55

800 81 43
                                    

Stał pod żelaznymi drzwiami i poważnie zaczynał rozważać rezygnację z tego pomysłu. Bo czy mógł spojrzeć na tego człowieka? Dodatkowo miał być rozkuty, co Deanowi się nie podobało i nie był do końca przekonany czy to zgodne z procedurami. Co mu po strażnikach? Jeśli będzie chciał go skrzywdzić zrobi to zanim zdążą zareagować.

 Włączył dyktafon w telefonie, który szybko schował do kieszeni jeansów. Jedyny dowód, jaki może mieć przeciwko Johnowi Winchesterowi w sądzie to nagranie, na którym przyznaje się do tego co mu zrobił. Wiedział, że w sądzie dobrowolnie się do tego nie przyzna. W kieszeni flaneli miał natomiast kopię wyniku badań na ojcostwo, które wykonał Bobby. Był coraz mniej pewien tego czy powinien mu to pokazywać. Jeśli mężczyzna wcześniej znał wynik, jeśli potajemnie zrobił taki test, wtedy nic to nie zmieni, ale jeśli nie znał... Dean bał się reakcji. 

Gdy strażnik otworzył drzwi ostatni raz zerknął na Casa żałując, że nie może tam wejść z nim. Przydałoby mu się wsparcie byłego anioła. Niestety procedury to procedury. Wziął głęboki oddech i niepewnym krokiem wszedł do małej sali. Szybko zlokalizował dwóch strażników ustawionych w dwóch przeciwległych kątach. A potem ujrzał jego... przełknął ciężko widząc ten szyderczy uśmiech na jego twarzy. Czuł jak wszystko wraca, ale musiał to przetrwać. Jedna rozmowa, sprowokować go do powiedzenia prawdy, aby mieć dowód w sądzi i dowiedzieć się czy wiedział, iż nie jest jego synem, ale to już dla samego siebie - proste zadanie. Kilka minut. Wierzył, że da radę. Musiał dać radę.

Wszystko miało wyglądać inaczej, ale złamał się gdy tylko podszedł do stołu, po którego drugiej stronie siedział John Winchester. Wyjął złożone kartki i rzucił nimi w stronę mężczyzny.

- Wiedziałeś? - wypalił jeszcze zanim sam usiadł. Przez zaciśnięte zęby próbował stłumić nienawiść.

John spojrzał na niego marszcząc brwi, po czym sięgnął po to co Dean rzucił w jego stronę, otworzył i... po chwili wybuchnął gorzkim śmiechem. Chłopak nie wiedział jak powinien na to zareagować. Powstrzymywał się, żeby go nie uderzyć, ale nie mógł tego zrobić. Wszystko co tu siedziało było nagrywane kamerami bezpieczeństwa. Wszystko by stracił. Musiał przetrzymać. Niepewnie odsunął krzesło od stołu i usiadł w pewnej odległości od stolika - tak, żeby John nie mógł go dotknąć nawet nogą. Żeby go dotknąć musiałby wstać, a to dawało Deanowi czas na reakcję. Strażnikom również. O ile którykolwiek z nich zareaguje.

- Nigdy się nie przyznała - zaczął mężczyzna nie bez urazy i nutki szaleństwa w głosie. - Mówiła, że skończyło się na pocałunkach, ale ja wiedziałem. Odkąd pierwszy raz cię ujrzałem byłem pewien, że nie jesteś moim synem. 

Dean poczuł jak do oczu napływają mu łzy. To zaczęło wracać. Myślał, że będzie gotowy, ale nie był. Być może nawet nigdy nie będzie. Takie coś zostaje przecież na zawsze.

- Dlatego mnie tak traktowałeś? - spytał z nienawiścią w głosie.

- Ją też, ale mniej - zauważył. - Zdradzała mnie, a ty byłeś efektem tej zdrady. Nadal jesteś. Tylko Sama nigdy nie chciałem skrzywdzić.

Dean czuł jak się w nim gotuje. Nie chciał skrzywdzić Sama? Wolne żarty.

- Chyba muszę ci przypomnieć, że nie tak dawno temu jednak go pobiłeś.

- Nikt mi nic nie udowodni.

- Nie chce cię znać.

- Ty podobno też, a jednak tu jesteś.

- Zapewniam cię, że nie z przyjemności - powiedział stanowczo Dean. - A co gdybyś się mylił? Co gdybyś okazał się moim ojcem?

John zaśmiał się krótko, a Dean z trudem powstrzymywał się, aby nad sobą zapanować. Przymknął oczy i... to był największy błąd jaki mógł tam wówczas popełnić. Poczuł się zbyt pewnie jakby wierząc, że obecność strażników spowoduje, że jeśli będzie chciał go sprowokować to zrobi to co najwyżej werbalnie. Jakże bardzo się mylił...

Anioł Stróż [Destiel AU]Where stories live. Discover now