7. Jak dobrze podejmować złe decyzje.

134 13 74
                                    

       — Kurwa mać...

       O losie! Jak ja zgadzałam się z tym stwierdzeniem! Poczułam całe moje ciało, jak tylko odzyskałam względną świadomość, jednak nie było nic lepszego w ten niedzielny poranek, od głosu mojego przyjaciela, który wyjęczał te dwa słowa prosto do mojego ucha, gdy sama jak lew walczyłam z mdłościami.

       Ostre słońce, które wpadało przez wielkie okna kaleczyły mnie mimo zamkniętych powiek i byłam niemal pewna, że chyba spałam w jakiejś dziwnej pozycji, bo bolał mnie każdy fragment mojego skacowanego ciała.

       Gdy po drugiej stronie pomieszczenia rozległ się przeciągły jęk postanowiłam zaryzykować i otworzyć oczy. I prawie zadławiłam się resztkami śliny, gdy zobaczyłam wykręconą pod dziwnym kątem Stelle, która leżała na podłodze tuż obok otwartych drzwi do łazienki.

       Potem dotarło do mnie donośne chrapanie. Zmusiłam się do przekręcenia głowy. Gdzieś przy wejściu zauważyłam zarys męskiej sylwetki i gdybym tylko była w lepszej kondycji wybuchnęłabym donośnym śmiechem.

       — Co tu się odwaliło? — Zdołałam wykrztusić.
— Nie mam pojęcia, ale nigdy więcej... — Wykaszlał Santiago a smród jego oddechu sprawił, że musiałam się podnieść i odsunąć się od niego na bezpieczną odległość, aby nie zwymiotować.

       — Umyj zęby... — Nakazałam przecierając mokrą od potu twarz.

       Spanie w polarowej piżamie nie było dobrym pomysłem, jednak wczoraj nie sądziłam, że będę się w niej czuła jak w folii bombelkowej.

       — Stella? Wszystko w porządku?
— Nie... Nie wiem... Mam wrażenie, że ktoś w nocy amputował mi nogi...
— To dlatego spałaś na podłodze? — Zapytałam próbując złapać ostrość widzenia mrugając.

       Moja przyjaciółka podparła się na rękach, usiadła, a potem ciężko opadła na ścianę za jej plecami.
— Amanda rzygała jak kot... Musiałam zasnąć między jedną sesją a drugą...
— Gdzie ona jest?
— Tutaj jestem... — Odezwała się Amy, wyczołgujac się na czworakach z łazienki.

       Jej stan trochę mnie rozbawił, ale nie miałam odwagi się śmiać. Nie wtedy, kiedy czułam to nieprzyjemne bulgotanie w żołądku, a Santiago chuchał w moją stronę smrodem przetrawionego alkoholu.

       — Ktoś leży pod drzwiami? — Zapytał mój przyjaciel przekręcając się na brzuch.
— I chrapie... — Dodałam próbując rozplątać kołtun, który przez te parę godzin nędznego snu powstał na czubku mojej głowy.

       Było mi tak gorąco, tak niewygodnie, że miałam ochotę wydrapać paznokciami żyły spod skóry. Amanda w tym czasie zasiadła obok Stelli i zawyła jak katowane zwierzę.

       — Nienawidzę was... — Stwierdziła rozsuwając zasuwak piżamy, na której widniała wielka, zielona plama, najprawdopodobniej z trawy. — Miałam na dzisiaj ambitne plany...
— Ja dalej je mam. — Odparł San wstając. — Jeśli przeżyje, będę z siebie dumny.

       — Gdyby zobaczył nas Andrew... — Westchnęłam podnosząc się na nogi.

       Miałam prosty cel. Dostać się do kuchni, odkręcić kran i przyssać się do niego jak pijawka.

       — Kto to jest Andrew? — Niewyraźny bełkot dotarł do nas spod drzwi.

       Zajęta próbą bezpiecznego dostania się do kuchni nie zauważyłam, że chrapanie ustało. Od razu rozpoznałam głos Blake'a. Jednak chrypka, której dorobił się przez spanie na progu delikatnie zmieniła jego brzmienie.

DissonanceWhere stories live. Discover now