Niepokonana #15

5.7K 566 200
                                    

Carter POV

Oddaliłem się od Lary podążając za Mattem. Szedłem w cieniu, niezauważony. Do rej pory nie miałem pojęcia, jakim cudem tak łatwo udało mi się przejść obok strażnika. Kiepskich Matt miał tutaj ludzi, skoro rycerz na służbie, zamiast się interesować, pracą flirtował z jakąś rudą kobietą.

Kiedy przeszliśmy już spory dystans, zakręcaliśmy kilkanaście razy, a celu naszej wędrówki nie było widać, usłyszałem glos Lary. Od razu zrozumiałem, że porozumiewa się ze mną za pomocą myśli.

Carter? Jesteś gotowy? Mam zaczynać? - zapytała.

Nie mielimy więcej czasu. Była dziewiętnasta pięćdziesiąt cztery i tak naciągnęliśmy limit czasowy.

Zaczynaj - powiedziałem krótko.

Szliśmy korytarzem jakieś piec minut, kiedy pochód Matta został zatrzymany przez jakiegoś rycerza. Wytężyłem słuch, aby zrozumieć ich rozmowę.

-Zaczęło się. Smoki w sali balowej się zbuntowały, ludzie uciekają, co mamy robić panie? - zapytał rycerz.

-Nareszcie. Wyślijcie oddział Z12 na sale balowa. Oni wiedzą co robić.

-Tak jest panie - odpowiedział jego rozmówca, oddalając się.

Po chwili marsz się wznowił, a ja ruszyłem za Mattem.

Droga dłużyła się niemiłosiernie, kiedy w końcu wyszliśmy na ogromny dziedziniec, w którego centrum stała fontanna. Rosło tutaj nawet kilka drzew. Schowałem się za winklem, na razie obserwując. Spojrzałam na niebo. Ujrzałem dwie, ledwo widoczne plamki, Thee i Aarona. Smoki czekały tylko na mój sygnał. Popatrzyłem jeszcze raz na dziedziniec, licząc moje szanse. Piątka żołnierzy robiących za straż przyboczną Matiasa nie stanowiła problemu. Oprócz tego na dziedzińcu była piątka innych gwardzistów.

To była moja jedyna szansa. Za chwile może się tutaj zaroić od strażników. Wyjąłem mój miecz, który schowałem w marynarce.

Nie mam pojęcia, jak go upchnąłem, że nie było go widać, ale jakoś mi się to udało.

Wyszedłem z cienia, kierując się do pierwszego z brzegu, odwróconego do mnie tyłem mężczyzny. Szybkim ruchem przyłożyłem mu miecz do gardła i równie szybkim ruchem przejechałem klingą po jego szyi. Cięcie było na tyle głębokie, że mężczyzna nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Następnie powoli położyłem go na ziemi, żeby nie zwrócić uwagi reszty. Z kolejną dwójką uczyniłem dokładnie to samo. Niestety nim zdążyłem w ten sam sposób załatwić czwartego, ten wydał z siebie okrzyk zaskoczenia, powodując, że jego towarzysze odwrócili się. Skręciłem mu kark i tym razem nie patyczkowałem się w delikatne odkładanie ciała. Mężczyzna runął jak kłoda u moich stóp.

No, została jeszcze szóstka i Matt. Trzech rycerzy rzuciło się na mnie. Zablokowałem każdy cios i gdy nadarzyła się okazja, pierwszego z nich przeciąłem moim czarny mieczem na pół, drugiemu odciąłem głowę, a trzeci miał dziurę w brzuchu.

Wtedy usłyszałem klaskanie. Matt zaczął mi bić brawo. Podniosłem głowę, spoglądając na niego.

-Właśnie się zastanawiałem, kiedy zechcesz uderzyć. Szedłeś za nami od sali balowej, myślałem, że szybciej zdecydujesz się na atak - zadrwił. - A gdzie masz tę swoją dziewczynę co? Zostawiłeś ją na balu?

Podszedłem wściekły do Matta, lecz drogę mi zasłoniła trójka gwardzistów. Już się szykowałem do ataku, gdy usłyszałem trzepot skrzydeł. Spojrzałem w górę i ujrzałem około trzydziestu smoków. Kiedy usłyszałem, o czym rozmawiały, od razu wiedziałem, że były one zwolennikami. Przekląłem cicho pod nosem. Smoki wraz z jeźdźcami wylądowały w równych szeregach za Mattem, jedynie czerwony wylądował tuż obok tego pseudo króla.

Nieznana Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang