Niepokonana #4

5.6K 706 41
                                    

Noc tak jak planowałam, spędziłam nad barem. Pozostało zastanowić się co dalej?

Jaki mam wybór? Albo porozmawiam z barmanem i go przekonam, aby przyjął mnie do tej pracy, lecz nie chcę, narażać jego rodziny. Ta opcja odpada. Czyli odchodzę stąd. Tylko gdzie? Może uda mi się odnaleźć Harry'ego, Garry'ego i Barry'ego. Chociaż w to wątpię. Zapewne sprzedali towar z roli i wrócili na farmę. Nie mam pojęcia co zrobić, gdzie pójść.

Wstałam z łóżka, ubierając kaptur na głowę i rozglądając się po pomieszczeniu. Był to pokój zbudowany z drewna, z jednym małym oknem. Przy ścianie znajdowało się łóżko, którego materac nie należał do najwygodniejszych. Śpiąc, czułam sprężyny wbijające się w moje żebra. Koszmar, już wygodniej spałoby się na podłodze. Powoli wstałam, stając na rozłożonej przy łóżku skórze jakiegoś zwierzęcia. Przeszłam parę kroków do przodu, stałam naprzeciwko drzwi, obok których stała wysoka szafa. Chwyciłam za klamkę, otwierając drzwi. Przeszłam korytarzem prosto, następnie schodząc po schodach na dół. Znalazłam się w tawernie. Usiadłam na stołku barowym, czekając na pojawienie się właściciela. Ten, pojawił się po kilku minutach.

-Jak się spało? - zapytał, uśmiechając się pod nosem. Cham dobrze wiedział, jak niewygodne było moje łóżko.

-Dawno tak dobrze nie spałam - odpowiedziałam. - Daj mi kufel piwa.

Położył naczynie z płynem na ladzie, a ja zaczerpnęłam duży łyk.

-Gdzie się teraz udasz? - zapytał po chwili ciszy.

-Do znajomej - kłamstwo.

-Ach tak...

-Tak, dawno się z nią nie widziałam. Ciekawe co u jej męża Toma i jej dzieci. Pisała mi w listach, że urodziły jej się bliźniaki! - zasada numer siedem. Zawsze podawaj szczegóły, gdy kłamiesz. - z tego, co pisała, wybudowała im ostatnio, razem z mężem domek na drzewie. Wracając do tematu, jej siostra ostatnio się wyprowadziła, więc dostanę pokój dla siebie.

-To wspaniale! - powiedział bez entuzjazmu. -Jak ona ma na imię?

-Lili, a jej mąż Thomas.

-Yhym. Nie znam.

Wtedy drzwi wejściowe otworzyły się z impetem, a do środka wszedł nie kto inny jak pan dupek z wczoraj! Po prostu świetnie jeszcze tego tu brakowało. Patrzyłam, jak powoli podchodzi w moim kierunku, a za nim idzie jego świta złożona z trójki zakapturzonych mężczyzn. Od razu poznałam ich ubiór. Byli to ci sami wędrowcy, podróżujący wraz ze mną na furmance Harry'ego do miasta.

Po chwili poczułam stal przykładaną do szyi. Tyle że to nie była broń żadnego z nowo przybyłych.

-Dobrze postąpiłeś Bob. Zwolennicy ci tego nie zapomną -powiedział głównodowodzący, zwracając się do barmana, który przykładał najprawdopodobniej miecz do mojej szyi.

-Jak tam brzuch? - zapytałam z uśmiechem, którego nie mógł zauważyć przez kaptur zakrywający moją twarz.

-Ciebie wciąż się trzymają żarty? - zapytał z dezaprobatą.

-Widzę, że przyprowadziłeś więcej ludzi - zaśmiałam się, widząc kilka innych osób za drzwiami. - Wczoraj się niczego nie nauczyłeś?

-Zobaczymy czy dalej będziesz tak kłapać gębą, kiedy zawiśniesz na stryczku.

-Zapewne.

Barman w trakcie rozmowy obszedł bar i stanął za mną. Zdjął miecz z szyi i przyłożył go do moich pleców. Lekko dźgnął mnie końcem ostrza w kręgosłup, zmuszając do wstania z krzesła. Co potulnie uczyniłam. Stałam teraz twarzą w twarz z tym śmieciem. Za nim stała jego trójca, wszyscy mieli spuszczone głowy.

Nieznana Where stories live. Discover now