Nieustraszona #11

3.1K 353 31
                                    

  -Jesteś jednym z nich? - Zapytałam odrobinę skołowana i w ciągu sekundy stanęłam w pozycji walki przygotowana do ataku.

-Lara, spokojnie - odezwał się Chris, a ja obrzuciłam go rozwścieczonym spojrzeniem.

-Nie mów mi co mam robić - warknęłam.

-Daj mu wyjaśnić - przerwał mi Chris. - On nam nie zrobi krzywdy. Prawda? - zwrócił się do wikinga.

-Obiecuję - poparł go mężczyzna.

Wahając się, opuściłam gardę i stanęłam na pozór luźno, jednak moje ciało było napięte jak struna, nie ufałam nawet w najmniejszym stopniu temu mężczyźnie.

-W takim razie tłumacz - powiedziałam, nie ruszać się nawet o milimetr.

-Może usiądziesz? -Zapytał wiking, wskazując pusty taboret leżący w rogu pokoju.

-Postoje - powiedziałam niezbyt miłym tonem głosu.

Wiking w odpowiedzi westchnął zrezygnowany i podniósł kufel piwa, wypisać jeden duży łyk. Kiedy odstawił naczynie na stół, przetarg rękawem usta, ścierając z kich resztki napoju.

-Jak już wiesz, mam na imię Joel. Jestem byłym władcą wikingów - powiedział, a ja z całych sił musiałam się powstrzymywać, żeby nie rzucić się na niego. Jednak moja dłoń mimowolnie powodowała do miejsca, gdzie zawsze był przypięty mój miecz, ale moja ręka natrafiła na pustkę. Nie miałam przy sobie broni.

-Aktualnie panuje mój syn. Sam dobrowolnie zrezygnowałem z tronu - kontynuował Wiking. - Odszedłem, kiedy zauważyłem, co działo się z moim państwem. Byłem już za stary... Wciąż jestem za stary... Żeby im pomóc.

-Jaśniej - powiedziałam, a raczej warknęłam.

Wiking westchnął i pogładził dłonią swoją brodę.

-Kiedy jeszcze byłem królem, coraz częściej dochodziło do butów. Społeczeństwo miało dość życia tutaj, a w szczególności ci młodzi. Tchnieni legendami, jak to byliśmy kiedyś postrachem wszystkiego, co żywe, chcieli zaatakować was, ale ja na to nie pozwalałem. Przez wiele lat tłumiłem zamieszki i powstania, jednak w pewnym momencie najzwyczajniej w świecie przestałem mieć na to siłę i oddałem koronę w ręce mojego jedynego syna. Niestety nie wiedziałem wtedy, jaki błąd popełniałem. Okazało się bowiem, że mój syn popierał rebeliantów. Wedle tradycji, ja jako były król musiałem odejść i zostawić całkowitą władzę nowemu pokoleniu. Wyjechałem z centralnej wioski i przeniosłem się tutaj, ale to nie znaczy, że nie wiem, co dzieje się w moim królestwie. Dlatego mam dla was ofertę.

-Dlaczego mielibyśmy ci niby zaufać? - Zapytałam. - Jesteś jednym z nich.

-To twój wybór, królowo. Lecz beze mnie nie pokonacie ich.

Z jednej strony, on miał rację, nie wiedzieliśmy jak zabrać się do uwolnienia Cartera i pokonania wikingów, ale nie byłam w stanie zaufać temu mężczyźnie. Jednak jako jedyny na ten moment był w stanie udzielić nam jakichkolwiek informacji o naszych wrogach.

Analizując wszystkie za i przeciw zabrałam głos.

-W porządku, co ty z tego będziesz miał? Dlaczego tak cię to wszystko interesuje? Przedstaw swoją ofertę.

Wiking przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, jednak uprzednio wzdychając głośno, odpowiedział.

-Nie musisz znać moich motywów, jednak chcę, żebyście wygnali te cholerne szkielety. Wtedy wszystko się zmieni. W zamian oferuje pokój i mój naród zobowiązuje się wam pomóc, gdy tylko najdzie potrzeba. Nasze kraje mogą przecież żyć w zgodzie. Pomyśl, ile istnień dzięki temu ocalisz?


-Nie masz prawa nam takich rzeczy obiecywać, nie jesteś królem - warknęłam.

Skoro odszedł od władzy, nie był w stanie spełnić żadnej rzeczy, którą zaoferował.

-Mam wystarczająco duże wpływy w królestwie, żeby to załatwić - powiedział.

-W takim razie, gdzieś jest haczyk - w końcu odezwał się Chris, mówiąc na głos moje własne podejrzenia.

-Jak to ,,wygnać szkielety"? - Zapytałam, uprzednio przemyślawszy ofertę wikinga.

-Wy nic nie wiecie? - Zapytał zdziwiony.

Popatrzyłam na Chrisa z niemym pytaniem w oczach, jednak on pokrycia głową, dając mi znać, że nie miał pojęcia o czy ten starzec mówił.

Wiking wziął kolejny łyk piwa, kończąc napój, który był w kuflu i zabrał głos.

-To stało się wieki temu. Znane są jedynie legendy, jak do tego doszło.

-Dlaczego? - Zapytał Chris, za co został zgromiony wzrokiem przez wikinga.

-W pewnym miasteczku na Ragnagar żył sobie zamożny chłopak, który nie miał szczęścia w miłości. Pewnego dnia, przez jego rodzinne miasto przejeżdżał cyrk, a w tamtych czasach to był rzadkością. Poszedł więc młodzieniec na przedstawienie. Usiadł w pierwszym rzędzie, żeby mieć najlepszy widok. Występowali tam żonglerzy, grajkowie, kuglarze, oraz pewna dziewczyna, czarodziejka. Przewidywała ona przyszłość z kuli, potrafiła zmieniać kwiaty w motyle i sól w cukier.

-Fajnie- przerwał mu Chris, na co przewróciłam oczami.

- Podobno, była najpiękniejszą kobietą, jaka chodziła pod słońcem. Miała jedwabiste brązowe włosy i szmaragdowe zielone oczy. Jak się zapewne domyślacie, chłopak się w niej zakochał, ze wzajemnością. Cyrk spędził w mieście dwa miesiące, a para spotkała się potajemnie. Kobieta była własnością właściciela cyrku. Mężczyzna ponoć znalazł ją w lesie, w podartych, szatach, kiedy miała sześć, a może siedem lat. Pomógł jej, ale nie zrobił tego bezinteresownie, od tamtego czasu dziewczyna była na jego usługach. Dla tego nie miała ona życia. Musiała być na każde zawołanie, nie mogła mieć znajomych, nikogo, a każde przewinienie było surowo karane. Przez dłuższy czas wszystko szło świetnie, miłość młodych kwitła, jednak pewnego dnia, właściciel cyrku zaczął coś podejrzewać. Zaczął śledzić dziewczynę, która szła na kolejne spotkanie. Kiedy tylko zobaczył, z kim dziewczyna się spotykała, zaplanował intrygę. Kolejnego dnia, w imieniu czarodziejki wysłał list odnośnie kolejnego spotkania do chłopaka. Miało ono odbyć się tego samego dnia, wieczorem. Chłopak ucieszony poszedł nad jezioro, lecz nie zastał tam swojej miłości, tylko właściciela cyrku, który go zamordował. Kiedy dzień później czarodziejka poszła nad jezioro, znalazła zwłoki, leżące tuż przy tafli wody. Kobieta była zrozpaczona, dla tego rzuciła czar. Noc tą nazywany jest przez nas nocą zguby. Czarownica uwolniła pradawne istoty, wyszły one z ziemi to były szkielety, żywe trupy. Nikt nie był w stanie się przed nimi ukryć. Były one silniejsze od zwykłego człowieka. Zaczęły one ścigać ludzi, a gdy jakiegoś już dopadły, łączyły się z jego duchem, lecz wtedy nikt o tym jeszcze nie wiedział. Gdy tylko dopadł jednego z nas szkielet, traciliśmy przytomność. Wszyscy budzili się nad ranem, całe miasteczko. Nikt nie wiedział, co się stało, jednak wszyscy wrócili do naturalnego porządku. Minął dzień, a żaden człowiek nie czuł żadnych objawów, choroby, śmierci, nic... To wszystko nadeszło nocą. Nasza skóra zaczęła gnić i odpadać ukazując żywy szkielet, który od tamtej nocy, zawsze po zachodzie słońca przejmuje nad nami kontrolę. Królowo Laro, szkielet to, pasożyty, który doczepiły się do nas i nie chcą odejść.

Z wrażenia aż usiadłam na taborecie, który wcześniej oferował mi wiking.

I co teraz? - Zapytałam samą siebie w myślach.

Czułam się kompletnie skołowana.

-Jak oddzielić szkielet od normalnego człowieka? - Zapytałam w końcu.

-To nie będzie takie proste. Będziesz potrzebowała pradawnej księgi zaklęć i... Potomkini czarownicy, która rzuciła ten czar.

-No świetnie -mruknęłam pod nosem.

-To jak? Umowa stoi? -Zapytał wiking.

-Stoi - odpowiedziałam, ściskając jego rękę. -Ale poproszę również wersję na papierze. Muszę mieć pewność, że mnie nie oszukasz - dodałam, zaczynałam już powoli rozumieć, co to znaczyło rządzić państwem. Te wszystkie dokumenty, umowy wszystkie udokumentowane, myślenie o tym, co będzie, zamiast skupiać się na tym, co jest teraz.

Bo to znaczy być królową, być odpowiedzialnym za cały naród. Pilnować, żeby podejmować odpowiednie decyzje, które sprawią, żeby.


Od autorki.

Tak, wiem, że mnie długo tutaj nie było... ale w ramach rekompensaty, w końcu wiecie czym są szkielety, przynajmniej mniej więcej. ;)  

~~~

Liczę na masę komentarzy, co myślicie o tym rozdziale? Spodziewaliście się tego, że szkielety to tak na prawdę oddzielne istoty? Czym one tak na prawdę są?  A co myślicie o Joelu?

Nieznana Where stories live. Discover now