31. Błękit.

98 14 79
                                    

       Moja komórka dzwoniła non stop od godziny i bez sentymentu wywaliłabym ją do jeziora, gdyby ten ruch nie ujawnił, że jednak żyłam i jakoś trzymałam się w kupie.

       Choć Ethan nie podjął już ani jednej próby kontaktu, nadrabiał za niego Blake, który wykorzystał wszystkie dostępne możliwości, aby utrudnić mi czas całkowitej rozsypki, jeszcze bardziej. Gdy wszystko zawiodło pojawił się pod moim domem.

       Nie otworzyłam mu. Nie potrafiłabym spojrzeć mu w oczy. Nie potrafiłabym spojrzeć w oczy nikomu, kto był mi bliski, bo toczyłam ze sobą jedną z najważniejszych bitew i powoli zaczynałam ją przegrywać.

       Czas, kiedy Blake Turner, jak wariat dobijał się do drzwi i okien spędziłam wciśnięta w szczelinę między stołem a kanapą. Leżałam w bezruchu na zakurzonej podłodze, tłumiąc wzbierające łzy, aż pukanie ustało.

       Miałam ogromne wyrzuty sumienia traktując chłopaka tak niesprawiedliwe, ale wiedziałam, co mogłabym usłyszeć. A ja nie chciałam nic słyszeć. Nawet własne myśli były dla mnie nie do zniesienia, a co dopiero inne... Te, przez które musiałabym się skonfrontować z własną głupotą.

       Nic w tej chorej sytuacji nie było dobrym rozwiązaniem! Nic!

       Myśli o czekającej na swoją szansę Dorze przeplatały się z myślami o moim bracie, babci Rose, o Callie, która w zaufaniu podzieliła się ze mną historią swojego przyjaciela, o Blake'u, który próbował chronić Ethan'a za wszelką cenę. Widziałam ich twarze pod zaciśniętymi powiekami. Słyszałam w głowie ich głosy. W mojej wyobraźni wszyscy ci, którzy byli mi bliscy toczyli donośną debatę na temat tego, co w mojej sytuacji byłoby lepsze. A ja nie wiedziałam, kogo posłuchać. Nic nie potrafiło ugłaskać rozszalałych emocji.

       Żadne z rozwiązań, które przychodziły mi do głowy nie były bezpieczne, nie miały nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, którym starałam się kierować do czasu, aż ten niewyobrażalnie dziwny człowiek stanął mi na drodze. Nic, co łączyło się z Collinsem nie miało większego sensu.

       I nic nie mogło usprawiedliwić faktu, że mimo całej serii upokorzeń, kłótni, słów, za które chciałam go zabić, i tych, które wprawiały moje serce w galop, mimo zupełnie innych spojrzeń na świat i chaosu, który wywołała jego obecność, nie potrafiłam zostawić tego idioty.

       Kiedy na zegarze wybiła dwudziesta pięćdziesiąt zaczęłam pospiesznie się ubierać. Szybko rozczesałam skołtunione włosy i spięłam je w ciasny, wysoki kucyk, a na rozgrzane lękiem ciało narzuciłam dresowy komplet, który wyjęłam prosto z suszarki. W moich oczach lśniło tyle przeróżnych emocji, że musiałam odwrócić wzrok od swojego lustrzanego odbicia.

       Widziałam człowieka, od którego uciekłam prawie dwa lata temu. Udawałam, że nie miałam już nic wspólnego z tamtą częścią mnie, ale to nie była prawda. Pewnego wieczoru w New Bern odkryłam swoje drugie oblicze, zaskoczyłam samą siebie, straciłam resztki pozornej niewinności. Tutaj starałam się być kimś zupełnie innym. Nie musiałam być już twarda. Nie musiałam być odważna. Nie musiałam nic nikomu udowadniać. Do czasu... Do czasu aż spotkałam Ethan'a Collinsa.

       Wsiadając do auta, pięć minut przed godziną zero, znowu dopadły mnie wątpliwości. Uderzając w kierownicę doszłam do wniosku, że zidiociałam już do reszty. Nie wyciągnęłam żadnych wniosków z poprzednich doświadczeń i ładowałam się w kolejne gówno na własne życzenie. Nie zaczęłam swojego życia na nowo.

       Zdawało się, że zboczyłam z tej dramatycznej ścieżki, jednak okazało się, że ciągle nią podążałam, choć udawałam, że horyzont wyglądał zupełnie inaczej. Z trudem zapięłam pas, ale jednak to zrobiłam. Nawet stos wątpliwości, który przykrył mnie po same uszy nie powstrzymał mnie przed wrzuceniem biegu i wciśnięciem w podłogę pedału gazu.

DissonanceWhere stories live. Discover now