Nieznana #25

6.8K 658 69
                                    

Dzień mijał bardzo spokojnie. Prawie cały wolny czas spędzałam na rozmowie z bratem oraz Mel i Mikiem. Lucy wyjechała tuż po śniadaniu. Jak się okazało, Mel z Mikiem wracają dopiero za tydzień. Po południu wszyscy wybraliśmy się nad jezioro, to samo do którego wrzucił mnie Black, a później odkryłam jego tożsamość. Pogoda była naprawdę ładna, chociaż to już koniec września. Rozłożyliśmy koce na kawałku nie porośniętej drzewami ziemi.

-Carter, idziesz popływać?- zapytała się go Mel. Była z niej naprawdę fajna dziewczyna, ale mnie denerwowała, sama nie wiem dlaczego.

-Chętnie - odpowiedział Black. Ściągnął koszulkę i wszedł na lekko podgniłe deski mola. Zaczął biec ludzkim tempem i wskoczył do wody, powodując sporą falę. Mel za to usiadła na krańcu mola zanurzając najpierw stopy, a później powoli weszła do wody.

-A wy co?! Nie idziecie?! - krzyknął Carter.

-Idziesz? - zapytał Mike. Nie dał mi czasu na odpowiedź, ponieważ ponownie się odezwał. - Wiesz, że ja wciąż nie wiem jak masz na imię?

Kompletnie o tym zapomniałam, przecież mu nie powiedziałam nic na ten temat... Ups? Chrzanić to i tak wcześniej czy później by się do wiedział.

-Lara -powiedziałam.

-Lara, ładne imie. A więc... miło mi cię poznać Laro - uśmiechnął się.

Również się zaśmiałam, ale po raz kolejny udawałam. Już nic nie rozumiem. Black, idiota jakich mało, potrafi mnie wkurzyć i rozśmieszyć, a tak zabawna i pozytywna osoba jak Mike tego nie potrafi.

-To jak? Idziesz do wody - zapytał ponownie.

-Może później.

-Jak chcesz - powiedział i już go nie było. Poszedł w ślady Cartera, Mel i Chrisa. Mój brat musiał wskoczyć, kiedy byłam pochłonięta rozmową.

Położyłam się na kocu i zamknęłam oczy. Dotąd nigdy nie było czasu na relaks, żyłam od zlecenia do zlecenia. Brak przerw, brak wakacji, tylko praca, tylko misje.

Promienie słońca padały na moją skórę, przez co było mi ciepło. Wokół słyszałam plusk wody, rozmowy i krzyki reszty grupy, śpiew ptaków. Kiedy wyostrzyłam słuch, słyszałam delikatny powiew wiatru, oddech znajomych. Słyszałam wiewiórkę skaczącą z drzewa na drzewo, trzepot skrzydeł ważek latających nad tafla wody. Kiedy wytężyłam słuch najmocniej byłam w stanie usłyszeć ryby pływające w jeziorku, których spokój został zakłucony przez grupę dragonów i ludzi. Bawiłam się w wyciszanie dźwięków. Jedne maksymalnie wyostrzałam za to kolejne całkowicie wyciszałam. Wyciszyłam zupełnie oddech, ruch i dźwięki ludzi, wiewiórkę i kilka innych zwierząt oraz ryby, przyciszyłam plusk wody i odgłos wazki wzmocniłam śpiew ptaków i leciuteńki wiaterek. W efekcie tego uzyskałam melodię idealną. Przy której się zrelaksowałam. W pewnym momencie udało mi się zasnąć.

Wtem poczułam lodowate przedmioty na mojej talii. Gwałtownie otworzyłam oczy i się ruszyłam. Było już za późno. Ktoś mnie przerzucił przez swoje zimne i mokre ramie przytrzymując mnie równie mokrymi i zimnymi jak lód dłońmi.

-Puszczaj mnie do jasnej cholery!! - wrzasnęłam wściekła. W odpowiedzi usłyszałam szczery śmiech, a ramiona napastnika lekko zdarzały. Wystarczyło tyle, abym dowiedziała się kim on jest. Oczywiście, to był nie kto inny jak Carter Black.

-Carter ja nie żartuję! Puści mnie natychmiast!

Na moje słowa się zatrzymał.

-Puścić cię? - zapytał.

-Tak!

I puścił... Do wody! Moje rozgrzane od słońca ciało zetknęło się z lodowatą wodą jeziora. Nie życzę nikomu takiego uczucia. Nikomu.

Nieznana Место, где живут истории. Откройте их для себя