Nieznana #10

7.8K 794 45
                                    

Kiedy wychodziłyśmy z jaskini była godzina ósma. Lucy prowadziła mnie do zakapturzonego. Ubrana byłam w rzeczy zakupione u Rafaela. W pochwie spoczywał mój miecz, a w ręku niosłam skórzane pudło. Żadna z nas się nie odzywała, ale mi to nie przeszkadzało. Potrzebowałam chwili aby przemyśleć kilka spraw. Ale moje myśli cały czas krążyły wokół napisu na mieczu.

-Słuchaj, chyba nie zdążę cię doprowadzić do niego, ale to już niedaleko. Idziesz prosto, potem jak dojdziesz do wielkiego dębu, to skręcisz w prawo i pójdziesz kawałek prosto. Przepraszam, ale nie mogę się spóźnić do pracy - przerwała moje rozmyślania Lucy.

W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową, a jej już nie było. Podążałam za jej wskazówkami. Słońce, mimo wczesnej pory świeciło jasno, wiał również lekki wiatr. Chociaż pogoda była naprawdę ładna, ja i tak szłam z kapturem na głowie i w chuście na twarzy. Po około dziesięciu minutach marszu, doszłam do dębu. Drzewo było gigantyczne, raczej trudno byłoby je przegapić. Tak jak Lucy kazała, skręciłam w prawo. Minęło piętnaście minut kiedy zobaczyłam drewnianą chatkę. Była na prawdę ładna. Zaczęłam powoli, po cichu zakradać się do budynku. Jednocześnie nasłuchiwałam, czy właściciel jest w domu. Gdy nie usłyszałam żadnych oznak jego obecności, podeszłam do drzwi. Położyłam pudło obok. Wyjęłam mój zestaw wytrychów i zaczęłam otwierać zamek w drzwiach. Po usłyszeniu charakterystycznego kliknięcia, schowałam moje narzędzia i wzięłam do ręki pokrowiec. Nacisnęłam lekko na klamkę i popchnęłam drzwi.

Weszłam do środka. Wnętrze było skromnie urządzone powiedziałabym że nawet surowo. Zaczęłam przechadzać się po domu. Los chciał, że najpierw otworzyłam drzwi sypialni. Podeszłam do dwuosobowego łóżka i na nim postawiłam przesyłkę. Gdy zamierzałam wychodzić coś spadło z dachu lądując za mną Nie zdążyłam zareagować, gdy w jednej sekundzie zostałam wyrzucona za okno, które znajdowało się na lewo od drzwi.

Szkło przecięło mi skórę na ramieniu. Mężczyzna wyskoczył przez to samo okno, którym wcześniej wyleciałam. Zaczęłam udawać, że zwijam się z bólu. On podszedł na tyle blisko mnie, że udało mi się go podciąć nogami. Wykorzystałam sytuacje aby wstać i przybrać odpowiednią postawę. Zakapturzony wstał i również stanął w pozycji walki. Zaczęliśmy się okrążać. W pewnym momencie znudziło mi się to i zaatakowałam przeciwnika kopnięciem z pół obrotu, które idealnie zablokował. Odpłacając mi się uderzeniem w splot, które zablokowałam. W tym momencie przypomniałam sobie o mieczu, który wciąż spoczywał w pochwie. Tylko czekając na użycie.

Wyjęłam go jednym płynnym ruchem, ale nie zdążyłam go użyć, gdyż zakapturzony wykopał mi go z ręki, sam za to zdążył wyjąć nóż. Tym razem to on zaatakował jako pierwszy. Zamachnął się na mnie swoim nożem, zdążyłam odsunąć się na bok, jednocześnie chwytając go za nadgarstek i wykręcając go, aby był zmuszony wypuścić swoją broń, którą, gdy już leżała na ziemi kopnęłam, żeby nie stanowiła później problemu. Mężczyzna, w tym czasie zdążył mi się wyrwać. Oboje stanęliśmy w pozycji do walki i czekaliśmy na ruch przeciwnika. Z rozbiegu, zrobiłam wślizg pod jego nogami łapiąc za jego kostki. On poleciał do przodu, lecz udało mu się uratować spadając do pozycji do pompek. Nie zdążyłam się podnieść, ponieważ zakapturzony oplótł mnie nogami w pasie i gdy przeturlał się na brzuch, ja wylądowałam twarzą w liściach. W ten oto sposób nasza bójka przeszła do parteru.

Zanim zdążyłam wstać on usiadł na mnie okrakiem. Z wielkim trudem obróciłam się na plecy. Zamierzał mi właśnie przyszpilić ręce kiedy w jego stronę poleciał idealny prawy sierpowy. Ten odruchowo chwycił się za szczękę, na której zostanie ładny siniak, dając mi możliwość zmiany miejsc. Tym razem to ja siedziałam na nim okrakiem. Tylko, że ja nie miałam zamiaru cackać się w unieruchamianie jego rąk, tylko od razu posłałam w kierunku jego twarzy serię uderzeń. Udało mu się zablokować wszystkie z nich. W ułamku sekundy chwycił obie moje pięści z których zaczęła się już lać krew, a świeże rany pod jego dotykiem szczypały. Obrócił mnie tak, że wróciliśmy do pierwszej pozycji, tylko tym razem trzymał moje ręce nad moją głową. Próbowałam je wyszarpnąć ale to nic nie dało. Jedyna nadzieja w nogach. Próbowałam je spod niego wyjąć, ale był za ciężki.

-Już? Przestałaś się wiercić? - Zapytał dysząc, a moje ciało przeszedł dreszcz.

Puściłam jego uwagę mimo uszu i dalej próbowałam wyjąć ręce z jego silnego uścisku. W pewnym momencie postanowiłam przestać i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.

-Wygrałem. Chyba należy mi się jakaś nagroda- powiedział uradowany. Ja natomiast prychnęłam w odpowiedzi.

Nie wiem jak to zrobił, ale na jego głowie wciąż spoczywał kaptur, a cień przez niego rzucany uniemożliwiał mi po raz kolejny zobaczenie rysów jego twarzy.

Zakapturzony zdjął rękę, która krępowała moje dłonie, teraz tylko jedna ręka je trzymała. Próbowałam je wyszarpnąć, ale był za silny.
Druga jego dłoń powędrowała do chusty zakrywającej moją twarz. Jednym szybkim ruchem ją ściągnął. Po czym zamarł, wciąż trzymając w rękach materiał. Nie wiem ile się tak na mnie patrzył, dla mnie te kilka minut trwały jak godziny. Gdy wreszcie otrzeźwiał najzwyczajniej w świecie wstał ze mnie i podał mi rękę. Byłam zbyt dumna by z niej skorzystać więc odtrąciłam ją wstając sama.

-Nie spodziewałem się ciebie Laro w moich skromnych progach, w ogóle nie spodziewałem się ciebie zobaczyć ponownie w tym życiu.

-Nie jestem Lara - wysyczałam przez zęby. Nie wiem skąd ten arogancki dupek zna moje prawdziwe imię, ale nie ma prawa go używać.

-Jak to nie? Twoim Bratem nie jest Christopher? Rodzicami nie byli Rose i Maksymilian?

-Lara nie żyje- powiedziałam twardo. - Kim ty do cholery jesteś?

-Auć. Rozpoznałaś Lucinde ale mnie już nie?

-Ona nie łazi cały czas w kapturze jak jakiś psychopata.

- Pragnę ci przypomnieć, że ty też chodzisz ubrana w kaptur.

-Może jestem psychopatką

Ten koleś działał mi na nerwy. Jak zawsze jestem oazą spokoju i opanowania, tak w tym momencie mam ochotę wydrzeć się na niego. Albo lepiej, nafaszerować dynamitem i odpalić lont.

-W to nie wątpię. Chodź do środka, bo dostaniesz zapalenia płuc.

Przez ten cały czas nie zauważyłam, że zaczęło padać jak z cebra. Cholera, a była taka ładna pogoda.

Poszłam za zakapturzonym do jego domu. Wcześniej zabierając mój miecz ze ściółki i wsadzając go na miejsce.

Od autorki

Już znamy imię nieznanej ~ Lara ( Larysa).
Jak myślicie kim jest zakapturzony?
Zachęcam do komentowania. :D

Nieznana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz