Deski zaskrzypiały pod naporem ciężkich butów i przysięgam, to był najbardziej złowróżbny i pobudzający wyobraźnię dźwięk, jakiego nie dane mi było usłyszeć od bardzo dawna. Jakaś dziwna masa utknęła mi w gardle o próbowałam się jej pozbyć przełykając, ale nie miała ona fizycznej formy.
Za to ten człowiek...
Postać zbliżała się do nas w tempie huraganu, kroki były pewne i szybkie, i gdybym była kimś innym, może Stellą albo pozytywnie nastawioną do życia Amandą, zachowałabym trzeźwość umysłu potrzebną do zachowania klasy.
Jednak gdy mężczyzna w końcu do nas dotarł, w mojej głowie nastała jeszcze większa ciemność.
To było jak emocjonalne uderzenie. Bo stanął przede mną posąg, który choć przypominał człowieka, nie mógł być nim w pełni z tą beznamiętną, pustą miną i martwymi, przerażającymi oczami.
Jego nieufność i zimna rezerwa zmusiły mnie do cofnięcia się o krok, poczułam się tak, jakbym nie była mile widziana, jakbym wkroczyła na zakazane tereny. W tej przeklętej ciszy, która panowała między nami dudnienie mojego serca było o stokroć głośniejsze i milion razy bardziej zawstydzające, bo miałam wrażenie, że on wszystko słyszał i bawiła go moja reakcja.
W jednej sekundzie cały mój świat przeszedł przebiegunowanie. Rumieniłam się i bladłam na zmianę. Szybki skan mojej osoby, który chłopak wykonał poruszając tylko ciemnymi źrenicami sprawił, że musiałam przełknąć. Nie marzyłam o niczym tak bardzo, jak o ucieczce z tego zamarzniętego miejsca i pójściu gdzieś, gdzie było ciepło i przytulnie. Gdzieś, gdzie nie było jego.
To było jak solidny strzał w pysk, gdy zrozumiałam, że na świecie byli ludzie bardziej zepsuci ode mnie.
A on był zepsuty. Pewny siebie. Arogancki. Groźny. Niezwykle uważny, choć ukrywał to pod maską znudzenia. Był centralnym punktem, który skupiał wokół siebie resztę mniej istotnych punktów, w tym mnie, choć jego przedziwna energia odpychała mnie na bezpieczną odległość.
Patrząc w te puste, przerażająco mętne tęczówki niemal od razu zrozumiałam, że nie byłam godna, aby stać u jego boku. I to było dobre. Bo nawet gdybym jakimś cudem chciała zostać, zdrowy rozsądek podpowiadał ucieczkę.
— Dlaczego jesteś poza domem?
Kolejny strzał w pysk.
Ciche warknięcie, które wydostało się z jego ust było jeszcze gorsze, niż tuzin srogich spojrzeń. Niebywale niski tembr, który przeciął powietrze brzmiał jak ostrzeżenie i chociaż nie skierował swojego pytania do mnie, poczułam się winna.
Przerażona objęłam się ramionami uciekając wzrokiem w bok, byleby na niego nie patrzeć. Jednak coś przyciągało mnie do tego chaosu. Dlatego jak skończona idiotka rzucałam przelotne spojrzenia w jego kierunku, mając nadzieję, że ciemność ukryje przed nim moje dziwne zachowanie.
— Nicole przyszła pogadać... Było miło, a potem zjawiłeś się ty. Braciszku. — Dora nieznacznie podniosła głos, ale chłopak wydawał się niewzruszony. Potarł kciukiem kącik ust, a potem schował dłonie do kieszeni jeansowej kurtki, która osłaniała go przed chłodem.
Wyglądał... Boże, jak on wyglądał.
Jak ucieleśnienie wszystkich znanych mi grzechów. Jak poczucie winy i wyrzuty sumienia w jednym. Jak zatracenie i obłęd. Jak ktoś, kto jednym spojrzeniem mógłby przenieść budynek wraz z fundamentami. Aż dziw, że dziewczyna, która siedziała obok mnie i wyglądała jak piórko, które mógłby zdmuchnąć najlżejszy powiew wiatru, była siostrą tego przerażającego stworzenia.
![](https://img.wattpad.com/cover/342029685-288-k328689.jpg)
YOU ARE READING
Dissonance
Teen FictionJedna decyzja. Tylko jedna wystarczyła, aby moje pozornie poukładane życie znowu runęło. Jedno spojrzenie stalowych, zimnych oczu okazało się być początkiem. Gdybym wiedziała... Pewnie nigdy nie odważyłabym się patrzeć w te oczy z taką ciekawością...