-Co...- Zacząłem ale nie dane mi było skończyć.

-Ty.. Co do jasnej cholery jest z tobą nie tak?-Krzyknęła- Dlaczego zawsze pojawiasz się tam gdzie ja?

-Naprawdę o tym chcesz teraz mówić?- Zapytałem ponownie chwytając jej ramię, żeby nie zwiała.

-Jake odczep się ode mnie- Powiedziała wyraźnie zdenerwowana i znów postarała się wyszarpać rękę, ale jej na to nie pozwoliłem.

-Viviane nie odpuszczę teraz kiedy wiem, że coś ci zagraża tak bardzo, że potrzebujesz nowej tożsamości- Starałem się nie unosić głosu, ale byłem mocno podenerwowany- Myślisz że nie wiem dlaczego chodzi się do wtyczki?

-To nie twoja sprawa- Warknęła i zaczęła się szarpać, ale skończyło się na tym że niemal wylądowała na mojej klatce piersiowej.

Wciągnąłem nagle powietrze czując ją tak blisko siebie, nie wiem czemu akurat w tamtym momencie tak na mnie podziała, do tej pory nawet nie myślałem o niej jak o kobiecie, którą można pieścić, kochać i całować. Teraz jednak w mojej głowie utworzył się obraz Viviane, jako kobiety pewnej swój atutów.

Przez chwilę stałem bez ruchu, Viviane też się nie poruszyła, uniosła oczy i aż zaschło mi w gardle, pierwszy raz jej usta wydawały mi się tak kuszące, chciałem ich spróbować, zobaczyć jak smakują, poczuć jej pełne, malinowe wargi na swoich. Zrobiło mi się gorąco i poczułem między nami jakieś dziwne napięcie, wiem że ona też to poczuła, widziałem to w jej oczach, w przyśpieszonym i nierównym oddechu, ale nim zdążyłem się otrząsnąć odskoczyła ode mnie jak poparzona.

-Odczep się ode mnie okej?- Powiedziała ze złością wypisaną na twarzy-Zapomnij że cokolwiek kiedykolwiek ci powiedziałam- Warknęła na odchodne i wsiadła do pierwszej taksówki, którą zobaczyła, a ja jak ten idiota dalej stałem na chodniku patrząc na odjeżdżający samochód.

***

Viviane

Wstałam z łóżka i jęknęłam głośno, byłam nadal zła przez wczorajszy wieczór, nie mogę uwierzyć że wszytko skończyło się w ten sposób, dlaczego życie jest tak okropne? Dlaczego daję nadzieję tylko po to żeby po chwili ją odebrać i wymierzyć ci kopniaka w brzuch przez który leżysz na ziemi i z bólu nie możesz wstać?

Przez dziesięć minut biłam się ze swoimi myślami, ale w końcu wstałam z łóżka, żeby przygotować się do szkoły, nie byłam w stanie myśleć o tym, że gdyby nie Jake to wszystko by się udało, to dziś najprawdopodobniej by mnie tu nie było, nie musiałabym bać się każdego dnia, że Veronica wrzuci cały filmik do sieci, a z drugiej strony czy możliwe jest uciec od konsekwencji swojego czynu? Od myślenia o tym wszystkim rozbolała mnie głowa, a mój dzień i tak już był do dupy, nie potrzebowałam kolejnych zmartwień.

Przez cały dzień nie widziałam nigdzie Turnera, za co dziękowałam w duchu i przez co mój dzień przynajmniej odrobinę stał się lepszy. Zmieniło się to dopiero, gdy po kilkugodzinnej pracy z asystentką taty na temat balu, wróciłam do domu. Myślałam ze może choć trochę dzisiejszego dnia los się do mnie uśmiechnął, ale nie w naszej jadalni musiała siedzieć cała drużyna futbolowa i jadła kolacje w towarzystwie Chrisa i oczywiście Madeleine.

-Hej Viv chodź tu- Zawołał mój brat, gdy cichutko próbowałam dostać się na górę, tak żeby nikt mnie nie zauważył.

Westchnęłam przeciągle, ale weszłam do jadalni. Jak ognia unikałam wzroku Jake'a i patrzyłam na wszystko tylko nie na niego.

-Masz- Chris podsunął mi talerz z jedzeniem, ale nie byłam wstanie nawet na to patrzeć.

Usiadłam na krześle odsuwając od siebie naczynie.

-Jadłam u taty- Skłamałam gładko- Już za kilka dni święto miasta, mam nadzieje że nie zapomnieliście że gracie. 

Chłopaki zaczęli gadać o jakiś mało znaczących dla mnie rzeczach, dotyczących taktyki gry.

-Co z imprezą?- Padło pytanie, które niewątpliwie było skierowane do mnie.

Uniosłam wzrok i wtedy napotkałam jego spojrzenie. Na chwile zaparło mi dech w piersi, nie wiem czemu poczułam nagle to samo co wczorajszego wieczora, nie wiem czemu było to dla mnie tak przyjemne, a z drugiej strony tak bardzo się tego bałam. Odwróciłam wzrok choć bardzo chciałam patrzeć w jego tęczówki dłużej i popatrzyłam na Matta, z którego ust padło pytanie.

-Jaką imprezą?-Zapytałam zdając sobie sprawę, z tego że na chwilę się wyłączyłam i zatraciłam w oczach Jake'a co bardzo mnie zirytowało.

-Imprezę po naszym meczu w niedzielę z Budlogami- Powiedział Matt jakby była to najoczywistsza rzecz pod słońcem.

-Co z nią?- Nadal nie do końca rozumiałam o co im chodzi.

-Czy będziesz? Chociaż biorąc pod uwagę, to że będzie w twoim domu nie będziesz miała wyboru- Matt mówił coś dalej ale nie słuchałam.

Przypomniałam sobie, że na górze na moim biurku nadal leży zaproszenie dla Jake'a na galę w urzędzie, po oficjalnej części święta miasta. 

-Ja.. Trenerze mam dla pana zaproszenie na galę- Nie wiedząc czemu nagle speszyłam się gdy miałam powiedzieć na Jake'a po imieniu przy wszystkich.

Wstałam krzesła i zaczęłam kierować się do pokoju, słysząc jego kroki za mną. Przez całą drogę na górę nie odzywaliśmy się do siebie, ba ja nawet na niego nie patrzyłam, bałam się, sama nie wiem czego. Tego co mogę poczuć gdy na niego popatrzę i obawiam się że nie będą to negatywne uczucia, mimo że powinny być negatywne po wczorajszym dniu.

Weszłam do pokoju, usłyszałam tylko ja Turner zamyka cicho drzwi, przez co nagle w pomieszczeniu zrobiło się niewiarygodnie ciasno. W końcu na niego popatrzyłam i od razu tego pożałowałam, jedno spojrzenie w jego oczy dało mi do zrozumienia, że mężczyzna nie zostawi w spokoju wczorajszej sytuacji.

-Viviane powiedz mi co się stało wczoraj- Poprosił łagodnie.

Pokręciłam przecząco głową.

-Jake nie- Powiedziałam wręcz błagalnie- Uwierz mi lepiej dla ciebie jeżeli nie wiesz.

-Viv, co takiego może być na tym nagraniu, że musisz posuwać się do takich środków? Zmiana tożsamości to poważna sprawa.

-Jake błagam nie ciągnij tego tematu- Jęknęłam- Zapomnij o tym co ci mówiłam.

-Słyszysz się w ogóle?- Po tonie jego głosu wywnioskowałam że jest już lekko podirytowany- Mam zapomnieć że coś ci grozi? Że tak bardzo się czegoś boisz, że musisz zmieniać tożsamość?

-Cicho- Syknęłam gdy podniósł głos i wystraszyłam się, że ktoś może go usłyszeć- I nigdy ci nie powiedziałam, że się czegoś boję.

-A właśnie że się boisz, swojej menadżerki, która może kiedy chce ujawnić to co jest na tym nagraniu- Jake mówił jakby chciał mi przemówić do rozumu, ale to on jest tym któremu trzeba przemawiać do rozumu.

-Jake przestań, to nie prawda- Powiedziałam i podałam mu zaproszenie- Myślisz ze wiesz co czuje, myślę, ale nie wiesz i nie próbuj się dowiedzieć.

Chciałam wyjść z pokoju ale Jake mnie zatrzymał zagradzając mi drogę do drzwi.

-Rany Viviane kiedy wreszcie zrozumiesz, że chcę ci pomóc?- Uniósł ręce w geście bezradności- Co jeszcze mam zrobić?

-Nic, najlepiej nic nie rób i zostaw mnie w spokoju- powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia z ulgą wypuszczając powietrze.

Jego osoba nagle zaczęła mnie przytłaczać, jego hipnotyzujące oczy, przystojna twarz, sposób w jaki jego mięśnie się napinają, gdy się złości, pewna siebie postawa i głęboki głos, który trafiał do najgłębszych zakamarków mojego umysłu.

Stop, muszę przestać o nim myśleć, nasza znajomość nie przyniesie mi nic dobrego, a wręcz przeciwnie jeśli tak dalej pójdzie, jestem pewna że w chwili słabości wyśpiewam mu wszystko co leży głęboko we mnie i wtedy już nie będzie dla mnie ratunku, wtedy mnie znienawidzi.

---
Udało mi się coś naskrobać, mam nadzieje że rozdział wam się podoba. Naskrobcie coś w komentarzu ;)

Love affairWhere stories live. Discover now