8. Jeszcze nie dzisiaj.

121 12 64
                                    

       — Amanda pisała, że zdała egzamin z medioznawstwa. — Poinformowałam Stellę, kiedy dwa dni później jechałyśmy na umówione warsztaty z rysunku do domu dziecka.

       W CV mojej przyjaciółki działalność charytatywna miała szczególne miejsce, a ja sama, jeśli tylko miałam czas, dołączałam do przedziwnych, acz ubogacających akcji, które organizowała.

       — Nie wiem jak ona to robi.

       Stella parsknęła pod nosem próbując wygiąć się tak, aby bez problemu mogła dokończyć malowanie paznokci u stóp.

       Tak. Robiła to w samochodzie. Moim samochodzie. A zapach acetonu był tak silny, że musiałam otworzyć wszystkie okna, aby się nie udusić. Co za tym szło, moja fryzura była godna pożałowania.

       — W przeciwieństwie do nas, musi się starać. — Odparła dmuchając na pomalowany paznokieć. — Nie mogą zabrać jej stypendium.
— Średnia do stypendium nie może spać poniżej czterech, a ona ma same piątki. — Zauważyłam skręcając w prawo na skrzyżowaniu, zgodnie z tym co mówił umęczony głos z GPSa. Czarnowłosa zaklęła pod nosem. — Jeśli ubrudzisz mi tapicerkę, obedre cię ze skóry.
— Dobre sobie. — Fuknęła, dając mi do zrozumienia, że miała gdzieś moje groźby. — Muszę to skończyć... Gadałaś z Santiago?

       — Nie. — Pokręciłam głową zsuwając na nos okulary przeciwsłoneczne, bo ostre słońce poranka, szczególnie pod tym kątem, sprawiało, że w kącikach moich oczu stawały łzy. — Na uczelni udawał, że mnie nie zna.
— Ciekawe, kiedy pęknie. — Stella porozumiewawczo poruszała brwiami. — Dziesięć dolców, że nie wytrzyma do końca tygodnia?
— Dwadzieścia, że do piątku przyzna, że się zakochał. — Podbiłam stawkę kwitując nasz zakład śmiechem. GPS znowu kazał mi skręcić w prawo na najbliższym skrzyżowaniu. — Dokąd jedziemy?

       — Do Courtland.
— Serio?! — Wybuchnęłam jak nawiedzona, bo tego akurat się nie spodziewałam.

       To Stella ustawiła lokalizację, czekając na mnie na parkingu przed uczelnią, a teraz, kiedy znałam skrót historii Prestona, ledwie złapałam swoją szczękę, gdy próbowała opaść do samej ziemii.

       — No? — Zdziwiona Stella uniosła równo przyciętą brew. — A co?
— Callie mówiła, że Preston jest adoptowany.
— Poważnie?!
— I przez jakiś czas mieszkał właśnie w Courtland.
— Cóż za zbieg okoliczności, że akurat tam jedziemy... — Zaszczebiotała pod nosem udając ekscytację.

       — No nie mów, że nie jesteś ich ciekawa. — Rzekłam z wyrzutem sięgając po stojącą w podpórce latte ze Starbucksa.

       Wiem, że nie powinnam być taka ogólnikowa, jednak po imprezie w weekend myślałam o nich niemal non stop. O Ethanie również jednak w zupełnie innych kategoriach i pewnie nie chciałby usłyszeć połowy moich myśli na jego temat.

       — Jestem. To fajni ludzie. Z wyjątkiem Ethan'a. Nie podoba mi się ta cała mroczna stylówka. Zazwyczaj pod czymś takim kryje się sporo śmierdzącego syfu. — Wysapała podziwiając swoje dzieło. — A Preston jest adoptowany i nie powinnaś reagować tak, jakby to się nie zdarzało, Nicole.

       Zasępiłam się czując jak z moich płuc uszło wstrzymywane do tej pory powietrze i pokazałam Stelli środkowy palec.

       — Czasami bardzo mocno mnie wkurzasz, McMillan. —Warknęłam nadymając się jak ropucha i w końcu skupiłam całą swoją uwagę na drodze.
— Kocham cię, Casteel. — Zaszczebiotała dziewczyna wsuwając stopę w różowy klapek na koturnie. — A teraz przyspiesz. Wleczesz się, jakbyś prowadziła auto Freda Flinstona.

DissonanceDove le storie prendono vita. Scoprilo ora