19. Decyzja.

97 12 41
                                    

       — Musimy porozmawiać!

       Rzuciłam prosto w twarz Ethan'owi, który automatycznie wykrzywił się na mój widok. Nie wiem, czy sprawiał to mój głos, czy fakt, że stanęłam mu na drodze, ale nie mógł wybrać sobie gorszego momentu na okazywanie niezadowolenia, bo mnie było wszystko jedno.

       Włosy chłopaka były zakurzone i opadły, jakby pół dnia spędził przy zrywaniu starych tynków. Przeczesał je nerwowo, a jego usta zniknęły zassane do środka. W jego lekko zmęczonych oczach czaiła się złowróżbna iskra, która zazwyczaj sprawiała, że język w mojej buzi stawał kołkiem.

       Zatrzymał się na ostatnim schodku zdziwiony moim niespodziewanym atakiem i zamarł z dłonią zaciśniętą na balustradzie.

       — Co? — Zamrugał, jakby wcześniejsze słowa w ogóle do niego nie dotarły.

       — Musimy pogadać! — Powtórzyłam z zacięciem, przekładając piwo z jednej ręki do drugiej.

       Lewą, tą wolną, łamiąc wszelkie dotychczasowe, niepisane zasady, chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę drzwi. Chłopak zsunął się ze schodów jak marionetka.

       — Jest tutaj jakieś miejsce, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzać? — Zapytałam ściskając jego rękę z całych sił.

        Na sekundę przed tym, jak nacisnęłam klamkę Ethan szarpnął kończyną i to wystarczyło, aby na powrót stał się wolnym człowiekiem. Zatrzymał się, więc odwróciłam się w jego stronę i posłałam mu nie przyjmujące odmowy, ostre spojrzenie.

       Byłam odważna, prawda?

       — Nie mam czasu na pierdoły, Casteel. — Burknął wycofując się. Ściągnął brwi mierząc mnie nieprzyjemnie, a ja, przygotowana na właśnie taką reakcję uśmiechnęłam się półgębkiem.

       — Akurat na tej rozmowie powinno ci zależeć bardziej, niż mnie. — Założyłam dłonie na klatce piersiowej obserwując jego sztywniejące plecy. — To jak?

       Ciemnowłosy wzniósł oczy do sufitu i zaklął pod nosem. Cóż za finezja!

       — Niech będzie. — Warknął, zmieniając kierunek po raz kolejny. Bez słowa otworzył drzwi i wypadł na zewnątrz, jakby te cztery ściany, które nas otaczały miały zaraz się zawalić.

       Popędziłam za nim po schodach. Wszystko działo się tak szybko, że nim zrozumiałam, że nie mam pojęcia, jak poprowadzić tę rozmowę, byliśmy już w połowie drogi. Wąska ścieżka, którą mnie prowadził biegła przy brzegu i niknęła w gęstwinie krzaków.

       — To tutaj łazisz, kiedy nikt nie widzi? — Zapytałam, gdy dotarliśmy do niewielkiego, drewnianego podestu.

       Nie mogłabym dostrzec go z perspektywy domu, bo idealnie ukrył się wśród wodnych traw, co dawało poczucie intymności. Z tego miejsca rozciągał się widok na nasze posesje i na moment zawiesiłam na nim oko.

       Obraz przed moimi oczami był imponujący. Zmiany, jakie dokonały się w ciągu ostatnich dni przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Taras z całkiem nowym zadaszeniem prezentował się potężnie, idealnie wgryzając się w klimat całego domu. Na piętrze świeciły się światła. Całkiem nowe drzwi były otwarte na oścież, a na balkon, który doczekał się barierki i kompozytowego wykończenia, padała jasna, ciepła smuga.

       Westchnęłam.

        Ludzkie ręce były w stanie stworzyć niesamowite rzeczy. To było nieprawdopodobne.

DissonanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz