49. Ścieżka wstydu.

113 15 70
                                    

       Leżałam w zupełnym bezruchu. Nie chciałam zepsuć tego momentu. Choć wciąż pragnęłam go dotykać, powstrzymywałam się z całych sił, bo mogłabym go obudzić, a wyglądał tak spokojnie, jakby w końcu osiągnął fazę REM.

        Gdy podniosłam powieki tego poranka, a natarczywy promień słońca zmusił mnie do ponownego zamknięcia oczu, od razu zorientowałam się, gdzie jestem. Od tygodnia miałam zaciągnięte rolety w pokoju, bo drażnił mnie nawet najsłabszy kontakt ze światłem. Jasny snop światła wpływał do sypialni Ethan'a zamieniając wydarzenia z wczorajszej nocy w wyblakły sen.

       Chłopak przechylał głowę w moją stronę, oddychał prosto w moje usta. Idealnie dopasowałam się w przestrzeń u jego boku rozkoszując się pieszczotą dotykającego mnie ciała. Fragment kołdry w odcieniu głębokiego granatu leżał na skraju łóżka, reszta spłynęła na podłogę będąc poza moim zasięgiem.

       Spojrzałam w dół. Przylegałam do niego tak szczelnie, jakbym zamiast potu produkowała klej, który złączył nas w jedną całość. Moja noga leżała bezwładnie przerzucona przez jego brzuch. Dłoń Ethan'a od kilku minut błądziła po krzywiźnie mojego biodra, jakby pieszczenie mnie nawet przez sen, miał zapisane głęboko w podświadomości. Druga obejmowała mój kark, a niespokojne palce co rusz dotykały mojego policzka, jakby chłopak sprawdzał, czy wciąż byłam na miejscu.

       Byłam. Jeszcze.

       Trudno było mi się przez to skupić. Jeszcze trudniej porzucić ideę dotykania. Szczególnie, że oboje wciąż byliśmy nadzy, a ja, najpilniejsza uczennica na szkoleniu z pierwszej pomocy, z łatwością wyodrębniłam u siebie objawy niewydolności krążeniowej.

       Nie mogłam oddychać. Od dłuższego czasu pewnie tego nie robiłam, bo bałam się, że chłopak się obudzi i będę zmuszona do zmierzenia się z konsekwencjami tego, co zrobiliśmy. A ja chciałam jeszcze popatrzeć na to idealne dopasowanie, nim przypominając zjawę, wyjdę z jego mieszkania i prawdopodobnie nigdy już do niego nie wrócę.

       Czas nie był moim sprzymierzeńcem. Zegar wiszący na pomalowanej na czarno ścianie wskazywał dziesiątą. Za dwie godziny powinnam znaleźć się w Courtland. A jedyne, o czym marzyłam, to zostanie w jego łóżku, byśmy mogli odtworzyć wszystkie wydarzenia z wczorajszej nocy. Jeszcze raz. Albo pięć razy.

       Byłam głodna, zapewne czerwona od wstrzymywanego w płucach napięcia, a fakt, że Ethan leżał obok mnie w całkowitym negliżu nie pomagał. Szczególnie, że było mi tak wygodnie, jakbym w nocy zmieniła stan skupienia. I tym razem nie miałam żadnych złudzeń, że to on był tego przyczyną.

       Ethan poruszył się potęgując nieznośne pieczenie w mostku. Jego ręka przesunęła się z mojego biodra na plecy, gdy przekręcił się na bok. Zagryzłam wargi. Uderzenie gorąca przeszyło moją skórę. Serce waliło mi jak oszalałe i bałam się, że ten dźwięk sprawi, że się ocknie, dlatego spróbowałam odetchnąć.

       I zrobiłam to. Prosto w jego rozchylone wargi, walcząc przy tym z tak obezwładniającą potrzebą pocałowania tych ust, jakbym w nocy zyskała nowe uzależnienie.

       Zachłysnęłam się nim. Zupełnie naturalnie i niezamierzenie.

       Nie mogłam się za to winić. Każdy szczegół tego chłopaka mnie fascynował. Był piękny. Kuszący. Niewyobrażalnie przystojny. I na dodatek z mniejszą lub większą cierpliwością akceptował to, kim się przy nim stawałam.

       Na myśl, że od dzisiaj wszystko się zmieni poczułam obezwładniający smutek. Doskonale wiedziałam, że przekroczyliśmy wszystkie granice. Zmieniliśmy rytm naszej znajomości. Być może znowu coś popsuliśmy. Przez to wszystko wizja przyszłości stała się jeszcze bardziej przerażająca, bo mieliśmy za dużo wspólnych spraw.

DissonanceTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang