Przysunęła się do niego, oplotła jego ramię chudymi, zimnymi rękami i przytuliła twarz do jego barku, mocno zaciskając powieki. Drżała. Ze strachu.

Demon nie doświadczył tego od dawna. Był pewny, że miała to za sobą. Nie rozumiał, dlaczego koszmary na jawie wróciły akurat teraz.

— Nie boisz się ciemności. Przecież dobrze wiesz, że nic tam nie ma — tłumaczył cierpliwie, nie zrażając się brakiem odpowiedzi. — Wiesz, że jesteś bezpieczna, dopóki przy tobie jestem.

— Dlatego przyszłam. Nie chciałam być dłużej z dala od ciebie — wyszeptała, łamiącym się, dziecięcym głosikiem. —Wszyscy już śpią, to mnie przeraża. Chciałam cię zawołać, ale nie mogłam. Przepraszam. Pewnie ci przeszkadzam...

— Nie przeszkadzasz, panienko. Jestem tu dla ciebie. Twoje dobro jest dla mnie najważniejsze — odparł, uśmiechając się ciepło.

— Mogę tu zostać? — zapytała, spoglądając na niego błagalnie.

Wiedział, że nie był to dobry pomysł. Ktoś mógł ich przyłapać. A już na pewno sieroty z jej pokoju zauważyłyby, że zniknęłą. Duże ryzyko, zbyt duże.

— Nie powinnaś. Co z twoimi współlokatorami? — Próbował przemówić do jej rozsądku.

— Seth wie, kim jesteśmy i po co tu jesteśmy. Wymyśli coś — rzuciła zdecydowanie. — Proszę. Nie chcę tam wracać. — Ścisnęła materiał jego fraka, delikatnie szczypiąc skórę ramienia. — Sebastian, proszę — powtórzyła.

Demon przymknął oczy i westchnął głęboko. Co mógł zrobić? Jej życzenie było rozkazem, a nawet jeśli nie było nim dosłownie, w każdej chwili mogło się stać.

— Yes, my lady — odparł uprzejme, uśmiechając się do niej. — Połóż się i spróbuj zasnąć.

— Będziesz tutaj cały czas? Nie zostawisz mnie? — dopytywała przestraszona.

— Jeśli tego chcesz, zostanę tu do rana, bez względu na wszystko — odparł i pomógł szlachciance ułożyć się w łóżku.

Kiedy zamknęła oczy, wrócił do biurka i kontynuował czytanie książki. Słyszał nierówny, przyspieszony oddech Elizabeth. Dobrze wiedział, że nie śpi i był pewny, że zaraz poprosi go o coś. Tak, jak robiła przez pierwsze dwa lata.

— Poczytaj mi coś... — poprosiła, patrząc na profil jego ukrytej we włosach twarzy.

— To, co teraz czytam, na pewno ci się nie spodoba — odpowiedział, nie odrywając wzroku od kart kodeksu.

— Ale masz tu Szekspira. Poczytaj mi Hamleta, Makbeta, albo Otella. Proszę. — Naciskała.

Podniósł się bez słowa, wziął do ręki książkę i siadając na skraju materaca, zaczął czytać.

— Dwa rody, zacne jednako i sławne — Tam, gdzie się ta rzecz rozgrywa, w Weronie... — recytował dobrze znane im obojgu słowa.

Dlaczego Rome i Julia? Dlaczego historia o nieszczęśliwych kochankach? Gdyby zaczął czytać Makbeta, pewnie miałaby koszmary — tak sobie tłumaczyła. Co innego mogło nim kierować?

— Dziękuję — szepnęła i zamknęła oczy.

Widział, jak z każdą chwilą napięcie opuszcza jej twarz ustępując miejsca błogiemu ukojeniu.

— Ona zawstydza świec jarzących blaski;

Piękność jej wisi u nocnej opaski

Kuroshitsuji: Czarna Róża DemonaWhere stories live. Discover now