32. Nic nie warty ból.

85 15 39
                                    

       Ona zabiła swojego ojca!

       Ona ZABIŁA!

       Ja ZABIŁAM swojego ojca!

       Ja...

       Zrobiłam to...

       Odwróciłam wzrok, gdy obraz zaczął mi się rozmazywać. Uczucie, jakby owijał się wokół mnie drut kolczasty przebiło się ponad wszystkim, co działo się wokół. A przecież nie działo się nic. Wszyscy patrzyli się na mnie. Tylko patrzyli. Nic więcej. Jakby nie chcieli, aby umknęła im jakakolwiek moja reakcja na słowa Juliana.

       Ethan... Puścił mój nadgarstek... Zapomniał... Albo nie wiedział... Nie wiedział, że w takich chwilach powinien... Mnie... Trzymać...

       Rozprostowałam palce zdziwiona, z jaką łatwością to zrobiłam i zerknęłam w bok trafiając na czyjeś oczy. Oczy Blake'a. Oczy, które były puste, jakby przestały odbierać bodźce z otoczenia. Były zdziwione. Takie zdziwione! OGROMNE!

       Zabiłam GO!

       Zrobiłam to, Blake!

       Zabiłam go, inaczej ON zabiłby mnie!

       Przekręciłam głowę, aby spojrzeć na Ethan'a, ale stał do mnie tyłem. Zapatrzony przed siebie. W błękit... W błękit, który zwabił mnie w pułapkę.

       Uniosłam rękę. Moje palce ledwo musnęły rękaw Collinsa, a on, jakby wybudzony z drzemki wzdrygnął się, lecz nie odwrócił. Patrzył wprost na Juliana, a Julian wciąż patrzył na mnie. Jakby widział we mnie idealną aktorkę do swojego teatrzyku.

       — Jedźmy już. — Wydusiłam z wysiłkiem,  wciąż gapiąc się w zupełnie przypadkowych kierunkach.

       Przygryzłam wargę i czekałam, aż w końcu pozwolą mi odejść. Moja żałosna bezradność powoli dawała o sobie znać. Tylko na jeden krótki moment wszystko zwolniło, a teraz znowu zaczęło się rozpędzać. Wszystkie moje myśli, wszystkie uczucia, wszystkie wspomnienia...

       Blake wyciągnął w moją stronę dłoń, jego usta poruszały się szybko, gdy do mnie mówił, ale słowa... Nie docierały... Był tylko szum i pulsowanie powietrza. Pisk, jakby ktoś uderzył mnie w głowę...

       Odwróciłam się spoglądając tępo na swoje stopy. Zmiażdżyłam pod butem niewielką fałdkę piasku. Blake... Mój przyjaciel... Nie chciałam widzieć jego twarzy. Tych ogromnych oczu. Wyglądał na mocno zmartwionego, a nie powinien tego robić. Nie musiał się o mnie martwić.

       Najgorsze w moim życiu przecież już się stało.

       — Nic nie powiesz, Nicole?! — Głos Juliana brutalnie wdarł się do mojej głowy. Zdominował inne dźwięki. To było śmieszne, bo gdy wszystko inne zlało się w jałowy szum, jego głos brzmiał wyraźnie i donośnie, jakbym od dzisiaj odbierała tylko jedną częstotliwość... Jego słów... — Nie podzielisz się wrażeniami? Jakie było jego ostatnie słowo?

       Uchyliłam wargi i popatrzyłam na niego oszołomiona.

       Dziękuję.

       To było ostatnie słowo, które opuściło usta mojego ojca, nim umarł.

       Zatrzasnęłam powieki niezdolna do patrzenia na tego potwora. Obrazy, które przez wiele miesięcy wracały w moich koszmarach zalały mi głowę. Mieszały się. Kończyły i rozpoczynały w przypadkowych miejscach, ale to jedno słowo, które wypowiedział Michael Casteel wraz z ostatnim tchnieniem brzmiało zawsze tak samo.

DissonanceWhere stories live. Discover now