49

807 90 39
                                    

Deanowi nie podobało się to jak prokurator i śledczy patrzyli na Casa - jakby już go skazali. Do tej pory nie wiedział jakim cudem udało mu się ich przekonać, aby pozwolili mu być przy Casie podczas przesłuchania (może po prostu chodziło o oszczędność czasu - przesłuchają od razy ich obu), ale to bez znaczenia. Ważne było to, że pozwolili mu być przy nim. Nawet jeśli jedyne, co mógł zrobić to trzymać go za rękę.

- Napisała do mnie i upierała się, żebym przyjechał, bo bała się, że coś jest nie tak z dzieckiem - zaczął Cas. - Nie chciałem jechać, bo nie mieszka blisko i praktycznie jej nie znałem. Zacząłem mieć wątpliwości, gdy napisała, że Dean nie odbiera, bo zawsze odbiera gdy ma zasięg, nawet w pracy, ale jej zaufałem. Nie wiem czemu...

- Przejdźmy do momentu pana przyjazdu do domu pani Braeden - poprosił prokurator.

Cas znowu się spiął, a Dean ścisnął mocniej jego dłoń. Wiedział jakie to dla niego ciężkie. Dlatego chciał być tu przy nim. Chciał pokazać Casowi, że go wspiera, że mu ufa.

- Napisałem jej, że jestem pod drzwiami - kontynuował zeznania. - Chwilę później wpuściła mnie do środka i spytała czy chcę coś do picia. Powiedziałem, że nie chcę, ale nalegała na herbatę, więc się zgodziłem. Od razu po wypiciu poczułem się... dziwnie. Jakbym nie do końca wiedział co się dzieje. Zakręciło mi się w głowie i usiadłem, żeby nie upaść. Pomyślałem, że to może przez zmęczenie, bo mam problemy ze snem, ale to było inne...

- Sugeruje pan, że pani Braeden pana odurzyła?

- Nie jestem pewien - odpowiedział. - Po prostu poczułem się dziwnie po wypiciu herbaty.

Prokurator skinął głową.

- Co było dalej?

- Zaproponowała, żebym się położył i to zrobiłem. Wtedy złapała mnie za... - nie potrafił dokończyć przypominając sobie co tam zaszło. Wciąż czuł dłoń Losy na swoim penisie i wiedział, że to nie jest coś, co szybko wymaże z pamięci. Jeśli w ogóle kiedykolwiek.

Nie był gotowy, aby o tym mówić. Nie chciał mówić o tym przy Deanie. Chciał go chronić, jeśli nie jako anioł, to jako człowiek. Nie chciał, by miał go za kogoś słabego, a taki teraz przecież był - słaby i bezbronny.

- Cassie, spokojnie, jestem tu - powiedział cicho Dean próbując go wesprzeć chociaż w taki sposób. Chciałby wesprzeć go bardziej, ale nie mógł. Nie tutaj.

- ... ścisnęła mocno - kontynuował. - Prosiłem, żeby puściła. Chciałem wyjść i wrócić do domu, bo zrozumiałem, że mnie okłamała, że z ciążą wszystko w porządku. Nie pozwoliła mi i zaczęła mnie rozbierać, a ja czułem się zbyt... - szukał odpowiedniego słowa - skołowany - powiedział wreszcie - aby protestować inaczej niż słowem. Próbowałem się wyrywać, ale byłem za słaby... - znowu urwał i wziął głęboki oddech przymykając oczy, by stłumić łzy. Dean mocniej ścisnął jego dłoń, próbując przekazać mu tym, że go wspiera. To pomagało, ale tylko minimalnie. Wcześniej był przekonany, że chłopak go zostawi. Powinien był wiedzieć, że Dean z niego nie zrezygnuje. Nigdy nie powinien był zwątpić w to, że mu ufa i nie zrezygnuje z ich związku przez kłamstwo Lisy. Mimo to nadal bał się, że chłopak odejdzie. Bał się zostać sam w ludzkim świecie, który wciąż go przerażał.

- Proszę kontynuować - pogonił go prokurator, a Dean miał ochotę mu przywalić za ton głosu i podejście do Casa. Nie wierzył mu. Nawet nie chciał tego słuchać. Widział to w jego spojrzeniu.

- Rozebrała mnie do naga i... - poczuł jak po policzkach spływają mu łzy i to był moment, w którym Dean miał gdzieś jakiekolwiek narzucone im zasady i po prostu przyciągnął Casa mocno do swojej klatki piersiowej, pozwalając, aby jego łzy zmoczyły mu koszulkę.

Anioł Stróż [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz