37. TEN stan.

135 15 103
                                    

       Byłam tak spięta, że ledwo poruszyłam nogami, aby obrócić się w stronę Dory, która na widok swojego brata zatrzymała się w progu kuchni. Z jej ust wydobyło się ledwo słyszalne 'o cholera', a z kolan, prosto na podłogę zsunęła się tacka z zapiekankami.

       Nie wiedziałam, co zaskoczyło ją bardziej. Zmarnowane jedzenie, które zawsze upadało mokrym do dołu, czy bardzo wątpliwy stan trzeźwości członka jej rodziny.

       Amanda i Callie ruszyły dziewczynie na pomoc, a ja, kompletnie wybita z rozumu obserwowałam dalszą część spektaklu jak widz, który z wywieszonym do pasa jęzorem czeka na kontynuację interesującego go wątku.

       Ethan wkroczył do salonu lekko się zataczając i kopniakiem zatrzasnął za sobą drzwi. Miał na sobie zwykłe ubranie, więc gdziekolwiek był, musiał się tam przebrać. Jego włosy były lekko potargane, jakby roztrzepał je wiatr. Z dozą nieśmiałości przeskanowałam jego sylwetkę szukając cech, które zawsze mu towarzyszyły; zaciśniętych pięści, albo wrednego grymasu, który pobocznemu obserwatorowi mógłby zasugerować, że Collins lubił się wywyższać, ale dzisiaj, właśnie teraz, oprócz miny mówiącej, jak bardzo było mu wszystko jedno, nie było tam nic znajomego.

       Było za to coś innego.

       Figlarne, lekko rozmyte spojrzenie i palec wymierzony w moją stronę, jak lufa pistoletu, a pociskami okazały się jego słowa.

       — Masz przesrane, Casteel!

       Wstrzymałam oddech i złapałam się za brzuch. Sposób, w jaki na mnie patrzył był jednoznaczny. Jakby rzucał mi wyzwanie. Zignorował wszystkich innych, stałam się centrum jego wszechświata, tym najważniejszym punkcikiem, który ciągle uciekał mu sprzed nosa, a teraz zachowywał się tak, jakby wreszcie mnie dopadł, by odebrać zapłatę za wszystkie nerwy, które przeze mnie stracił. 

       Moje nogi zadrżały, ręce też, nie byłam godnym przeciwnikiem, byłam raczej jak tarcza strzelnicza, która nie potrafiła się nawet poruszyć, aby utrudnić mu to zadanie. To nie mogło skończyć się dobrze, więc zaczęłam modlić się o cud.

       A przecież ja nie modliłam się nigdy.

       — Jak ty wyglądasz, Ethan? — Jęknęła Dora zaciskając między szczupłymi palcami tackę, na którą dziewczyny odkładały zmarnowane żarcie.

       Preston parsknął śmiechem u mojego boku, gdy Ethan zrobił krok w głąb pomieszczenia. Potem się obrócił. Na jednej nodze. I palec, który wcześniej był wymierzony we mnie, teraz był wycelowany w Dorę.

       — Trochę nieelegancko. — Oświadczył, a potem wzruszył ramionami, jakby sam nie wiedział, jak do tego doszło.

       — Gdzie się tak załatwiłeś? — Zapytała blondynka. Callie wstała i zmierzyła go nieprzychylnym spojrzeniem. Tylko ona potrafiła patrzeć w taki sposób. Jakby jedno mrugnięcie mogło wywołać nie lada armagedon.
— U Blake'a. — Odpowiedział, a jego twarz odrobinę się skrzywiła.

       W przeciwieństwie do mojej. Poczułam taką ulgę na myśl, że to był jego sposób na odreagowanie, jakbym od czasu rozmowy z nim oddychała na pół gwizdka, a teraz z moich płuc ześlizgnął się ponadprogramowy balast.

       — Tylko mi nie mów, że dałeś mu alkohol! — Wydarła się Davis.
— A spodziewałaś się czegoś mądrego po tym durniu?! — Dołożyła Dora. — Zobacz w jakim jest stanie!
— Uwierzycie mi, kiedy powiem, że dzielnie strzegłem dostępu do barku? — Kącik jego ust poderwał się do góry. I mój też to zrobił, więc opuściłam głowę i wypuściłam powolny oddech, aby nikt nie zauważył, co się ze mną działo. — Ale Blake był silniejszy...

DissonanceWhere stories live. Discover now