Niepokonana #18

5.2K 533 56
                                    

Rozglądnąłem się po placu, szukając najbardziej odpowiednich ludzi.

Od ostatniej mojej wizyty tutaj, nic za bardzo się nie zmieniło. Wciąż wokoło poustawiane były kramy, wysuszona fontanna nadal stała w centralnym miejscu placu. Wokół niej znajdowały się szubienice. Tym razem jednak, nie były puste. Na siedmiu z dziesięciu wisiały martwe ciała. Pięciu mężczyzn i dwie kobiety.

Wmieszałem się w tłum, próbując wyłapać słowa świadczące o nienawiści lub pogardzie kierowanej do zwolenników. Nic takiego nie doszło moich uszu.

Najwyraźniej trzeba będzie sprowokować kogoś - pomyślałem.

Wtem ktoś na mnie wpadł. Chłopak burknął ciche przepraszam i już miał iść dalej, kiedy chwyciłem go za nadgarstek, ściskając dość mocno.

-Nikt ci nie powiedział, że nie wolno kraść?! - warknąłem wściekle.

Nastolatek popatrzył na mnie z przerażeniem, wypuszczając złoty zegarek kieszonkowy ze swojej reki. Urządzenie jeszcze kilka chwil wcześniej spoczywało bezpiecznie w mojej kieszeni. Chłopiec zaczął szarpać się, na marne. Schyliłem się po moją własność, wciąż nie poluźniając uścisku. Spojrzałem na złotą powierzchnię, sprawdzając, czy nie pojawiła się na niej rysa, nic takiego nie przykuło mojej uwagi, więc wrzuciłem zegarek do kieszeni.

-Jak się nazywasz?

-Jeremy, panie. Błagam, n... niech mnie pan nie wydaje zwolennikom. Błagam pana.

Westchnąłem głośno, lustrując wzrokiem chłopca. Miał nie więcej jak siedemnaście lat. Jego blond włosy były w nieładzie, a skóra była lekko opalona. Twarz oraz ręce miał ubrudzone pyłem i najprawdopodobniej sadzą. Ubrany w wielokrotnie cerowane łachmany, w kilku miejscach przetarte.

-Żebym więcej cię nie widział kradnącego od kogokolwiek cokolwiek - pogroziłem mu, puszczając rękę.

-Dziękuję, nie zobaczy pan - powiedział i zaczął się oddalać.

-Hej, Jeremy! - krzyknąłem za nim.

Chłopak odwrócił się, ale nie stanął. Wyjąłem mały woreczek z pieniędzmi, a następnie rzuciłem do tego dzieciaka. Ten, złapał go w locie i szybko otworzył. Nie zdążyłem zobaczyć jego miny, ponieważ już kierowałem się ku jednemu ze straganów, który obrałem na cel.

Był to niewielki kram z różnymi przedmiotami, zaczynając od garnków, przez lustra kończąc na biżuterii. Sprzedawał to wszystko ciemnoskory mężczyzna, o krótko ściętych włosach.

-Dzień dobry - przywitałem się.

-Witam pana! - powiedział uradowany, zapewne nie miał zbyt dużo klientów. - W czym mogę służyć. Chciałby pan garnek? A może pozytywkę? Na pewno coś dla pana znajdę - w jego głosie dało się słyszeć jakiś wyraźny akcent.

Nagle cos żółtego mignęło mi na zapleczu, oddzielonym od wystawy kocem. Po chwili zauważyłem za jego plecami zarys smoka.

- Chciałbym lusterko.

-A tak, tak, mam przepiękne lustra i lusterka. Jak ma być duże?

-Małe - uciąłem, aby szybko zmienić temat na bardziej mnie interesujący. - słyszał pan o akcji, która miała miejsce na balu?

-Nie można o tym głośno rozmawiać. Zwariował pan? Połowa ludzi z szubienic za to zawisła.

-Nikt przecież pana nie zdradzi, co o tym pan myśli? Hm? - zapytałem szeptem.

-Chyba tak jak większość obywateli, cieszę się, że ktoś się w końcu im postawił, lecz boje się konsekwencji.

-Czyli?

Nieznana Where stories live. Discover now