43. Proces zdrowienia.

92 13 90
                                    

       — Nie mogę teraz rozmawiać! — Syknęłam do słuchawki zatykając sobie drugie ucho palcem, aby wyraźniej słyszeć brata.

       Wracałam z łazienki. Tłum studentów przytłaczał mnie bardziej, niż zazwyczaj. Miałam wrażenie, że śmierdzę na kilometr podróbką śniadania, które wcisnęłam w siebie na siłę tuż przed wyjściem z domu, a które przed chwilą oddałam z całą finezją i gracją toalecie. Ledwo zdążyłam tam dobiec i cudem uniknęłam obrzygania sobie spodni do połowy strawionym, przeterminowanym batonikiem.

       Wymiotowałam już trzeci dzień. Jedyne, co mój organizm potrafił przyjąć bez buntu to kawa. Przełykałam ją z taką samą zachłannością, jak wyrzuty sumienia i wciąż nie miałam dość.

       — Za chwilę mam egzamin! — Dodałam czując nieprzyjemną suchość w gardle.

       Korytarz pękał od podniesionych głosów moich kolegów i koleżanek z roku. Wszyscy rozmawiali o zbliżającej się apokalipsie. Przecisnęłam się między jakąś zwartą grupką by stanąć bliżej okna i zaparłam się o parapet walcząc z chęcią wspięcia się na niego, by zyskać dla siebie choć kawałek przestrzeni. Jednak o wiele bardziej obawiałam się tego, że mogłabym zwrócić na siebie uwagę, niż faktu, że stanęłam komuś na stopę i nie przeprosiłam.

       Minął ponad tydzień.

       Tydzień temu moje serce ostatni raz zatłukło o żebra. A potem stałam się pusta. Nie płakałam. Nie odpowiadałam na telefony. Nie odzywałam się do nikogo poza Blakiem. Wegetowałam przeżywając czas od jednego egzaminu do drugiego i udawałam, że taki właśnie miałam cel. Skupić się na nich, choć rzeczywistość w mojej głowie wyglądała nieco inaczej.

       — Co się stało? — Zapytałam wciskając twarz w ścianę.
— Evangeline dzwoniła. — Odpowiedział chłodno i szybko. Przygryzłam obolałe od powtarzania tej czynności wargi. Od czasu awantury po imprezie nie rozmawialiśmy. Nie mieliśmy okazji, bo Andrew jako jedyny pobiegł za Stellą i od tego czasu nie znalazłam nic, co chciałabym mu powiedzieć. A potem zamieniłam się w rzygający kokon rozpaczy, tęsknoty i czarnych myśli. — Mówiła, że dziewczyny próbowały się z tobą skontaktować, ale miałaś wyłączony telefon.

       — Teraz jest włączony. — Przytuliłam czoło do zimnej ściany. Ktoś prześlizgnął mi się po plecach wywołując dreszcze. Egzaminator wydarł się, że za dziesięć minut zaczną wpuszczać na salę, a moje serce podskoczyło, jakby było na trampolinie.

       — Oddzwoniłaś?
— Nie miałam żadnych powiadomień. — Skłamałam.

       W rzeczywistości dostałam milion powiadomień o próbach kontaktu, ale zignorowałam każdą z nich na rzecz gapienia się w sufit. Nie miałam pojęcia, jak zdam dzisiejszy egzamin. Myślami było mi bliżej do toalety, niż sali egzaminacyjnej, a w głowie miałam przejmujące nic. Ostatnie dni minęły mi jak sennny koszmar, a w sennych koszmarach równie mocno unikałam książek, jak wtedy, kiedy czułam się emocjonalnie stabilna.

       Niestety. Nicole Casteel upadła i żadna siła nie potrafiła pomóc jej się podnieść.

       — Lily chciała ci pokazać, co udało jej się uszyć. A Leone przypomina o jakiejś lekcji pieczenia.
— Kurwa... — Mój żołądek wywinął salto i zaklęłam tak głośno, że zwróciłam uwagę najbliżej stojących mi ludzi. Zrobiłam nieśmiały krok w bok i odwróciłam się do nich plecami. — Zupełnie o tym zapomniałam.

       — Oddzwoń do nich. — Poprosił odrobinę zbyt władczo. — Potwierdziłem również naszą obecność na festynie.
— Postanowiłam, że jednak zostanę w domu. — Rzekłam twardo, opierając ciężar ciała na ścianie. Zaczął pocić mi się kark.

DissonanceWhere stories live. Discover now