{53} ,,J Jako Justin''

7.9K 380 29
                                    


Dochodziła godzina osiemnasta, co oznaczało, że mamy parę minut zanim zacznie się oficjalnie Wigilia. Obecnie byłam sama w domu z Justinem, Fredo wszedł jakiś czasu temu do pokoju Justina oznajmiając, że ma sprawę niecierpiącą zwłoki do załatwienia na mieście i musi wyjść. Spytałam go czy to coś poważnego, na co posłał mi swój szczery uśmiech i kazał się nie martwić. Tak też zrobiłam. Po naszej dzisiejszej małej kłótni, szatyn i ja postanowiliśmy resztę dnia spędzić w jak najmilszy sposób. Zła strona Justina odeszła chwilowo w niepamięć i skłamałabym mówić, że nie jest teraz mi lepiej. Zdecydowanie wolę go jako miłego chłopaka, który czasami wydaje się być zbyt banalnie romantyczny niż takiego, który unosi głos i nigdy nie wiesz do czego jest w stanie się posunąć. Fakt faktem, od dłuższego czasu Justin panował nad swoimi emocjami, nie licząc krzyków jak dzisiejszego dnia. Wolałam jego podniesiony ton niż ręce na swoim ciele. Kropka.
- Alex - Justin wyrwał mnie z mojego pół-snu.
- Kiedy ty masz urodziny?- Leżeliśmy na jego łóżku, kiedy chłopak podparł się na swoim łokciu i spojrzał na mnie wyczekująco. - Mam na myśli to, że powinnaś skończyć dziewietnaste urodziny, a jest prawie koniec grudnia, więc?
- Miałam już urodziny - Odpowiedziałam szczerze. Justin zmrużył oczy.
- Co? - Jego głos był zdziwiony. - Kiedy je niby miałaś?
- W październiku, dokładniej ósmego. A czemu cie to obchodzi?
- Miałaś urodziny ponad dwa miesiące temu, a nawet mi o tym nie powiedziałaś? - Podniósł się i usiadł na krańcu łóżka, więc zrobiłam to samo, jedynie, że ja siedziałam po turecku, a jego nogi zwisały błogo z łóżka.
- Wiesz... - Zaczęłam, ściskając usta w cienką linię. - Nie żyliśmy wtedy ze sobą w zbyt dobrych stosunkach, więc uznałam to za zbędne.
- Olałaś swoje urodziny? Serio? - Westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Jak mogłaś?
- Nie jestem już małym dzieckiem, nie czuję potrzeby świętowania ich z roku na rok. Do tego jestem teraz coraz starsza i nie bawi mnie już jakoś ta cała impreza z okazji urodzin. Dzień jak dzień.
- To nie jest zwykły dzień, powinno się go świętować.
- A ty kiedy masz urodziny? - Spytałam.
- Pierwszego marca - Westchnął.- Podrapał się po karku.
- Martwi cię to?
- Po prostu jestem już taki stary - Zaśmiałam się na jego dobór słów.
-  Justin, co ty mówisz za głupoty. To najlepszy wiek.
- Może dla ciebie, to już nie to samo, gdy masz piętnaście lat. Teraz muszę się martwić sam o siebie, z resztą jak przez całe życie, ale muszę też w sumie zacząć rozglądać się za jakąś pracą.
- Mogę się o coś zapytać? - Przygryzłam wargę, kiedy skinął głową. - Jak nie chcesz odpowiadać to nie, ale skąd ty masz pieniądze? Mam na myśli to, że nie pracujesz, a wiecznie cię na wszystko stać. Te zakupy kiedyś dla mnie, wizyta u fryzjera i teraz te prezenty...
- Nie martw się - Puścił mi oczko. - Na pewno są to szczerze zarobione pieniądze, jeśli można to tak w ogóle nazwać.
- Co masz na myśli? - Spytałam, nie wiedząc o czym mówi.
- Moja babcia miała jeszcze jeden dom w innym miasteczku tu w Kanadzie i przepisała go na mnie. Po jej śmierci stwierdziłem, że nie ma sensu go mieć, więc zwyczajnie go sprzedałem. Dom był dość duży i nieźle wyposażony, więc zebrałem za niego niezłą sumkę.Widziałam błysk w jego oku, kiedy mówił na temat tego, ile udało mu się zarobić na sprzedaży. W duchu ucieszyłam się, bo z początku obawiałam się tego, że pieniądze są zarabiane w sposób nielegalny.
- To dobrze - uśmiechnęłam się, zmieniając pozycję i siadając na niego okrakiem. Justin wydawał się zaskoczony moich posunięciem, ale po chwili uśmiechnął się i przytulił moje ciało do swojego.
- Zastanawiałeś się kiedyś jakby to było gdybyśmy poznali się w inny sposób? - Spytałam, na co posłał mi pytające spojrzenie.
- Inny czyli jaki?- No gdybyśmy poznali się jakoś inaczej. Na mieście, w sklepie, w klubie... ale nie w taki sposób w jaki się serio poznaliśmy.
- Nie, a czemu pytasz? - Moje pytanie zdziwiło go.
- Bo ja czasami sobie myślę jakby to było, gdybym mogła iść z tobą za rękę ulicami mojego miasta jak normalna para.
- Serio? - Zachichotał.
- A ty byś tak nie chciał? Móc pokazać się bez jakiegokolwiek stresu? Chciałabym pochwalić się tobą moim znajomym, oni też by cię polubili.
- Domyślam się, ale wtedy moglibyśmy nie wiem, ukrywać nas związek? To by nadało mu odrobinę szaleństwa, nie uważasz?
- Alex, dobrze się czujesz? - Wyśmiał mnie, powodując u mnie rumieńce.
- Och przepraszam, że staram się myśleć romantycznie o naszym związku - Udałam obrażoną.
- Związku? - Uniósł pytająco brew, na co zadrżałam.
- O jakim związku ty mówisz?
- No o naszym? - Odpowiedziałam nieśmiało. - Powiedziałeś, że mnie kochasz, więc chyba jesteśmy w związku... czy nie jesteśmy?
- To, że cię kocham, nie oznacza, że będziemy razem.- Zeszłam z jego kolan. Słowa, które wypowiedział zadziałały na mnie jak kubeł zimnej woli.
- R-rozumiem - Wyjąkałam, czując jak mój język zaczyna się plątać. - Po prostu źle to wszystko odebrałam, przepraszam.- Justin popatrzył na mnie jak na głupią, po czym wybuchł donośnym śmiechem. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc co mam myśleć o całej sytuacji, które miała miejsce przed chwilą.
- Co cię tak śmieszy? - Warknęłam, krzyżując ramiona.
- Ty - Wytarł łzę z pod oka i ruszył w moim kierunku.
- T-twoja mina... - Chichotał w dalszym ciągu. - Ty we wszystko wierzysz, poważnie.
- Teraz to już nic nie rozumiem - Pokręciłam głową, na co on ponownie zaśmiał się.
- Kocham cię, ile razy mam ci to powtarzać? Jak się kogoś kocha, to jest się z tym kimś w związku i troszczy się o niego bardziej, niż o siebie samego. Ty jesteś takim kimś dla mnie, jestem moim małym oczkiem w głowie.
***
Jedyną rzeczą, która najbardziej stresuje mnie podczas Wigilii jest dzielenie się opłatkiem i składanie życzeń drugiej osobie. Nigdy nie wiem czego mam jej życzyć, a życzenia nieszczere, nie są życzeniami. Dlatego w duchu dziękuję, że w domu Justina nie ma takiej tradycji jaka jest u mnie i mogliśmy zacząć świętowanie bez tego problemu. Oczywiście nie obyło się bez jakichkolwiek ciepłych słów, ale powiedzieliśmy to ogólnie, nie musząc zmuszać się do składania indywidualnych życzeń. Siedzimy obecnie przy stole, który pokryty jest najróżniejszymi daniami. Okazało się, że nagły wypad Fredo do miasto był powiązany z jedzeniem, którego chłopacy, ani ja nie bylibyśmy w stanie przygotować na wszystkie trzy dni świąt. Dlatego też przyjaciel Justina zamówił wybrane wigilijne dania i musiał zwyczajnie po nie jechać. Wątpię, aby to był jedyny powód jego nagłego zerwania się, ale wolę nie wnikać, bo szczerze mówiąc nie jest to moja sprawa. Atmosfera między naszą trójką jest przyjemna, żartujemy, opowiadamy sobie zabawne historie, a Justin przez cały wieczór obejmuje mnie ręką w pasie, chociaż czasami nalegam, aby użył drugiej ręki do jedzenia. On jest mówi mi, że jest mu wygodnie, a nawet gdyby tak nie było woli mieć pewność, że jestem obok niego. To naprawdę miłe z jego strony, że od ranka zmienił się o sto osiemdziesiąt procent i jest teraz najwspanialszym chłopakiem na całym świecie. Mimo wszystko nadal mam dziwne uczucie gdzieś daleko w sobie, gdy myślę o tym wszystkim, co zrobił mi dawniej. Staram się jak najszybciej pozbyć tych wspomnień i cieszyć tą miłą chwilą, która teraz trwa. Kiedy skończyliśmy już nasze jedzenie, po którym każdy z nas nie ma siły na jakikolwiek ruch, postanawiamy chwilę polenić się przed telewizorem, gdzie leci film mojego dzieciństwa, a mianowicie Kevin Sam w Domu. Oglądałam ten film miliony razy, chłopacy z resztą też, a i tak śmiejemy się w tych samych momentach. Gdy kanał przestaje emitować komedię, postanawiamy odpakować prezenty. Nie jest ich wiele, zaledwie pięć.
- Gotowa, by dostać swój prezent? - Spytał Justin, po czym wstał z kanapy i ukucnął pod świątecznym drzewkiem.
- Nie zasłużyłam - Wypięłam język w jego stronę, na co on pokręcił głową, biorąc moje zachowanie za dziecinne. - Skoro tak uważasz, to zaczniemy od tego debila - Zaśmiał się, po czym rzucił małą, szczelnie opakowaną kwadratową paczuszkę. Fredo uśmiechnął się na swój podarunek, po czym odłożył go obok, czekając, aż każde z nas będzie miało swój.
- Nie ma tu zbyt wielu osób, więc chcąc nie chcąc, jesteś następna - Tym razem to Justin wypiął język w moją stronę, ale ja osobiście daruję sobie przewrócenie oczami.
- Uprzedzam, ten nie jest ode mnie. Odkręciłam swoją głowę w kierunku przyjaciela Justina, który tylko zaśmiał się i uniósł ręce w geście obronnym. Pokręciłam swoją głową, czując coraz większe zażenowanie, że ja nie mam dla nich żadnego prezentu.
- Te dwa są ode mnie, ale nie mogę ich rzucić - Powiedział, po czym położył obok mnie dwa pudełka, w tym jedno od Fredo.
- No cóż, a ten wydaje się być mój. Justin zajął miejsce pomiędzy naszą trójką, po czym każde z nas zaczęło wypakowywać swoje prezenty. Pierwszym z nas, któremu udało się to zrobić był Fredo. Jak się okazuje, Justin kupił mu komplet wszystkich płyt jego ulubionego wokalisty. Chłopacy przytulili się lekko, na co uśmiechnęłam się w ich stronę, widząc to, jak są ze mną blisko. Nie mogąc dłużej czekać, postanowiłam odpakowywać swoje niespodzianki.
- Zacznij od tego - Nakazał Justin, gdy zaczynałam odwijać prezent od jego przyjaciela. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc co to za różnica, ale zrobiłam to, o co mnie poprosił. Pudełko było małe i lekko. Nie mam pojęcia co chłopak mógł mi kupić, a z każdą sekundą byłam tego bardziej ciekawa. Kiedy w końcu pozbyłam się zbędnego papieru, moim oczom ukazało się drobne pudełko, w którym zazwyczaj znajduje się biżuteria. Spojrzałam na Justina.
- Justin obiecuję ci, że jeśli będzie to coś drogiego... - Zaczęłam, ale przerwał mi.
- Po prostu to otwórz, proszę.- Wypuściłam głośno powietrze, po czym zdjęłam górną przykrywkę. Moim oczom ukazał się naszyjnik z zawieszką w kształcie litery J, która pokryta była drobnymi brylancikami, które pod światłem pobłyskiwały.
- Nie mogę tego przyjąć - Podałam mu prezent, ale odmówił.
- Możesz i to zrobisz, a teraz pozwól, że ci go założę.- Nie chcąc kłócić się na nowo, zebrałam włosy z kucyka na lewą stronę, aby dać mu lepszy dostęp do mojej szyi. Po chwili zdobił ją naszyjnik z literką, na którą zaczyna się imię mojego chłopaka.
- Dziękuję - Mruknęłam, przytulając go i całując w policzek. - Jest przepiękny.
- Teraz drugi - Nakazał, podając mi pudełko.Ten prezent był znacznie cięższy od poprzedniego i był też większych rozmiarów. Zaczęłam powoli odrywać papier, aż w końcu w moich rękach znajdował się prostokątny karton, wewnątrz którego znajdował się najnowszy model telefonu. Przykryłam wolną dłonią swoje usta, czując zdziwienie, że Justin wydał na mnie tyle pieniędzy.
- J-ja nie wiem co powiedzieć - Zaczęłam się jąkać, a łzy stopniowo napływały do moich oczu. - Justin te prezenty to zbyt wiele. Ja nie kupiłam ci dosłownie nic, nawet głupiego cukierka, a ty wydałeś na mnie kilka tysięcy! To chore!
- Człowiek robi głupie rzeczy, gdy jest zakochany - Przysunął moją głowę w swoim kierunku, aby pocałować moje czoło.
- Wesołych Świąt, słoneczko.
- Wesołych Świąt - Uśmiechnęłam się blado, nadal czując zażenowanie z powodu braku prezentów z mojej strony.
- Teraz mój! - Fredo klasnął w dłonie, na co Justin posłał mu pytające spojrzenie.
- Ooookej - Przeciągnęłam "o" i zaczęłam odpakowywać ostatni swój prezent. Jak się okazuje, chłopak kupił mi pasujący pokrowiec do telefonu.
- Dziękuję - Wstałam ze swojego miejsca, aby móc go przytulić.
- Jesteście najlepsi na świecie. - Justin jest najlepszy, ja kupiłem ci tylko głupi pokrowiec - Wzruszył ramionami.
- Liczy się pamięć, pamiętaj - Uśmiechnęłam się i wróciłam na swoje miejsce.
- A ty czemu nie odpieczętujesz swojego? - Spytałam Justina.Chwycił kopertę, która leżała po jego prawej stronie i szybkim ruchem otworzył ją.- Jezu stary, kocham cię - Wyszczerzył się Justin do Fredo, kiedy jego oczom ukazały się dwa bilety na mecz Lakersów na nowy rok.
- Kupiłem dwa, bo wiedziałem, że będziesz chciał tam zabrać Alex.- Oczywiście, że chcę, ale będzie z tym problem. Tam zazwyczaj jest dużo fotografów, a wiemy jaka jest nasza sytuacja.
- Coś się wymyśli - Pocieszył go Fredo, po czym udał się do kuchni.
- Zgłodniałeś? - Zaśmiałam się, a on jedynie wystawił mi język.- Zadowolona z prezentów? - Odezwał się Justin, kiedy zostaliśmy sami.- Nie zadawaj głupich pytań. Justin, to wszystko jest cudowne, ale nie musiałeś wydawać na mnie aż tyle pieniędzy. Ten naszyjnik na pewno nie był tani, telefon z resztą też. Mogłeś kupić mi głupi lakier do paznokci, albo coś w tym stylu.- Nie rozśmieszaj mnie - Pokręcił głową. - Chcę żebyś miała coś, co będzie ci zawsze o mnie przypominać - Wziął mój nowy naszyjnik w palce i obrócił literkę. - J jako Justin.- Jako Justin - Powtórzyłam, składając słodki pocałunek na jego ustach.
***********************************************
80 gwiazdek i 20 kom i nowy rozdział 🙈

One moment can change everythingWhere stories live. Discover now