Nieznana #30

6K 707 41
                                    

W tamtym momencie chciałam się poddać. Przyjąć śmierć z otwartymi ramionami, jeszcze kilka tygodni temu zrobiłabym to bez wahania. Wtedy godziłam się na śmierć, byłam na nią przygotowana. Nieodłączny element mojej pracy, jak i życia. Ryzyko.

Ale teraz? Teraz chciałam żyć, ponieważ miałam dla kogo. Miałam brata, przyjaciół, których już bez przeszkód mogłam nazwać rodziną, chociaż nie łączyły nas więzy krwi.

Wygięłam się, aby dosięgnąć buta, w którym schowałam sztylet. Plecy mnie bolały niemiłosiernie. Lecz w końcu mi się to udało. Chwyciłam za rękojeść i jednym ruchem wyjęłam z buta. Następnie rzuciłam w ramię Matta, nie spodziewał się tego. Sztylet wbił się w jego ramię aż po samą rękojeść. Matt odsunął się, wypuszczając miecz z rąk.

Wstałam, chociaż kręciło mi się w głowie. Dobyłam miecza Cartera, który wciąż spoczywał w pochwie i uderzyłam nim o łańcuch skuwający rękę Blacka. Poczułam uderzenie w moje plecy. George. Upadłam, uderzając głową o ścianę. Zobaczyłam przez czarną mgłę sylwetki mężczyzn. Oboje okładali się pięściami. Wygrywał ten mniej barczysty. Po chwili mężczyzna wielki jak szafa upadł na ziemię, a zwycięzca podbiegł do mnie.

-Lara. Lara. Nie zamykaj oczu - słyszałam przytłumiony głos, który był jak muzyka dla moich uszu.

Nagle poczułam niewyobrażalny ból, a później już nic. Nie czułam bólu czy zmęczenia, które chwilę temu nakazywało mojemu organizmowi sen.

Otworzyłam szeroko oczy i zaczerpnęłam głęboki wdech. Przede mną klęczał Carter, wciąż trzymając rękę na moich plecach. Uleczył mnie. Dojrzałam w jego oczach ulgę.

Rozglądnęłam się dookoła. Georg leżał nieprzytomny na ziemi. Matt walczył z Tobiaszem. Nawet nie zauważyłam, kiedy ojciec Cartera przyszedł.

Spróbowałam wstać, udało mi się, ale wciąż kręciło mi się w głowie. Nie dałam po sobie tego poznać. Podałam Blackowi jego miecz, a sama ruszyłam po swój. Chwyciłam go do ręki i poczułam dziwną, ale przyjemną energię otaczającą moje ciało.

W jednej chwili Matt rzucił Tobiaszem o ścianę. Tobiasz osunął się po płaskiej powierzchni, a jego broń wyleciała mu z rąk. Stracił przytomność. Wtem, Matt gwałtownie obrócił się w moją stronę.

-Laro, dokończmy to, co zaczęliśmy - powiedział, zbliżając się do mnie. - Simon! - krzyknął, a do pokoju wpadł kolejny, były przyjaciel mojego brata - zajmij się Blackiem, ja biorę Larę na siebie - rozkazał z uśmiechem na twarzy.

Zamachnął się na mnie od boku, a ja zablokowałam i oddałam cios ze zdwojoną siłą, nowa moc, która we mnie wstąpiła, dała mi, to czego potrzebowałam. Czyli siły, szybkości i energii.

Wyskoczyłam do góry, robiąc salto i lądując za Mattem, kopnęłam go, a ten poleciał do przodu. W ostatnim momencie odzyskał równowagę i się nie przewrócił.

Odwrócił się, zadając równocześnie cios, który zablokowałam. Na przemian uderzaliśmy i blokowaliśmy. W pewnym momencie udało mi się wytrącić miecz z jego ręki. Moja broń za to powędrowała do jego szyi. Oboje dyszeliśmy wyczerpani, ale udało mi się, pokonałam go.

-Przegrałeś - powiedziałam. - Poddaj się.

Wtem, za jego plecami, ujrzałam niebieski rozbłysk. Pojawiła się tafla jasno-niebieskiego światła.

-To jeszcze nie koniec - powiedział i zanim zdążyłam go powstrzymać, wskoczył do środka i rozpłynął się.

-Cholera! - krzyknęłam wściekła.

Miecz wypadł mi z rąk.

Zawaliłam. Zawiodłam wszystkich- Byłam wściekła i zrozpaczona na raz.

Po chwili, kiedy się opanowałam, podbiegłam do Tobiasz, który leżał wciąż bez ruchu pod ścianą. Kątem oka widziałam, że Black rozpina z łańcuchów resztę.

Sprawdziłam puls Tobiasza. Poczułam go. Żył. Odetchnęłam z ulgą.

Nagle otworzył oczy. Rozglądnął się dookoła, po chwili jego spojrzenie skupiło się na mnie.

-Lara... co się stało...

-Już wszystko w porządku... oberwałeś od niego mocno i straciłeś przytomność.

-Myślałem, że to brat Maxa kierował tymi ludźmi.

-Pracz jakiś czas, ale umarł. Władzę przejął jego syn Matt. Matt jest pol Dragonem pół człowiekiem.

Spojrzałam za siebie. Carter stał przy Mel tuląc ją do siebie. Dziewczyna nie mogła się uspokoić.

-Czy to jest... - zapytał Tobiasz, wskazując na Blacka.

-Tak. To jest Carter -odpowiedziałam.

Tobiasz wstał i podszedł do swojego syna. Carter obrócił się, stając z nim twarzą w twarz. Poszłam w ich ślady i stanęłam tuż przed portalem. Podszedł do mnie mój brat i mnie przytulił. Przysunął twarz do moich włosów i wyszeptał.

-Jestem z ciebie dumny siostrzyczko.

Uśmiechnęłam sie lekko na jego słowa. Następnie popatrzył na Blacków.

-Masz jej oczy - powiedział Tobiasz ze łzami w oczach.

-Emm kim pan jest ? - zapytał Carter.

-No tak... jestem Tobiasz. Tobiasz Black. Jestem twoim ojcem Carter - powiedział.

-On, to... on nie... ty nie możesz... -plątał sie w słowach Black.

-Ja musiałem was opuścić. Byłem deską ratunkową. Max kazał mi wyjechać i w razie wypadku miale was wtajemniczyć we wszystko. Zgodziłem sie na tę propozycję. Uwierz mi. Drugi raz bym tego nie zrobił. Przez ten idiotyczny wybór straciłem możliwość patrzenia, jak dorastasz. A nie zyskałem nic - powiedział, a mi serce pękło. Łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu, ledwo je pohamowałam. -Błagam, wybacz mi.

-Nie wiem, nic już nie wiem.

-Jak długo tu siedzicie? - Zapytałam brata, który wciąż stał obok mnie.

-Odkąd wyjechałaś.

-A kiedy on... - nie potrafiłam dokończyć zdania, popatrzyłam sie jedynie na zwłoki przyjaciela.

-Pierwszego dnia.

-Gdybym nie pojechała...

-Nawet tak nie mów - zgromił mnie. - Nie byłabyś w stanie nas uratować, jego ludzi było za dużo.

-Ale...

-Nie.

-Jak Mel to przyjęła?

-Przez pierwsze trzy dni płakała i rzucała się. Potem wyglądała, jakby jej nie było. Nic nie jadła, nie mówiła, nie ruszała sie - odpowiedział mi mój brat. - Wszystko w porządku?

- Tak, tak. Po prostu, kiedy wy zginęliście, przez tydzień nie kontaktowałam ze światem, kolejny miesiąc nie potrafiłam się odezwać ani słowem. Gdybym teraz ciebie straciła... ja... nie przeżyłabym tego ponownie - powiedziałam, a łzy przesłoniły mi widoczność.

-Wiem, na razie nie mam zamiaru nigdzie odchodzić - powiedział, całując mnie w głowę. Uśmiechnęłam sie lekko na ten gest. - Idę na chwilę do Cartera.

Rozglądnęłam sie dookoła podejmując w jednej chwili decyzję. Chciałam zacząć od nowa. Z czystą kartą.

Powoli wycofałam sie. Stanęłam przodem do portalu. Zrobiłam krok naprzód, wchodząc w światło. Juz nic mnie tutaj nie trzymało.

Pora iść, odkryć nieznane.

KONIEC


Koniec części numer 1

Druga będzie prowadzona tutaj, według waszych głosów.

Nieznana Where stories live. Discover now