Święta nie zawsze wychodzą (Larry)

Начните с самого начала
                                    

-Eleonor mam plany, są święta... - odparłem podnosząc się z krzesła. Miałem obiecane, że będę mógł dzisiaj wyjść godzinkę wcześniej, ponieważ Harry, mój chłopak, chciał spędzić moje urodziny wspólnie.

- Przykro mi Louis, ale Sofia usiała się zwolnić, bo jej dziecko nie chciało bez niej być i wpadło w histerię. - wytłumaczyła i nie pozwalając mi się odezwać, rzuciła stos papierów na biurko i wyszła.

- No to kurwa zajebiście. Święta w dupie, a Harry będzie zawiedziony. - mruknąłem do siebie i zabrałem się do pracy.

************21 wieczorem***************

Westchnąłem kończąc robotę i patrząc na zegarek. Dwudziesta pierwsza. Miałem być w domu trzy godziny, a przez rozładowany telefon nie miałem jak poinformować Harry'ego, że się spóźnię. Wyłączyłem długopis, chowając go do specjalnego pudełka, a następnie ukrywając go w specjalnej szufladzie.

Podniosłem się z fotela i zabrałem z oparcia marynarkę, aby następnie ubrać ją na siebie. Spojrzałem ponownie na zegarek na rękę, który dostałem rok temu od Harry'ego, abym już zawsze był na czas. Kiedy zobaczył, która już jest zmarkotniałem. 

- Jeśli on nadal będzie na mnie czekać to kupię mu tego jebanego królika. - mruknąłem do siebie i biorąc do ręki papiery od szefowej ruszyłem do jej gabinetu, gdzie jeszcze świeciło się światło. Kobieta nie miała nikogo, więc nie dziwiłem się, że spędzała tu święta, ale to nie było powód, aby zostawiać w pracy tylu pracowników. Większość z nich miało w domu czekające żony, mężów i dzieci.

Zapukałem dość mocno w drewnianą powłokę, nie za mocno, ale tak, żeby było to słyszalne.

- Proszę. - usłyszałem z wnętrza pomieszczenia i wszedłem do pokoju. Kobieta siedziała pochylona nad jakimiś kartkami coś pisząc zawzięcie.

- Tak Louis? - spytała podnosząc na mnie wzrok. Podszedłem do jej biurka i położyłem na nim papiery, które dała mi wcześniej do zrobienia. - Co to? - spytała marszcząc brwi, a następnie zaczęła przeglądać kartki.

- Papiery, przez które jestem spóźniony na Wigilię i własne urodziny. - warknąłem zirytowany jej zachowaniem. Dzisiejszy dzień miał być idealny, a przez jej widzi mi się traciłem cierpliwość z sekundy na sekundę.

- Ale te papiery nie są mi na teraz potrzebne. - mruknęła odkładając je na bok. - Są dopiero na przyszły miesiąc. - odparła opierając swoją głowę na splecionych dłoniach. Jej słowa sprawiły, że zagotowało się we mnie.

- Dałaś mi jakieś chuj nie ważne papierki do zrobienia?! - warknąłem wkurzony. - Po cholerę?! - krzyknąłem uderzając pięścią o biurko szefowej. Od jakiegoś czasu kobieta działała mi na nerwy na dodatek, za każdym razem, jak miała delegację w sprawie firmy, zabierała mnie zamiast swojej asystentki. Kobieta patrząc na mnie z lekkim uśmiechem, wstała od swojego biurka i podeszła do mnie. Podniosła swoją rękę, aby dotknąć mojej twarzy, ale złapałem jej rękę za nadgarstek. Tak tylko zachichotała.

- Oh... Cóż, jakby to ująć... - zaśmiała się do siebie. - Dobrze powiem prosto z mostu. Chciałam zniszczyć ci twoje święta, a raczej to co zniszczy się przy zniszczeniu ich. - odparła jak gdyby nigdy nic.

- To koniec. - warknąłem wściekle. - Odchodzę i mam w dupie, że mogę przez to nie znaleźć innej pracy. - odparłem wychodząc z pomieszczenia. Wściekły zjechałem windą na dół, do podziemnego parkingu. Tam wsiadłem do samochodu i z piskiem opon wyjechałem na drogę, kierując się prosto do domu.

*Harry's PoV*

Siedziałem na kanapie w salonie z lampką wina w ręce. Czekam na mojego chłopaka już trzecią godzinę. Miał zjawić się o dziewiętnastej, a teraz, po trzech godzinach nadal go nie ma.

Prompts by SanyaniМесто, где живут истории. Откройте их для себя