłem w stanie wziąć tabletek aby choć w minimalnym stopniu złagodzić ból i kaca.
Niby dużo nie piliśmy ale męczy. Najgorsze jest to ze nic nie pamiętam. Nic a nic. Nie wiem czy coś odjebałem czy nie ale mam nadzieję ze siary se ogromnej nie zrobiłem.

Leżalem sam w pokoju patrząc w sufit próbując bezsilnie wstać. Z każdym moim podejściem kończyło sie to tak samo.
Po około 40 minutach tabletka którą ledwo połknąłem zaczęła działać. Mogłem wstać lecz nie chciało mi sie. Jakbym zgubił całą chęć do życia.

Ale wtedy do pokoju wparowała ta chęć. Andy wszedł ubrany w czarne rurki i niebiesko-różową bluze. Co z tego ze jest lato i ponad 30°. Jego to nie obchodzi.

-Dzień dobry. Wkońcu wstałeś. Wszyscy juz zjedli a ty nadal tu? Dlaczego nie zszedłeś na dół?-zapytał.

-Nie dałem rady Andy...naprawde...nie wiesz moze czy nie odstawiłem czegoś co mogłoby mi i wam przynieść wstyd?-zapytałem powoli podnosząc się do siadu.

-Eee...nie. Ty nie. Jack tak. Nie chcesz wiedzieć co wyprawiał.-odpowiedział a mi kamień z serca spadł.

-Co odwalił?-zapytałem ciekawy co ten dureń odstawił.

-Długo by tłumaczyć. Naprawdę.-powiedział po czym pocałował mnie krótko i wyszedł.

Zszedłem na dół i zauważyłem Daniel'a siedzącego samemu w salonie. Postanowiłem zapytać sie chłopaka czemu siedzi sam.

-Dani...?-zagadałem a chłopak obejrzał sie i wkoncu mnie zauważył.

-Yhm?-mruknął jakby...przygnębiony?

-Czemu siedzisz sam? Gdzie Corbyn i reszta?-zapytałem.

-Wszyscy są na górze. Poza Corbyn'em. Jego tu nie ma.-powiedział.

Czekaj czekaj...kiedy Corb sobie poszedł?!

-A gdzie jest?-zapytałem ponownie.

-Pojechał wczoraj do domu. Podobno źle sie czuł.

-Aham...okay.-jestem pewny ze Besson udawał. Symulował. Okłamał nas.

Blondyn to okaz zdrowia. Nigdy na nic nie choruje. I to jeszcze w takim momencie? Podejrzane...

Postanowiłem nie gnębić dalej bruneta pytaniami więc po prostu odszedłem.

-Ryeee!!!-usłyszałem gdy byłem juz na schodach.

-Taaaak!-wydarłem sie na cały dom.

-Chodź mi pomóc!!!-krzyknął znajomy głos. Gdy dotarłem do miejsca dźwięku ujrzałem w drzwiach moją mamę i bliźniaków.

-Mama! Sammie! Shaun!-krzyknąłem przytulając trójkę.
Brakowało tylko Robb'a i taty.

-Synku wiesz jak tęskniłam?!-powiedziała ucieszona.

-Ja tez tęskniłem. Bardzo.-mówiłem nadal trzymając ich w ramionach.

-Pani Beaumont!!!-usłyszeliśmy w korytarzu. Jak sie okazało to ulubieniec mojej mamy czyli Mikey.

-Mikuś jak ty wyrosłeś! Tyle czasu cie nie widziałam! Ależ ty przystojny.-mówiła tuląc loczka.

-A wiem. Wiem. Dziękuję...-zawstydził sie chłopak.

Aww.

-Opowiadajcie. Co tam u was.-powiedziała.-I czyj to w ogóle dom...?-zadała sobie pytanie.-Ah no tak! Duff'owie! Pamiętam malutkiego Jack'a. Gdzie on jest?-zapytała a w tym momencie z góry zszedł Jack.

Nieobliczalny|Randy/Jacklyn/Dorbyn/Jachary|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz