54. Niewyrażony ból.

91 12 86
                                    

       W moich oczach płonęła chęć zemsty. Miała brunatno czerwony odcień, jakby moje tęczówki nabiegły krwią utożsamiając mnie z dzikim zwierzęciem, które kierowało się tylko i wyłącznie instynktem.

       Wybiegłam z budynku przyległego do toru i w sekundę obrałam odpowiedni kierunek. Z trybun w moją stronę popłynął donośny wrzask. Miał taką moc, jakby pchnęła mnie w plecy fala uderzeniowa. To właśnie dzięki niej nabrałam rozpędu miażdżąc pod butami kępki pożółkłej, suchej trawy.

       Byłam wściekła. Tak strasznie wściekła, że całkowicie przestałam nad sobą panować. Kolejne metry uciekały spod moich stóp w zawrotnym tempie. W mojej głowie huczał nadmiar niezdrowej adrenaliny na zmianę z wciąż powracającymi słowami Giacomo Scorsone.

       Wasza historia podbiła stawkę dzisiejszego wyścigu, Nicole.

       Nie było na świecie zbyt wielu ludzi, którzy znali prawdę na mój temat. Ale istniał jeden, który byłby zdolny wykorzystać ją przeciwko mnie.

       To on był moim celem. Patrzyłam tylko na niego, choć otaczały mnie tysiące ludzi. Mój horyzont zawęził się do jego postaci i pleców, w które wpatrywałam się z czystym i upajającym mordem w oczach.

       Gdy wbiegłam na asfalt, przyspieszyłam pokonując ostatnią prostą jak czołg, któremu wysiadł układ hamulcowy. Ominęłam Ethan'a, który wyprostował się na mój widok i zacisnęłam pięści.

        A potem pchnęłam Juliana tak mocno, że padł twarzą na maskę swojego wozu i odbił się od niej z głuchym jękiem. W powietrze wzbiły się tubalne okrzyki aprobaty. Mięśnie eksplodowały.

       — Ty chory skurwysynu! — Wydarłam się.

       Z moich ust wystrzeliła ślina. Mężczyzna odskoczył od blachy wspierając się na rękach i odwrócił w moją stronę. W jego oczach dostrzegłam błysk zaskoczenia. Nie zastanawiając się długo pchnęłam go po raz kolejny, uderzył plecami w lusterko, które zamknęło się z głuchym trzaskiem. Drobinki potłuczonego szkła posypały się na asfalt i jego buty.

        — Jesteś z siebie zadowolony?! — Ryknęłam. — Jesteś, kurwa, z siebie dumny, ty ohydny śmieciu?!

       Rzuciłam się w jego stronę, opętana zdradziecką siłą i nieprzepartym pragnieniem zrobienia mu krzywdy, jednak w chwili, gdy moje palce wczepiły się w ukrytą pod jeansową kurtką koszulkę silne dłonie objęły mnie w pasie i uniosłam się ponad ziemią.

       Sylwetka Juliana oddaliła się ode mnie. Błękit jego źrenic raził mnie w oczy. Nie przestając wierzgać kończynami próbowałam wyrwać się w jego stronę, ale uścisk był tak mocny, jakby zakuto mnie w łańcuchy.

       Sekundę później zostałam przyciśnięta do zimnej maski chevroleta, a z moich płuc uciekło całe powietrze. Wszystkie mięśnie w moim ciele pulsowały z wysiłku. Uczucia wewnątrz rozsadzały mnie od środka i była to niebywale oczyszczająca chwila. Jakby cała gromadzona tygodniami frustracja wreszcie znalazła punkt, w który mogła uderzyć.

       A fakt, że mogłam uderzyć w największego gnoja, jakiego widział ten świat napędzał moją chęć wyszarpania mu tętnic spod skóry.

       — Co ty wyprawiasz?! — Niski, niezadowolony warkot wpłynął do mojego ucha.

       — Puść mnie! — Wykrzyczałam wywijając się w ciasnej przestrzeni, którą pozostawiły zaciśnięte po moich dwóch stronach ramiona. — Nie masz pojęcia, co zrobił ten gnój! Nie masz, kurwa, pojęcia, Ethan!

DissonanceWhere stories live. Discover now