Bezsilność to jedno z najgorszych uczuć jakie można czuć, nie mając kontroli nad swoim życie czuję tylko i wyłącznie to. Tą cholerną bezsilność i nie moc, z którą nie mogę nic zrobić, nie mogę powiedzieć nie bez konsekwencji, nie mogę powiedzieć tak nie uzgadniając tego wcześniej z osobą, która wzięła moje życie w swoje lepkie łapska, nie mogę nawet sama wybrać sukienki na głupią imprezę.
Zamknęłam niewielką walizkę i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, ubrałam najzwyklejsze podarte jeansy i sweter, włożyłam buty i wzięłam małą torebkę. Mój bagaż nie ważył dużo, ponieważ miałam w planach zagościć w Los Angeles jedynie dwa dni, więc sama dałam radę znieść go po dużej ilości schodach.
Na dole słyszałam głosy rodziców i kogoś jeszcze. Trochę boję się reakcji taty na wieść, że wyjeżdżam, ale mama obiecała mu powiedzieć w sposób, przez który się na mnie nie obrazi.
-Viviane myślałem, że się zrozumieliśmy- Gdy tylko zeszłam doszedł do mnie głos ojca-Na ten rok dajesz sobie spokój z show biznesem.
-A ja myślałam, że rozumiesz że nie da się tak po prostu odejść z show biznesu- Położyłam walizkę na podłodze i ubrałam skórzaną kurtkę.
Tata westchnął i przyłożył sobie rękę do czoła.
-No dobrze możesz jechać, ale pod jednym warunkiem- Uniosłam brew- Od razu po przyjeździe zajmiesz się planowaniem festynu.
-Dobrze-Powiedziałam szybko- Spokojnie jadę tam tylko na weekend-Dodałam widząc, że ojciec nadal nie jest przekonany.
Uwierz mi tato, chętnie zostałabym w domu, a nie pchała się przed kamery, ale nic na to nie poradzę. Drzwi wejściowe się otworzyły i stanął w nich Chris razem z Turnerem. Skrzywiłam się widząc tego drugiego, co on tu robi tak późno?
-Viv, gdzie jedziesz?- Chris zmarszczył brwi patrząc na moją walizkę.
- Do Los Angeles, na imprezę z okazji zakończenia serialu, Victor mnie zawiezie?- Zapytałam mamę.
-Ja mogę cię zawieść, akurat jadę w tamtą stronę- Jake oparł się nonszalancko o ścianę.
-Świetnie-Mama klasnęła w dłonie i przytuliła mnie do siebie-Uważaj na siebie.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z domu za Turnerem, który wziął moją walizkę. Czy ja naprawdę muszę z nim jechać? Mężczyzna usiadł na miejscu kierowcy i odpalił auto. Przez chwile jechaliśmy w kompletnej ciszy.
-Po co jedziesz na lotnisko?- Zapytałam w końcu, gdy cisza zaczynała mnie przytłaczać.
-Jadę coś załatwić, lotnisko mam po drodze- Powiedział, a między nami znów nastała cisza.
-Macie dużo treningów- Zauważyłam.
-Za dwa tygodnie jest ważny mecz, którego nie możemy zawalić.
W ciszy przejechaliśmy dalszą drogę, Jake najprawdopodobniej nie miał nic przeciwko siedzeniu w ciszy, a ja nie do końca ufałam samej sobie i bałam się palnąć jakąś głupotę, na przykład powiedzieć mu jak bardzo przystojny jest gdy skupia się na drodze i jak cholernie podobają mi się jego kości policzkowe. Boże co się ze mną dzieje? Muszę się ogarnąć i to szybko, nigdy nie byłam osobą, która w ten sposób reaguje na płeć przeciwną, a tu proszę wystarczy jeden jej przedstawiciel. Turner zatrzymał samochód tuż przy wejściu na lotnisko, gdzie już była niezliczona ilośc fanów i paparazzi, czego mogłam się spodziewać po Veronice.
-Nie wychodź lepiej- Powiedziałam szybko za nim mężczyzna zdążył otworzyć drzwi- Nie chcesz żeby paparazzi cię złapali.
-Racja- Powiedział i przez chwile na mnie patrzył z nieodgadnionym wyrazem twarzy- Baw się dobrze.
CZYTASZ
Love affair
RomanceKażde nasze czyny mają konsekwencje, wszystko co robimy wcześniej czy później da o sobie znać. Musimy wypić piwo, które naważyliśmy. Czy da się uciec przed konsekwencjami swoich czynów? Czy istnieje miłość tak silna, że przetrwa każdą burzę? Czy zwi...