41. To, co dzieje się w Las Vegas...

120 16 143
                                    

       Otoczyły mnie ramiona. Niezliczona ilość gorących, spoconych ramion i ściskających mnie palców. Zaczęłam się od nich odganiać, próbując zapanować nad wewnętrznym drżeniem, ale było to trudne z uwagi na to, że moi przyjaciele przekrzykiwali się wzajemnie, co chwila pytając, o co chodziło i większość z nich te pytania kierowała do mnie.

       No bo do kogo?

       Coraz mocniej nabierałam powietrza w płuca chcąc z siebie coś w końcu wykrztusić, ale nie wiedziałam jak to zrobić. Ethan sam powinien się wytłumaczyć, ale zrobił to, co zwykle. Zostawił mnie z tym kurzem, z tym wibrującym od krzyków powietrzem, z tą pustką w głowie i skręconymi z szoku mięśniami.

       Wszystko w porządku, Casteel?!

       Nie, do cholery!

       Jak mogło być w porządku?! Jak mógł mi uwierzyć, kiedy mu to mówiłam?

       — Zostawcie mnie! — Przepchnęłam się między Callie i Amandą gotowa stamtąd uciec, tak jak on, szybko i bez litości, ale w chwili, gdy postawiłam krok, odbiłam się od czyjegoś torsu, a spomiędzy moim ust wydostało się ciche sapnięcie.

       Moje oczy powędrowały do góry.

       — Andy...
— Już dobrze, Nicki. — Jego spokojny głos był tak różny od bombardujących mnie z każdej strony wrzasków, że na moment zamknęłam powieki. A kiedy je otworzyłam dłonie mojego brata delikatnie chwyciły mnie za ramiona i potarły nadwrażliwą skórę. — Powiedz, co się stało...

       — Rebel... — Moja ręka uniosła się wskazując tamto miejsce, a głowa zawirowała wokół własnej osi. Czułam nieprzyjemny ucisk w piersi, moje policzki były rozpalone, jedna z moich dłoni wplątała się we włosy. — On miał... — Słowa zabulgotały w moim gardle jak gotująca się woda. — To chyba była amfetamina...

       — Kurwa! Rivera! Z kim ty się zadajesz?! — Ryknęła Callie, która chodziła w tę i spowrotem, nie mogąc się zatrzymać.

       Skupiony tuż za nią tłum wypatrywał sensacji. Ludzie wyciągali szyje, szeptali między sobą, a ten szum brzmiał tak złowieszczo, że całe napięcie, którego próbowałam się pozbyć, jeszcze bardziej wezbrało.

       — Nie wiedziałem! — Jęknął płaczliwie Santiago.
— Pójdę tam i sama skopię mu dupę! Na pewno nie odszedł za daleko! — Warknęła Davis, jednak Andrew zatrzymał ją w locie, pociągając za szczupły nadgarstek.

       — Uspokójmy się. — Amanda przybrała łagodny ton i westchnęła stając u mojego boku z uniesionymi rękami. Andrew przygryzł dolną wargę i spojrzał ponad moją głową w kierunku drzwi. — Dobrze, że Ethan go stąd wykopał, ale takie rzeczy zdarzają się wszędzie! Na imprezie u Hamiltona strzykawki walały się po całej podłodze. Powinniśmy o tym zapomnieć i wrócić do zabawy. Rebel na pewno więcej się tu nie pojawi. Szczególnie po występie Ethan'a.

       — Mówisz poważnie? — Zassałam powietrze przez zęby. — Powiedz, kurwa, że żartujesz, Amanda! — Poczułam pulsowanie w piersi. I złość. Złość, która rozsadziła mi żyły i zaczęła sączyć się ze mnie tak szybko, że powietrze wokół jeszcze bardziej się rozgrzało.
— Nicole...

       — To, że ty przywykłaś do pewnych widoków oznacza, że tak ma być wszędzie?! To jest mój dom, do cholery! Żaden burdel, ani cholerna melina! — Wydarłam się zaciskając pięści. — Mój dom, Amy! Mam o tym zapomnieć?! — Odwróciłam się do niej całym ciałem. Oczy Amy zasnuła mgła, ale nie miałam w sobie ani grama litości. — Zapomnieć, kurwa? — Chwyciłam się za głowę. — Może gdybym większości życia nie spędziła pod jednym dachem z ojcem narkomanem, przyszłoby mi to tak łatwo jak tobie. I przysięgam ci, Davis... Ja tego nigdy nie zapomnę. Macie swoją noc w Las Vegas!

DissonanceWhere stories live. Discover now