3. Kilka ciosów od życia.

137 13 57
                                    

       Deski zaskrzypiały pod naporem ciężkich butów i przysięgam, to był najbardziej złowróżbny i pobudzający wyobraźnię dźwięk, jakiego nie dane mi było usłyszeć od bardzo dawna. Jakaś dziwna masa utknęła mi w gardle o próbowałam się jej pozbyć przełykając, ale nie miała ona fizycznej formy.

       Za to ten człowiek...

       Postać zbliżała się do nas w tempie huraganu, kroki były pewne i szybkie, i gdybym była kimś innym, może Stellą albo pozytywnie nastawioną do życia Amandą, zachowałabym trzeźwość umysłu potrzebną do zachowania klasy.

       Jednak gdy mężczyzna w końcu do nas dotarł, w mojej głowie nastała jeszcze większa ciemność.

       To było jak emocjonalne uderzenie. Bo stanął przede mną posąg, który choć przypominał człowieka, nie mógł być nim w pełni z tą beznamiętną, pustą miną i martwymi, przerażającymi oczami.

        Jego nieufność i zimna rezerwa zmusiły mnie do cofnięcia się o krok, poczułam się tak, jakbym nie była mile widziana, jakbym wkroczyła na zakazane tereny. W tej przeklętej ciszy, która panowała między nami dudnienie mojego serca było o stokroć głośniejsze i milion razy bardziej zawstydzające, bo miałam wrażenie, że on wszystko słyszał i bawiła go moja reakcja.

       W jednej sekundzie cały mój świat przeszedł przebiegunowanie. Rumieniłam się i bladłam na zmianę. Szybki skan mojej osoby, który chłopak wykonał poruszając tylko ciemnymi źrenicami sprawił, że musiałam przełknąć. Nie marzyłam o niczym tak bardzo, jak o ucieczce z tego zamarzniętego miejsca i pójściu gdzieś, gdzie było ciepło i przytulnie. Gdzieś, gdzie nie było jego.

       To było jak solidny strzał w pysk, gdy zrozumiałam, że na świecie byli ludzie bardziej zepsuci ode mnie.

       A on był zepsuty. Pewny siebie. Arogancki. Groźny. Niezwykle uważny, choć ukrywał to pod maską znudzenia. Był centralnym punktem, który skupiał wokół siebie resztę mniej istotnych punktów, w tym mnie, choć jego przedziwna energia odpychała mnie na bezpieczną odległość.

       Patrząc w te puste, przerażająco mętne tęczówki niemal od razu zrozumiałam, że nie byłam godna, aby stać u jego boku. I to było dobre. Bo nawet gdybym jakimś cudem chciała zostać, zdrowy rozsądek podpowiadał ucieczkę.

       — Dlaczego jesteś poza domem?

       Kolejny strzał w pysk.

       Ciche warknięcie, które wydostało się z jego ust było jeszcze gorsze, niż tuzin srogich spojrzeń. Niebywale niski tembr, który przeciął powietrze brzmiał jak ostrzeżenie i chociaż nie skierował swojego pytania do mnie, poczułam się winna.

       Przerażona objęłam się ramionami uciekając wzrokiem w bok, byleby na niego nie patrzeć. Jednak coś przyciągało mnie do tego chaosu. Dlatego jak skończona idiotka rzucałam przelotne spojrzenia w jego kierunku, mając nadzieję, że ciemność ukryje przed nim moje dziwne zachowanie.

       — Nicole przyszła pogadać... Było miło, a potem zjawiłeś się ty. Braciszku. — Dora nieznacznie podniosła głos, ale chłopak wydawał się niewzruszony. Potarł kciukiem kącik ust, a potem schował dłonie do kieszeni jeansowej kurtki, która osłaniała go przed chłodem.

      Wyglądał... Boże, jak on wyglądał.

       Jak ucieleśnienie wszystkich znanych mi grzechów. Jak poczucie winy i wyrzuty sumienia w jednym. Jak zatracenie i obłęd. Jak ktoś, kto jednym spojrzeniem mógłby przenieść budynek wraz z fundamentami. Aż dziw, że dziewczyna, która siedziała obok mnie i wyglądała jak piórko, które mógłby zdmuchnąć najlżejszy powiew wiatru, była siostrą tego przerażającego stworzenia.

DissonanceWhere stories live. Discover now