Niepokonana #6

5.6K 609 163
                                    

-Dobrze - powiedział Carter, nie oddalając się ode mnie. Z jego ust wydobył się podmuch ciepłego powietrza, który poczułam na twarzy. W jego oddechu wyczulam mięte, ten zapach mógł uzależnić. - Wszystko w porządku, jesteś bezpieczna. Nie pozwolę ci spaść - wyszeptał, a ja mu uwierzyłam. Poczułam się bezpieczna.

Nagle, ten blogi spokój został przerwany przez osobę za mną.

-Tylko jak macie mi robić siostrzeńca to może poczekajcie, aż wylądujemy! - krzyknął Chris.

-Lepiej się zamknij, jeśli nie chcesz spaść! - Krzyknął Carter i obrócił się do mnie tyłem.

Atak paniki nie wrócił. Lot upłynął w zupełnej ciszy. Carter chyba rozgryzł jak blokować myśli, ponieważ już w połowie drogi nie słyszałam od niego nic.

Wylądowaliśmy mniej więcej w połowie ogromnej góry.

-Dalej musimy iść pieszo, złe warunki atmosferyczne, zbyt wielki wiatr- powiedział Kaspian, a wszyscy co go słyszeli, pokiwali głowami.

Po pół godzinie marszu pod gore doszliśmy do jaskini. Kiedy weszłam do środka, zaniemówiłam. Na ścianach utworzyły się różnego rodzaju kryształy. Były tu między innymi diamenty, rubiny, agaty i różne inne klejnoty. To było niesamowite. Podeszłam do jednej ze ścian i przejechałam po niej opuszkami palców. Oglądała z zapartym tchem wystrój tej ogromnej jaskini.

Odwróciłam się w kierunku wejścia i aż otworzyłam usta. Przez otwór wejściowy był widoczny przepiękny widok na górę i kawałek miasta, a wszystko dopełniały gałęzie z różowymi kwiatami, które odrobinę zasłaniał widok.

-Widzę pani, że ci się tutaj podoba - zaśmiał się smok.

-Podoba?! To jest... to jest... aż brak mi słów.

-Zajmę się zdobyciem pożywienia, będziecie musieli przeczekać kilka dni tutaj. Rozgośćcie się.

-Kaspianie chodź na słowo - powiedział Tobiasz i wyszedł ze smokiem na zewnątrz.

Ja w tym czasie postanowiłam zobaczyć resztę jaskini, a była ona ogromna. Zresztą jak większość domów i pomieszczeń na Ragnagar, ale co się dziwić? W końcu budynki tak jak jaskinia musiały pomieścić smoki.

Poszłam w głąb pieczary. Stał tam cztery pojedyncze łóżka, stolik oraz krzesła. Pod ścianą po prawej stronie walały się kości, natomiast po lewej stronie stała biblioteczka. Po podłodze walały się papiery, monety, książki, jakieś szmaty i ubrania. Każda rzecz tutaj była zakurzona oraz brudna.

Będę miała dużo do roboty - pomyślałam. Zdjęłam miecz i wyjęłam wszystkie noże, oprócz jednego, który wciąż spoczywał w specjalnej kieszonce wewnątrz buta. Cały sprzęt rzuciłam na łóżko stojące pod ścianą.

Odwinęłam rękawy i wzięłam się do roboty. Zaczęłam od porozrzucanych przedmiotów. Wszystkie ubrania zdatne do użycia poukładałam na kupce. Trzeba będzie je przeprać w rzece. Różnego rodzaju szmaty ułożyłam na drugiej kupce. Poskładane papiery położyłam na stoliku. Następnie zdjęłam poszewki z pościeli oraz prześcieradła i dorzuciłam do sterty z rzeczami nadającymi sie do użytku, które szły do prania.
Wcześniej wymienioną stertę zaniosłam do wejścia jaskini. Stali tam wszyscy mężczyźni.

-Chris, zabierzesz to do najbliższego strumienia i upierzesz, następnie wytrzepiesz i powiesisz w słońcu-powiedziałam, podając mu równocześnie materiał. Następnie wręczyłam mu jeszcze cztery szmaty. -A to weźmiesz, wypierzesz i przyniesiesz mokre do środka.

Brat pokiwał głową i poszedł w kierunku rzeczki, którą mijaliśmy, idąc tutaj.

Wróciłam się do wnętrza jaskini. Tym razem zgarnęłam wszystkie szmaty. Wróciłam do chłopaków.

-Carter, wytrzep te szmaty i przynieś je z powrotem.

-Czy ja wyglądam na gosposie?? - burknął.

-Carter!- zgromił go jego ojciec.

-Co?! Nie było Cię przez całe moje życie, wiec nie masz prawa mi teraz rozkazywać!

Tobiasz spuścił głowę, a Carter wyrwał mi rzeczy z reki i poszedł na dol.

Westchnąłem głośno, ale nie zwracałam uwagi na zranionego Tobiasza. Nie zapomniałam, jak mnie potraktował w lochach na ziemi. Wciąż mam mu to za złe.

Wróciłam się do środka i pozbierałam kości, które wyrzuciłam na zewnątrz. Kiedy Chris i Carter wrócili, powycierałam kurze ze wszystkiego. Właśnie wycierałam książki, kiedy przez przypadek straciłam jedną z nich. Ta upadła na ziemię. Kucnęłam, biorąc ją do ręki.

Jej okładka była zrobiona ze skóry. Otworzyłam na pierwszej stronie. Pierwsze, co rzucało sie w oczy to pożółkłe kartki, następnie uwagę moją przykuło jedno, jedyne zdanie znajdujące się na środku strony. Napisane było ono ładnym charakterem pisma, lekko pochyłym i z dużą ilością pętelek przy literach. Napisane tam było:

Dziennik Trevora Ridley'a - 100 lecie srebrnej epoki.

Srebrna epoka? Co to do cholery jest?! - pomyślałam.

Jaka epoka? - usłyszałam Blacka.

Odruchowo rozglądnęłam się dookoła, ale nikogo tu nie było. Znowu czytał mi w myślach.

Nie ważne - spróbowałam przekazać mu myśl, co sie udało, bo już po chwili dostałam odpowiedź.

Dobra.

Usiadłam na materacu, a ten zaskrzypiał. Pogrążyłam się w lekturę...

Przez światów drzwi przechodzi dwoje
Dwie dusze tworzące jedność
Ale jednak osobne
Przekraczają granicę
Osobno śmiertelni
Razem niezwyciężeni
Jeśli zwyciężą
Mur stworzony runie
Świat się odrodzi
Jeśli zawiodą
Mur stanie się wieczny
Smoki wyginą
Jeźdźcy przepadną
Biel I czerń
Takie ich kolory

~1~

Nie wiem co się ze mną dzieje. Od kilku miesięcy nękają mnie sny. Przerażające sny. Nasze państwo upada. Wszystkie smoki zostały pojmane i zniewolone. Panujący władca musi uciekać, ale nie jest to król Trycjan. Nie wiem, jak ma na imię. Wszystko jest takie zamazane. Nie wiem już nic, nic nie wiem.

~2~

Ponownie nawiedził mnie sen, zresztą jak co noc, ale tym razem coś było w nim innego. Tamten władca wskoczył w światło i sie rozpłynął. To samo uczynili jego towarzysze. To nie było normalne.

Coś wisi w powietrzu, król Trycjan zachowuje się inaczej. Nie wychodzi z zamku. Tylko chodzi po korytarzach pałacu, oglądając portrety rodzinne. Zastanawiam się, co go trapi. Czyżby również miewał jakieś dziwne sny?

~3~

Jestem świadkiem wydarzenia, które zapisze się w historii państwa jeźdźców i smoków, jak nie nawet w historii całego Ragnagar. W dniu dzisiejszym najwyższy z loży Mansenów ogłosił obrady. Po raz pierwszy w całej historii, w obradach mają wziąć udział wszyscy Masneni. Zarówno z rangi pierwszej, jak i dziesiątej. Jest to wiekopomna chwila. Zebranie ma się odbyć dokładnie piętnastego października. Niestety nie znam szczegółów, zresztą zarówno jak każdy Mansen niższej rangi.

Czytanie przerwał mi Tobiasz, który usiadł na łóżku obok mnie.

-Jak się trzymasz ? - zapytał.

-Daję radę, zresztą jak zwykle - burknęłam i zerwałam sie z łóżka.

Dziennik odłożyłam na półkę i skierowałam się do wyjścia. Minęłam się tam z Chrisem.

Na zewnątrz panował juz mrok. Wszystkie ubrania i szmaty wisiały na drzewie. Kaspian wciąż nie wrócił, tak samo ja Carter. O tego drugiego zaczęłam się już martwić. Nim się obejrzałam, szłam w dół w kierunku rzeczki.

Od autorki.

Nie sądziłam, że tak szybko się uwiniecie z tymi komentarzami :P

Nwm czy zdążycie, ale jeśli wam się uda to czemu nie? Maraton się kończy o północy.

Ulubiony Polski piłkarz 40 kom.

Jeden ludź = jeden kom

Nieznana Where stories live. Discover now