12. Załatwiłem ci wycieczkę.

94 14 40
                                    

       Wstyd był jednym z tych uczuć, które człowiek przeżywał najdotkliwiej. A gdy powodem tego wstydu był najbardziej niedostępny, obojętny i zimny człowiek na ziemi, wszystkie emocje były dwa razy większe i o wiele trudniejsze do zniesienia.

       Moje policzki zalała krwista czerwień i nagle dookoła zrobiło się o milion stopni cieplej. Zabrakło mi słów, zabrakło mi tlenu. Bardzo chciałam coś powiedzieć, jednak nie potrafiłam wymyślić nic mądrego.

       Ethan potraktował to jak koniec rozmowy, uśmiechnął się szyderczo i odwrócił, aby odejść. Szarobrązowe oczy aż kipiały zadowoleniem. Dopiero gdy zerwałam z nim kontakt wzrokowy odzyskałam rezon. Na tyle, aby mieć ostatnie słowo.

       — Nie da się unikać ludzi przez całe życie, Collins! Nie będziesz dzięki temu szczęśliwszy! — Wykrzyczałam w jego plecy prowokując go do zatrzymania.

       — Unikanie ludzi to za mało, Casteel! — Zagrzmiał surowo. — Aby czuć się dobrze, musiałbym unikać całego, pieprzonego świata!
— Zacznij unikać problemów. Wyjdziesz na tym o wiele lepiej.
— Chcesz mi coś powiedzieć?! — Zapytał odwracając się i przez chwilę szedł tyłem.
— Tak. Pierdol się!

        W jego oczach pojawiły się błysk, jakby tą głupią dyskusja sprawiała mi odrobinę frajdy.

       — Nie będę się powtarzać, Casteel.

       Niech go szlak!

                           #######

       — Co to było?!

       Stella dopadła do mnie jako pierwsza, kiedy próbowałam przekroczyć próg swojego domu.

       Chwilę później u mojego boku pojawiła się zaniepokojona Amanda, a na końcu San.

       Wszyscy widzieli nasze starcie. Ich miny były tak posępne, że miałam wrażenie, że patrzę na zupełnie obcych ludzi.

       I była jeszcze Dora. Kiedy ją mijałam posłała mi przepraszające spojrzenie, jakby naturalnym było to, że bierze odpowiedzialność za zachowanie swojego brata. Nie było mnie stać na choćby niemrawy uśmiech, dlatego z opuszczonymi ze wstydu ramionami poszłam w swoją stronę.

       Jednak to nie widok twarzy blondynki zabolał mnie najbardziej. Tylko Gwen. Gwen, która jako jedyna nie wyglądała na zaskoczoną. Przypominała raczej kogoś, kto spodziewał się wybuchu. Dumny uśmiech błądził po jej twarzy, kiedy szłam tą ścieżką wstydu, a gdy wdrapałam się na werandę moich uszu dobiegł kpiący rechot.

       — Nic. — Burknęłam wbiegając do domu.

       Przecięłam pomieszczenie najszybciej jak umiałam i wkroczyłam do kuchni. Wzięłam czysty kubek z suszarki i nalałam do niego wody, którą wypiłam niemal jednym łykiem.

       — Nie żartuj, Nicki. — Poruszona Amanda stanęła u mojego boku i nachylając się próbowała złapać ze mną kontakt wzrokowy. — To wyglądało poważnie.
— Nic, co wiąże się z Ethan'em Collinsem nie może być poważne. — Warknęłam zbyt ostro, bo moja przyjaciółka odsunęła się ode mnie jak oparzona. — On nie jest poważny!

       — Co się stało? — Głos Santiago sprawił, że włoski na moim karku stanęły dęba.

       Miałam dość pytań. Dość tego bałaganu. Dość chaosu i przymuszania do wyjaśnień, kiedy nie miałam nic do powiedzenia.

       — Po prostu... — Zaciągnęłam się powietrzem próbując wypluć z siebie wszystko, co przychodziło mi do głowy, jednak jedno kołaczące się w moim umyśle zdanie skutecznie zamknęło mi usta. Przestań o mnie plotkować, Nicole. — Nic... Nie mam nic do powiedzenia.

DissonanceWhere stories live. Discover now