46. Nie ty. My.

87 14 97
                                    

       "Ocknął się po raz kolejny z koszmarnego snu, tylko po to, by stwierdzić, że rzeczywistość również jest koszmarem."*


       Moje życie było jak sen. W tej najgorszej wersji. Taki, z którego nie można było się obudzić, taki, który sprawiał, że całe ciało oblewał zimny pot, a krew w żyłach zdawała się być ścięta w ramach reakcji obronnej na strach.

       To było dziwne doświadczenie, duszące, atakowało mnie na wielu płaszczyznach, bo przecież nie spałam, a koszmar wciąż trwał.

       Dora Collins bez grama litości i słów wstępu ogłosiła na grupie, że spotykam się z jej bratem. To, co wydarzyło się potem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jej wiadomość uruchomiła doskonale skoordynowaną machinę pytań, która utwierdziła mnie w moim szaleństwie i uświadomiła mi, jak wymagające będzie to zadanie.

       Tak, zgodziłam się na ten cyrk. Nie, nie byłam na to gotowa, ale chyba nie istnieli na świecie ludzie, którzy znaleźli receptę na przetrwanie w takich warunkach, bo mało kto był tak popieprzony jak ja. Musiałam jednak zapłacić za swoje błędy i podjęte deklaracje, przed którymi nie miałam jak się bronić z obawy, że wyjdą na jaw wszystkie nasze brudne tajemnice.

       Moje i mojego upiornego, udawanego chłopaka.

       Po wiadomości Dory stało się nieuniknione. Mój j telefon zapłonął. Zamienił się w cholernego demona zła i rozgrzał do czerwoności. Przeklinałam dzień, w którym ludzkość wymyśliła tyle sposobów na komunikację, bo nasi przyjaciele użyli chyba wszystkich, aby przesłać mi szczere gratulacje i przekazać, jak bardzo są szczęśliwi z naszego powodu.

       Z NASZEGO powodu!

       Oprócz gratulacji, pojawiły się również pretensje. Rivera wylał na mnie wiadro pomyj z powodu sposobu, w jaki się dowiedział i zarzekał się, że nigdy mi tego nie wybaczy. No cóż, ja też bym mu czegoś takiego nie wybaczyła. Amanda wykazała się najwyższą wyrozumiałością, natomiast Stella wysłała mi zdjęcie wizytówki do gabinetu psychoterapeuty. Nic poza tym. Nawet to, jak jednoznaczna była, nie pomogło mi wygrzebać się z tego koszmaru.

       Moje oczy wciąż były otwarte. Przecież nie spałam! Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mogłam, bo prawda była taka, że od wizyty u doktor Kane nie przespałam spokojnie ani minuty. Z ledwością utrzymywałam głowę ponad powierzchnią wody, która próbowała mnie pochłonąć wraz z wszystkimi zalewającymi mnie uczuciami. I nigdy, w całym moim życiu, nie wyobrażałam sobie, że człowiek był w stanie czuć tyle na raz.

       Przyjmowałam gratulacje z wciąż rosnącym obrzydzeniem do samej siebie, a Ethan Collins uparcie milczał. Nie odpowiedział na żadną wiadomość, choć odczytał wszystkie i nie odzywał się do mnie od dwóch dni.

       Kilka godzin po naszej ostatniej rozmowie wysłał mi SMS, że dogadał się z Christie i przekazał jej mój numer telefonu, abyśmy mogły ustalić szczegóły współpracy. Dziewczyna zadzwoniła następnego dnia. Po pół godziny żywej dyskusji dobiłyśmy targu omawiając każdą drobnostkę i zakres jej usług, który był tak szeroki, że nie wiedziałam, na co się zdecydować.

       Po rozmowie z nią wysłałam do Collinsa wiadomość z najszczerszymi podziękowaniami pod słońcem. Byłam zadowolona, że miałam dobry powód, aby się do niego odezwać, ale nie odpisał mi.

       A na domiar złego po mojej głowie głowie wciąż plątały się wspomnienia z rozmowy, którą odbyliśmy z Blakiem tamtego dnia późnym wieczorem.

       — Co ja mam z nim zrobić, Blake?

       Chłopak pochłaniał drugi talerz spaghetti, które zrobiłam w ramach obiecanego zadośćuczynienia. Nie miałam apetytu, jednak grzebanie w talerzu było lepsze, niż tępe patrzenie się w sufit.

DissonanceWhere stories live. Discover now