Dziennik #2

5.7K 574 18
                                    

27 / 28 lipca (mie­siąc po tra­ge­dii) wiek siedem lat.

-Panie Ale­xan­drze!! Daleko jesz­cze? – zapy­tałam męż­czy­zny, któ­rego kilka godzin temu spo­tka­łam w alejce.

-Jesz­cze kawa­łek. Miesz­kam w lesie, nie­opo­dal mia­steczka.

-Też kie­dyś miesz­ka­łam w lesie. A dokład­niej bli­sko lasu.

-Tak? A jakie mia­steczko było w pobliżu?

Mil­cza­łam. Bałam się, że jeżeli odpo­wiem będzie chciał mnie tam zapro­wa­dzić, a ja nie mogłam tam wracać. Jed­nak męż­czy­zna nie drążył tematu. Byłam mu za to wdzięczna.

Zaczę­łam rozglą­dać się dookoła. Szli­śmy po udep­ta­nej ścieżce. Z lewej strony były pola uprawne tak samo, jak i z pra­wej. Zaraz za polami rosły pierw­sze drzewa, które później prze­obra­żały się w gęsty las igla­sty.

Nie wiem, jak długo zajęło nam dotar­cie na miej­sce. Kiedy weszli­śmy w las, szli­śmy godzinę, może wię­cej, może mniej. Nieważne. Dotar­li­śmy na polanę. Nie była ona duża, ale wystar­cza­jąca, aby wybudować na jej powierzchni domek.

Chatka stała na środku łąki. Zbu­do­wana była z bel drewna, lekko już znisz­czo­nych. Okna były pootwie­rane, a na zewnątrz wydosta­wały się niegdyś białe firanki, teraz były w kolo­rze sza­rym. Do drew­nia­nych, rze­źbio­nych drzwi wej­ścio­wych pro­wa­dziła żwirowa ścieżka zakoń­czona trzema stopniami.

Na samej za to pola­nie rosło wiele przeróżnych kwia­tów, od maków po lawendę.

Mamie by się tutaj spodo­bało - uśmiech­nę­łam się smutno na tę myśl.

-Ład­nie tutaj. Masz żonę?

-Mia­łem.

-Oh...

-Ona żyj, ale nie chcę o tym roz­ma­wiać.

-Rozu­miem.

-A Twoi rodzice, powiesz mi, co się stało?

-Nie chcę o tym roz­ma­wiać.

Weszli­śmy do środka. Wnę­trze było rów­nież prawie całe drew­niane. Zdję­łam moje buciki z nógi odłożyłam na półkę, która stała po pra­wej stro­nie tuż pod wie­sza­kami. Póź­niej poszłam za Alexandrem. Weszliśmy do kuchni. Nie była ona bogato urządzona. Kilka szafek na naczy­nia, ubrudzony mąką blat, na którym walały się łyżki, widelce, noże i miski.

-Co byś chciała zjeść? – zapy­tał Ale­xan­der.

-Em... a ma pan nale­śniki?

-Możemy zrobić.

Ale­xan­der zajął się przy­go­to­wy­wa­niem posiłku, a ja zaczę­łam oglądać domek. Wróciłam się na przedpo­kój, przez który musie­li­śmy przejść, aby dostać się do kuchni. Weszłam w pierw­sze drzwi po lewej, okazało się, że tra­fi­łam do łazienki.

Tutaj wszystko było wyko­nane z kamie­nia. Nie było tu nic godnego uwagi, wiec wró­ci­łam do poprzedniego pokoju. Teraz weszłam w dru­gie, a zara­zem ostat­nie drzwi po lewej stro­nie.

Naci­snę­łam na klamkę i popchnęłam drzwi były strasz­nie ciężkie, wiec musiałam naprzeć na nie prawie całym cię­ża­rem ciała. Weszłam do środka. Wewnątrz było strasz­nie ciemno. Na początku nic nie widziałam, dopiero po chwili mój wzrok zaczął przy­swa­jać się do ciem­no­ści i co więcej, widziałam wszystko bar­dzo wyraź­nie. Jak gdyby wcale nie panował tu mrok, ale wręcz prze­ciw­nie. Zaczę­łam się roglądać­ dookoła. W pomiesz­cze­niu, oprócz ogrom­nej szafy, która stała naprze­ciwko drzwi, nic nie było.

Powoli pode­szłam do szafy, zosta­wia­jąc na zaku­rzo­nej podło­dze ślady małych stópek. Nikt od dawna tutaj nie sprzątał. Wycią­gnę­łam rękę w kie­runku klamki. Wtem poczu­łam rękę na moim ramie­niu i lekki szarp­nię­cie do tyłu. Natych­miast się obej­rza­łam, za mną stał Ale­xan­der.

-Co tutaj robisz? – zapy­tał zde­ner­wo­wany. – Możesz chodzić, gdzie chcesz, ale nie wolno Ci zaglądać do tego pomiesz­cze­nia. Rozu­miesz?

-Dla­czego?

-Po pro­stu nie wolno. A teraz zmy­kaj stad, nale­śniki cze­kają w kuchni- powiedział i lekko mnie pchnął w kie­runku drzwi.

Nie zamie­rza­łam się sprze­czać, a poza tym od dawna już nic nie jadłam. Ludzie nie byli zbyt hojni w mia­stach, cza­sami dali mi kawałek chleba, ale nie zdarzało się to czę­sto.

Wró­ci­łam do kuchni i zaję­łam się jedze­niem nale­śni­ków. Już po chwili wchłonęłam całe. Do tej pory Ale­xan­der nie wró­cił z tam­tego pokoju, a mnie zaczęła zżerać cie­ka­wość co takiego może się tam znajdo­wać. Moje roz­my­śla­nia prze­rwał wła­ści­ciel chatki, wchodząc do pomieszczenia z kupką materiału, trzy­maną w rękach.

– Masz, powinny być na Cie­bie dobre – powie­dział, dając mi kilka ubrań.

-Dzię­kuję, ja się już będę zbie­rać, dzię­kuję za nale­śniki, były naprawdę dobre. Dawno tak sobie nie pojadłam.

-Jak chcesz, to możesz tutaj zostać.

-Naprawdę? – zapytałam nie ­do­wie­rza­jąc.

-Tak naprawdę. Mam jeden wolny pokój.

– Muszę jesz­cze to prze­my­śleć. Będę mogła panu odpo­wie­dzieć jutro?

-Jasne, a teraz idź spać.

Pora­nek.

-Dzień dobry mała – powie­dział pan Ale­xan­der.

-Dzień dobry Ale­xan­drze.

-Głodna?

-Nawet nie. Wiesz... prze­my­śla­łam Twoją pro­po­zy­cję...

-Ach tak, i co zade­cy­do­wa­łaś?

-Chcia­ła­bym tutaj zamieszkać.

Nieznana Where stories live. Discover now