47

924 84 29
                                    

Problemy pojawiły się już pierwszej nocy. A raczej poranka, bo wrócili do domu krótko przed siódmą i od razu położyli się spać. Niecałe dwie godziny później Deana obudziło coś jak... płacz? Tak, to zdecydowanie był stłumiony płacz... dodatkowo czuł, że Cas trzęsie się obok niego na materacu. Podniósł głowę.

- Cassie, co się dzieje? - spytał zmartwiony, ale nie usłyszał odpowiedzi.

Cas leżał obok, z głową schowaną w poduszkę. Prawdopodobnie nawet nie słyszał, że Dean cokolwiek do niego mówi i nie wiedział, że chłopak się obudził. Blondyn westchnął i przyciągnął go mocno do siebie, na co były anioł od razu wtulił się w jego klatkę piersiową, jakby dopiero teraz przypominając sobie, że nie jest sam.

- Już dobrze, kochanie - powiedział łagodnie i zaczął ostrożnie gładzić go po plecach. - To tylko zły sen. Jestem przy tobie.

Czuł jak jego koszulka robi się mokra od łez Casa, ale nie dbał o to. Chciał tylko, żeby się uspokoił. Przypomniał sobie jak kiedyś uspokajał Sama, gdy byli jeszcze dziećmi. Ale Cas nie był Samem. To nie był kolejny sen, a jego pierwszy. Dean poważnie obawiał się, że teraz co wieczór będzie musiał go zmuszać do spania, bo ten będzie się bał kolejnego koszmaru. Jeśli tu na pewno chodziło o koszmar, a nie cokolwiek innego. Równie dobrze mógł po prostu cierpieć przez utratę skrzydeł, mocy i kontaktu z Niebem. Dean miał jednak nadzieję, że chodzi o to pierwsze, bo z tym był jeszcze w stanie sobie poradzić. Z tym drugim będzie znacznie gorzej.

- Cassie, jestem tu. Wszystko jest dobrze - kontynuował łagodnie widząc, że Cas zaczął się trochę uspokajać. - Nie płacz, kochanie.

Dean wiedział, że pierwsze dni nie będą łatwe, ale dopiero teraz zrozumiał jak ciężkie to w istocie będzie.

Będzie musiał nauczyć go praktycznie wszystkiego. Cas był jak dziecko, które stawiało pierwsze kroki w samodzielności. Być może nawet gorzej - dziecko miało jakieś podstawy, a Cas? Nigdy nie miał żadnych potrzeb. Nigdy nie był zmęczony, śpiący, głodny, spragniony, ani chory. Nigdy się nie skaleczył. Nigdy nie miał żadnego koszmaru. Wszystko zaczęło się zaledwie kilka godzin temu. Wszystko było dla niego nowe. Nie rozumiał tego co się z nim dzieje. Dean był tym, który miał mu pomóc to wszystko zrozumieć. Bał się, że nie jest na to gotowy. Bał się, że nie da rady być dla Casa wystarczającym wsparciem - że Cas będzie cierpiał. Nie chciał, żeby cierpiał.

- Ciii, już dobrze - nadal mówił łagodnie, spokojnie, z troską. Martwił się o niego. - Spokojnie, kochanie - Cas mocniej się wtulił w jego klatkę piersiową prawie zrywając z niego koszulkę. Zdecydowanie nie było dobrze... - Cassie - powiedział już bardziej błagalnym niż uspokajającym tonem głosu. Nie wiedział co robić. - To był tylko sen. Spokojnie, kochanie.

Sama jako dziecko było zdecydowanie łatwiej uspokoić niż Casa... Miał ochotę się załamać.

Może zdecydowanie się na to było błędem?

Może Cas powinien pozostać aniołem?

Może nie był gotowy na to, aby zostać człowiekiem?

Może żaden z nich nie był na to gotowy?

Zaczynał panikować, że nie dadzą rady. Nie chciał, żeby to ich poróżniło. Nie chciał zranić Casa. Nigdy. Ale sam też nie był na tyle silny, żeby być dla niego aż takim wsparciem jakiego były anioł od niego potrzebował.

Dean dopiero co stanął na nogi. Wciąż był słaby. Mimo to wiedział, że było za późno, żeby cofnąć tę decyzję. Pozostawało mu więc udawanie silniejszego niż był naprawdę - to powinno być łatwe, przecież robił to całe życie, prawda? Z tym, że nigdy nie robił tego przy Castielu, a przynajmniej odkąd odkrył, że ten jest przy nim, odkąd anioł mu się ukazał. Był pewien, że to nie będzie łatwe. Bał się co będzie jeśli faktycznie nie da rady tego udźwignąć.

Anioł Stróż [Destiel AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz