— Coś musiało mu się stać. On nigdy nie zostawiłby o tak swojego noża — stwierdziła brązowowłosa, oddając mi nóż Jeffa.
— Cholera, gdzie on jest? — zapytałam się w myślach.
— Chodźmy dalej — mruknął znudzony Ben.
— Czekajcie, słyszę coś — odezwał się nagle Bezoki Jack, a wszyscy zamilkli. — Chodźcie za mną, tylko nie róbcie hałasu — dodał po chwili brązowowłosy i zaczął przedzierać się przez krzaki. Szliśmy za nim w całkowitej ciszy. Po kilku minutach zatrzymał się niespodziewanie.
— Słyszysz coś? — spytał zaciekawiony Ben.
— Jak ma słyszeć cokolwiek, skoro ciągle nadajesz — zaśmiał się Laughing Jack.
— Ćsii... zamknijcie się przynajmniej na chwilę — skarcił ich brązowowłosy, przykładając palec wskazujący do maski, tam gdzie powinny być usta. Znowu zaczął iść, lecz tym razem robił to wolniej i ostrożniej niż wcześniej.
— Uważajcie na dziury — mruknął.
— Co? Jakie dziu... aaaaaaaa! — krzyknął Ben, wpadając w dość głębokie zagłębienie terenu, potocznie nazywane rowem.
— Właśnie takie — powiedział brązowowłosy. Pomogłam Benowi wejść na górę. Gdy się wyprostował, spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek i wymamrotał ciche "dzięki". Przez kilka następnych minut chodziliśmy cicho po lesie w poszukiwaniu Jeffa. Nagle mój but o coś zahaczył, a ja wywaliłam się na kolana. Spojrzałam w dół. Pod moimi stopami znajdowała się okrągła, metalowa pokrywa, taka jak na ulicach.
— Skąd to się tu wzięło? — zapytałam w zdziwieniu. Klaun odchylił pokrywę przy pomocy swoich pazurów, którymi ją lekko podważył.
— Ale tam śmierdzi — mruknął Ben i zatkał sobie nos.
— Panie przodem — powiedział czarnowłosy i złośliwie się uśmiechnął. Clockwork palnęła go w łeb, po czym zaczęła schodzić po metalowej drabince, zaraz po niej zeszłam ja, później Ben, następnie Bezoki i na końcu Roześmiany.
— Ma ktoś jakąś latarkę? — spytała szatynka.
— Mam latarkę w telefonie. — odpowiedział blondyn. W sumie można było się tego po nim spodziewać.
— Dawaj — powiedziała i wyciągnęła rękę, żeby wziąć telefon Bena. Gdy elf spostrzegł, co Clockwork chciała zrobić, od razu schował telefon za siebie.
— Jeszcze czego. Ty nie wiesz nawet, jak mikrofalówka działa — mruknął, a dziewczyna zrobiła oburzoną minę.
— Już bez przesady. Jak nie chcesz mi dać, to sam świeć — wycedziła przez zęby. Ben z szybkością światła wystukał hasło, a następnie włączył latarkę. Dopiero teraz zobaczyłam, że obok nas płynęły ścieki.
— Ohyda. — Chłopak bez oczu przyłożył sobie dłoń do maski. Zapewne chciał zatkać sobie nos.
— I mówi to ten, który codziennie zżera po kilka nerek — zaśmiał się Ben.
— Ty lepiej uważaj, bo obudzisz się rano bez jednej lub dwóch — mruknął Jack.
— Już się boję — zaśmiał się blondyn.
— Idź już — powiedziała znudzona Clockwork i lekko popchnęła Bena, który zaczął świecić przed siebie latarką w telefonie. Przez kilka minut szliśmy w ciszy, nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. Nagle usłyszeliśmy krzyk, odbijający się echem od zarośniętych pleśnią ścian. Wyprzedziłam elfa oraz szatynkę, po czym zaczęłam biec w stronę krzyków.
![](https://img.wattpad.com/cover/53561653-288-k996106.jpg)
YOU ARE READING
Moi najlepsi przyjaciele || Historia Rosallie
FanfictionRosallie nie trzeba tłumaczyć czym jest samotność, smutek czy ból. Ona zna te trzy słowa bardzo dobrze. Od zawsze wyczuwała ich obecność głęboko w sobie. Wiele razy wyśmiewana oraz gnębiona przez innych. Lecz w jej nudnym życiu coś nagle zmieni się...
Rozdział 57
Start from the beginning