23

1K 117 52
                                    

Po drodze zatrzymali się jeszcze na jedzenie w pobliskiej knajpie. Dean usiał obok Casa tak, że się dotykali, Sam usiadł po drugiej stronie obejmując Jess ramieniem.

Młodszy z braci cały czas nieufnie patrzył na Castiela. Nie podobało mu się to, jak Dean na niego patrzy... jaki jest w niego zapatrzony... Niedobrze mu było. Nie znał nigdy żadnego anioła, co nie pomagało mu zaufać Casowi. Szczególnie, że gdy pierwszy raz go zobaczył całował jego brata, a potem prawie go udusił (to, że bronił Deana mogło być wytłumaczeniem, ale nadal dowodziło, że był zdolny do przemocy) i dość mocno skrzywdził ich ojca. W jakimś stopniu nadal się go bał. Nawet jeśli go uzdrowił i pozornie wydawał się w porządku. Nie ufał mu i wątpił czy kiedykolwiek zaufa. Musiał porozmawiać z Deanem. Albo z Casem. Najlepiej z oboma, ale bez obecności tego drugiego.

Problemem było to, że widząc szczęście swojego brata wiedział, że nie da rady mu tego odebrać, nawet jeśli Cas okaże się tym złym. Nigdy nie widział go szczęśliwszego. Naprawdę kochał tego anioła.

Widział jak po kryjomu splatają palce pod stołem. Przynajmniej Deanowi nie odbiło jeszcze na tyle, żeby po dwóch dniach związku obnosić się z tym w miejscu publicznym... To dawało mu nadzieję, że jego brat jednak myślał. I jeśli dobrze wywnioskował to jeszcze ze sobą nie spali - kolejny plus, ale też pokazywało, że Dean faktycznie się zaangażował. Nie do końca wiedział więc czy to plus czy minus.

- Kiedy ci się objawił? - Jess spytała blondyna, który opuścił wzrok na stół.

- W dniu pogrzebu mamy - powiedział słabym tonem i było słychać, że wciąż jest mu ciężko po tym co się stało. - Wcześniej miałem próbę samobójczą, która miała być skuteczna. Ale on zabrał mnie do szpitala, bo straciłem dużo krwi i nie był w stanie tego uleczyć. Obudziłem się, a on siedział obok w tej postaci - spojrzał na swojego anioła i uśmiechnął się minimalnie. - Tylko wtedy miał jeszcze trencz.

- Od razu mu uwierzyłeś? - spytał Sam.

Chłopak przytaknął.

- Powiedział mi po tym, gdy w kilka sekund przeniósł nas ze szpitala w San Francisco do domu w Lawrence. Nie miałem innego wyjaśnienia, więc mu uwierzyłem. Szczególnie, że wiedziałem, że mogę mu ufać.

- Skąd?

Dean wzruszył ramionami.

- Po prostu wiedziałem.

Sam zmarszczył brwi nie rozumiejąc, ale nie zadawał więcej pytań. Jess była zmęczona, więc obstawiał, że zacznie wypytywać jutro rano. Cas i Dean też nie byli zbyt rozmowni, więc zjedli praktycznie w milczeniu i ruszyli w dalszą drogę. Kiedy zatrzymali się pod domem w Lawrence na chwilę zamarli. Cała czwórka stała pod budynkiem i bała się wejść.

- Ja i Cas go zatrzymamy, wy bierzcie swoje rzeczy - zarządził Dean.

- Jesteś pewien...? - chciał spytać Sam, ale brat nie dał mu dokończyć.

- Dam radę, Sammy.

Młodszy z braci skinął głową, a następnie otworzył drzwi i cała czwórka weszła do środka.

- Co do... - usłyszeli głos Johna, a Cas od razu przycisnął mężczyznę do ściany na co Sam się zatrzymał.

- Idźcie! - krzyknął im anioł i para go posłuchała ruszając na górę.

Dean w całym zamieszaniu stanął obok Casa, starając się nie myśleć o tym co zrobił mu ten drań, którego jego chłopak teraz trzymał.

- Przyszedłeś po więcej? - John spojrzał na syna. - Nie masz nawet odwagi. Nasyłasz na mnie jakiegoś chłoptasia? Wychowałem tchórza...

Anioł Stróż [Destiel AU]Where stories live. Discover now