Była niedziela, pierwszy dzień maja, kiedy Stelli i Amandzie w końcu udało się wyciągnąć mnie z domu. Przez ostatni tydzień unikałam ich jak ognia ze względu na pokiereszowaną twarz, a gdy siniak zbladł na tyle, że dało się go ukryć pod makijażem, chowałam się w domu za wielkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami szafy, którą obdzierałam z warstw starego lakieru. Moja praca nie skończyła się, w przeciwieństwie do listy używanych wymówek, a gdy dziewczyny stanęły na moim progu szczerząc się jak głupie do sera — nie potrafiłam im odmówić.
Park, w którym siedzieliśmy i popijaliśmy ukradkiem piwo był usytuowany niedaleko uczelni. Studenci lubili tu przesiadywać szczególnie w dni, kiedy temperatura przekraczała skalę znośności, bo w samym centrum tego miejsca utworzono sztuczny staw. To była przyjemna odskocznia od chaosu, który wkradł się w ostatnim czasie do mojego życia i uznałam, że kilka godzin luzu nie było czymś, czego powinnam sobie odmawiać.
— Nie jesteś stara, Amy! — Zaśmiałam się w pewnym momencie i wystawiłam twarz do słońca.
— Nicole, jestem w takim wieku, że zamiast budzika, budzi mnie niepokój. — Oświadczyła poważnie podwijając cienką bluzkę w tradycyjne wzory i zamachała nią w powietrzu.
— A ja jestem głodny. — Wtrącił Santiago, który dołączył do nas godzinę temu. — Mam dzisiaj taki apatyt, że z chęcią zżarłbym nawet światło z lodówki.
— Widziałam w alejce budę z hot dogami. Idź, kup i przestań ciągle nawijać o żarciu! — Parsknęła Stella przekręcając się na bok.Czarnowłosa zajmowała jeden brzeg wielkiego koca, który Amy wykradła z akademika, a Santiago drugi. Razem z Amandą kuliłyśmy się po środku będąc w samym centrum wiecznych sprzeczek między nimi.
— Nie mam pieniędzy. Matka dalej nie zrobiła mi przelewu. — Odparł dramatycznie łapiąc się za brzuch. — Zapomniałaś, gdzie ostatnio jadam?! — Dodał krzywiąc się z obrzydzeniem.
— Na stołówce? — Zachichotałam.
— Miałaś nie używać tego słowa, wredoto! — Wrzasnął.
— Nie moja wina, że zachowujesz się jak arabski szejk, Rivera! — Dołożyła Stella wygrzebując z kieszeni telefon.Nie uszło naszej uwadze, że wiecznie z kimś pisała, a jej głowa przez większość spotkania znajdowała się gdzieś indziej. Gdy zwróciłam jej uwagę, dziewczyna zaczęła na mnie warczeć, dlatego teraz siedziałam cicho.
— Postawiłam ci dzisiaj kolejne piwo! — Mruknęła Amanda dalej machając koszulką. — Bądź wdzięczny.
— Nie umiem tak na zawołanie! — Wyjęczał.
— Masz! — Wyciągnęłam z torebki pięć dolarów i wcisnęłam mu w kieszeń. — Dopiszę to do rachunku.
— Ja bym mu nie dała! — Zaśmiała się Amanda.
— Ty akurat nikomu nie dajesz! — Napuszył się blondyn i wstał poprawiając po drodze beżowe szorty. Po chwili ruszył trawnikiem i ostentacyjnie machnął tyłkiem.
— Tobie akurat nic do tego, niewyżyta świnio! — Krzyknęła za nim szatynka.— Właśnie... — Przypomniałam sobie nagle. — Potwierdziłam Callie nasz wspólny wyjazd.
— Rozumiem, że beze mnie. — Amanda wyprostowała się i sięgnęła do torebki po wodę.
— Niekoniecznie, Harris. — Wyszczerzyłam się w jej stronę. — Przemycę cię w walizce.
— Nie masz takich dużych walizek. — Ściągnęła usta wyostrzając spojrzenie. — Teraz mam sto milionów powodów do zazdrości! — Pisnęła niemal płacząc.— Może powinniśmy jeszcze przemyśleć ten wyjazd? — Surowy ton Stelli zwrócił moją uwagę, więc wychyliłam się zza ramienia Amandy, aby mieć na czarnowłosą lepszy widok.
— To znaczy?
— No wiesz... Tak do końca nie znamy tych ludzi. Jedna, wspólna impreza to za mało, aby im tak do końca zaufać.
— Zaufać? — Amy również odwróciła się w jej stronę. — Dlaczego brzmisz, jakbyś mówiła o przystąpieniu do sekty?
— Po prostu mam wątpliwości. — Mruknęła.
YOU ARE READING
Dissonance
Teen FictionJedna decyzja. Tylko jedna wystarczyła, aby moje pozornie poukładane życie znowu runęło. Jedno spojrzenie stalowych, zimnych oczu okazało się być początkiem. Gdybym wiedziała... Pewnie nigdy nie odważyłabym się patrzeć w te oczy z taką ciekawością...