Rozdział 12

2.6K 100 1
                                    

Bezsilność to jedno z najgorszych uczuć jakie można czuć, nie mając kontroli nad swoim życie czuję tylko i wyłącznie to. Tą cholerną bezsilność i nie moc, z którą nie mogę nic zrobić, nie mogę powiedzieć nie bez konsekwencji, nie mogę powiedzieć tak nie uzgadniając tego wcześniej z osobą, która wzięła moje życie w swoje lepkie łapska, nie mogę nawet sama wybrać sukienki na głupią imprezę. 

Zamknęłam niewielką walizkę i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, ubrałam najzwyklejsze podarte jeansy i sweter, włożyłam buty i wzięłam małą torebkę. Mój bagaż nie ważył dużo, ponieważ miałam w planach zagościć w Los Angeles jedynie dwa dni, więc sama dałam radę znieść go po dużej ilości schodach.

Na dole słyszałam głosy rodziców i kogoś jeszcze. Trochę boję się reakcji taty na wieść, że wyjeżdżam, ale mama obiecała mu powiedzieć w sposób, przez który się na mnie nie obrazi.

-Viviane myślałem, że się zrozumieliśmy- Gdy tylko zeszłam doszedł do mnie głos ojca-Na ten rok dajesz sobie spokój z show biznesem.

-A ja myślałam, że rozumiesz że nie da się tak po prostu odejść z show biznesu- Położyłam walizkę na podłodze i ubrałam skórzaną kurtkę.

Tata westchnął i przyłożył sobie rękę do czoła.

-No dobrze możesz jechać, ale pod jednym warunkiem- Uniosłam brew- Od razu po przyjeździe zajmiesz się planowaniem festynu.

-Dobrze-Powiedziałam szybko- Spokojnie jadę tam tylko na weekend-Dodałam widząc, że ojciec nadal nie jest przekonany.

Uwierz mi tato, chętnie zostałabym w domu, a nie pchała się przed kamery, ale nic na to nie poradzę. Drzwi wejściowe się otworzyły i stanął w nich Chris razem z Turnerem. Skrzywiłam się widząc tego drugiego, co on tu robi tak późno?

-Viv, gdzie jedziesz?- Chris zmarszczył  brwi patrząc na moją walizkę.

- Do Los Angeles, na imprezę z okazji zakończenia serialu, Victor mnie zawiezie?- Zapytałam mamę.

-Ja mogę cię zawieść, akurat jadę w tamtą stronę- Jake oparł się nonszalancko o ścianę.

-Świetnie-Mama klasnęła w dłonie i przytuliła mnie do siebie-Uważaj na siebie.

Uśmiechnęłam się i wyszłam z domu za Turnerem, który wziął moją walizkę. Czy ja naprawdę muszę z nim jechać? Mężczyzna usiadł na miejscu kierowcy i odpalił auto. Przez chwile jechaliśmy w kompletnej ciszy.

-Po co jedziesz na lotnisko?- Zapytałam w końcu, gdy cisza zaczynała mnie przytłaczać.

-Jadę coś załatwić, lotnisko mam po drodze- Powiedział, a między nami znów nastała cisza.

-Macie dużo treningów- Zauważyłam.

-Za dwa tygodnie jest ważny mecz, którego nie możemy zawalić.

W ciszy przejechaliśmy dalszą drogę, Jake najprawdopodobniej nie miał nic przeciwko siedzeniu w ciszy, a ja nie do końca ufałam samej sobie i bałam się palnąć jakąś głupotę, na przykład  powiedzieć mu jak bardzo przystojny jest gdy skupia się na drodze i jak cholernie podobają mi się jego kości policzkowe. Boże co się ze mną dzieje? Muszę się ogarnąć i to szybko, nigdy nie byłam osobą, która w ten sposób reaguje na płeć przeciwną, a tu proszę wystarczy jeden jej przedstawiciel. Turner zatrzymał samochód tuż przy wejściu na lotnisko, gdzie już była niezliczona ilośc fanów i paparazzi, czego mogłam się spodziewać po Veronice.

-Nie wychodź lepiej- Powiedziałam szybko za nim mężczyzna zdążył otworzyć drzwi- Nie chcesz żeby paparazzi cię złapali.

-Racja- Powiedział i przez chwile na mnie patrzył z nieodgadnionym wyrazem twarzy- Baw się dobrze.

Love affairOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz