Nieznana #2

11.1K 1.1K 91
                                    

~Pora wrócić do domu...~

Od wizyty u barona i incydentu ze strzałą minęły dwa dni. Jestem dokładnie w połowie drogi do rodzinnego miasta, jeszcze tylko kolejne dwa dni drogi przez wąwóz i będę w domu.

Dom.

Jak ja dawno nie używałam tego słowa.

Przed oczami stanęło mi małe miasteczko Dark Fall a na jego obrzeżu budynek, średniej wielkości wykonany z kamienia. Do tego zadbany ogródek na jego tyłach pełen czerwonych róż, które tak kochała matka. Każdą wolną chwilę tam spędzała, a ja jej czasem pomagałam.

Z zamyślenia wyrwało mnie rżenie konia. Nawet nie zauważyłam, kiedy wjechałam do wąwozu, zwanego potocznie tunelem śmierci.

Poprawiłam kaptur od mojej peleryny tak, aby jeszcze bardziej zakrył moją twarz i jechałam dalej aż do rozwidlenia. Tam zatrzymałam mojego czarnego jak noc ogiera. Chociaż jest tak wyszkolony, że spokojnie mógłby dojechać do Dark Fall galopem bez przerw, wolałam jednak go nie, przemęczać nigdy nie wiadomo czy niebawem nie będę potrzebowała w pełni wypoczętego konia.

Nalałam mu do pyska trochę wody, a następnie usiadłam pod jedną z kamiennych ścian, wyciągając mój miecz z pochwy. Przyjrzałam się uważnie klindze i zaczęłam ją czyścić. Przy rękojeści wciąż znajdowało się trochę zaschniętej krwi.

Siedziałam tak dobre pół godziny, gdy z lewego korytarza usłyszałam głosy.

-Mówiłem ci, że tu jej nie ma-powiedział ktoś mocnym, basowym głosem.

-Zamknij się idioto, bo jeszcze cię usłyszy-odpowiedział mu drugi głos.

W takich chwilach dziękuję Bogu za moje zdolności, w tym lepszy słuch niż u większości ludzi.

Zaczęłam się wsłuchiwać w otoczenie. Szum wysokiej i suchej trawy, ptak lecący po niebie. Wytężyłam słuch do granic możliwości, teraz każdy nawet najdrobniejszy dźwięk, był dla mnie słyszalny kilkanaście razy głośniej.

Z lewego korytarza słyszałam stęki i pojękiwania maksymalnie czwórki osób z korytarza za mną słychać było żwir przesuwany pod kopytami koni mniej więcej trzech. Z prawego korytarza przez minuty, które trwały jak wieczność nie słychać było nic. To się kupy nie trzymało, jeśli chcieli zastawić na mnie pułapkę, powinni zastawić każdy korytarz. Nagle, wydech, ledwo słyszalny z prawego korytarza.
Jedna osoba. W więcej osób narobiliby większego hałasu.

Podsumowując, idzie na mnie osiem osób, z czego jeden (jak się domyślam, ponieważ idzie sam i porusza się niesłyszalnie) jest dobrze wyszkolony. Jestem w pułapce bez drogi ucieczki ani nawet bez dobrego miejsca na kryjówkę. Za to mam swoją broń i konia.

Bywało gorzej...

Notka od autora.

Jak się podoba? Da się wogóle to czytać?

Byłabym wdzięczna za kom. pozytywny jak i negatywny ( bo dobrze wiedzieć co robię źle :P)
Z czasem postaram się pisać dłuższe rozdziały.

Nieznana Where stories live. Discover now